Strefa Kontynentów- 14-16 października w Nadarzynie

14-16 października będę w Nadarzynie w Strefie Kontynentów na World Travel Show. Mamy tam swój kącik, zabiorę wszystko co mi przyjdzie do głowy i to o co mnie poprosicie (dlatego piszę o tym już teraz). Chciałam opowiedzieć- jeśli się uda w formie warsztatów- o problemach, które najczęściej poruszaliście na blogu:

1-o tym jak się spakować na każdy możliwy wyjazd (przygotuję się na wszystkie zbadane przeze mnie okazje, od łażenia po górach wiosną, latem jesienią i zimą, przez wyprawę polarną, nurkowanie, narty  (i te) , autostop, wyjście z psem… i co tam zechcecie ( o ile wiem) :)). Jak zwykle postaram się wybrać i zademonstrować absolutne minimum.

2- jak się ubrać żeby nie marznąć. Opowiem o wszystkich interesujących przypadkach przy dużej aktywności i w bezruchu. Postaram się pokazać na przykładach, o ile tylko się znajdzie ochotnik:)

Nie byłam jeszcze na takim spotkaniu więc nie wiem jak to technicznie zorganizować. Myślę że mogę powtarzać warsztaty o ile zbiorą się chętni, bo umówienie się na konkretne godziny może się w praktyce okazać trudne. Program imprezy jest bardzo bogaty, będzie sporo sławnych ludzi i mnóstwo bardzo ciekawych spotkań.

3- będę podpisywać Wędrówki Pirenejskie.

Poza tym wszytskim w sobotę w samo południe pokażę zdjęcia, nad którymi pracowałam przez ostatni rok. Publikowałam je w międzyczasie w kawałkach na Peronie4, na facebooku, na blogu. Teraz mam wrażenie, że już tę serię skończyłam, że pokazałam wszystko co chciałam, ale ponieważ nikt tego jeszcze w całości nie oglądał, trochę się oczywiście stresuję.

Bardzo liczę na to, że przyjdziecie i mnie wesprzecie. Do zobaczenia!

 

 

Share

czy jestem idealistką?

Takie pytanie zadał mi niedawno pewien dociekliwy człowiek (jeden z Was). W pierwszej chwili oburzyłam się na myśl, że mogłabym być kimkolwiek (poza sobą). Nie lubię etykiet. Żadnego segregowania- Wy też dostajecie u nas ubrania na miarę- każde inne. Potem pomyślałam, że kłopot tkwi w definicji. To pojęcie jest upiornie pojemne. Co innego gdyby ktoś spytał czy jestem blondynką. Wtedy bym się przecież przyznała chociaż to też jakaś tam etykieta (niestety nie jestem- nie ma uzasadnienia dla moich licznych pomyłek i gaf). Do idealizmu nie umiałam się odnieść i ponieważ trochę mnie to nadgryzło, odpowiadam teraz.

Nie jestem. Idealista w najbardziej ogólnym znaczeniu to ktoś kto wierzy w jakieś szczytne idee i jest gotowy je zawsze popierać. A ja wszystko podważam, powątpiewam, zaglądam od spodu. Czasem ze zwykłej ciekawości, bo umiem i bo mogę, zwykle bez wrogich zamiarów. Chcę wiedzieć jaki jest świat. Nie przestaje mnie to fascynować, ciągle mnie dziwi.

Jedyną ideą, w którą wierzę święcie- jest Dobro, które kiedyś w początkach języka polskiego znaczyło to samo co Bóg. Teraz te pojęcia się nieco rozeszły. To sam w sobie temat do długiej rozprawy, ale nie mam nadziei, że to ogarnę, więc robię to co zawsze. Robię swoje.

Na tym blogu najczęściej piszemy o dzikim świecie i o naturze. Tu też jest sporo miejsca na idealizm. Ludzi przybywa. Natura ginie, trzeba ją chronić. I znów z czegoś co pozornie proste wyrasta ideologia i przemysł. Powstają partie i organizacje. Generują się wielkie pieniądze. Tworzą układy. Kłopot z ludźmi nie polega na ich nadmiarze, tylko na tym, że próbują wszystko uporządkować. Poukładać, jednoznacznie określić i zdecydować. Zawsze odgórnie. Natura jest takim działaniom przeciwna. Funkcjonuje inaczej. Kataklizmy (takie jak choćby rozwój ludzkości) nie są jej obce, już się zdarzały. Nie raz ginęły całe gatunki. Zmieniało się ukształtowanie powierzchni i klimat. Piękno- które automatycznie przypisujemy dzikim miejscom, dla którego te dzikie miejsca chronimy też nie powstawało od razu. Rosło z czasem. Niejednokrotnie bardzo powoli. Wystarczy przejść przez Islandię żeby zobaczyć jak wyglądała Ziemia za młodu. Gorąca, bulgocąca, pokryta błotem, śmierdząca siarką, pustynna.

Wiem, że to ryzykowne gdybanie, abstrakcja, ale mam nadzieję, że po katastrofie jaka trafiła się Ziemi teraz- po lawinowym rozwoju ludzkości też kiedyś pozostanie piękno. Nie wiem czy my też w nim będziemy. Jeśli tak, musielibyśmy się pewnie zmienić. Teraz jesteśmy zorientowani na efektywność, na sukces, na cel. Nikt chyba bardzo nie docieka jaki, niektórzy całkiem się w tym pogubili, ale biegniemy zgodnie i w stadzie. Cała nasza współczesna kultura, cała ekonomia skoncentrowała się wokół oczekiwań i planów. Nie ma miejsca na pomyłki i chaos. Nawet ne niespodzianki. Jakie one nieprofesjonalne, nieefektywne… Jakie nieżyciowe…

A przecież prawdziwe Życie nie jest zorganizowane. Nie jest przewidywalne, bywa niebezpieczne. Rośnie organicznie. Bezładnie. Gdzie tylko może. Wypełnia nisze. Natura zawsze dąży do równowagi. Choćby chwilowej, lokalnej. A my? Do czego w zasadzie dążymy?

Fascynuje mnie to. Pozorny chaos tworzący zrównoważone ekosystemy, powstałe bez naszego udziału i wiedzy. Niezależne, cudnie odporne na naszą ignorancję, głupotę, zmienne, ale zaskakująco trwałe. Dlatego chyba kocham dzikie miejsca. Nie tylko dla urody, nie tylko dla zagrożonych gatunków (tyle już ich przecież zanikło, zginęły dinozaury i mamuty). Dla wolności, niepewności, wahania, ryzyka- dzięki którym mogę się zmieniać, uczyć dopasowywać, poprawiać. Gdyby ktoś powierzył ochronę przyrody mi, usunęłabym wszystkie prowadzące do dzikości drogi, wszystkie schroniska, ułatwienia i szlaki. Zlikwidowałabym parki narodowe i ich facebooki zachęcające do bezmyślnego, łatwego zwiedzania, wykorzystywania i wydawania- bezrefleksyjnego, powierzchownego, nieryzykownego, bo tylko z dozwolonej ścieżki. Zdezorganizowałabym ten świat. Zostawiłabym dzikość samej sobie i ludziom, którzy chcą się nauczyć czym jest i jak funkcjonuje Natura z nadzieją, że wyniosą tę wiedzę dalej i że to nas kiedyś wszystkich zmieni. Chroniłabym nie tyle zaszłości z poprzednich geologicznych epok, tylko sam proces dziczenia, zdolność do odrastania, odradzania się, zmartwychwstawania, tworzenia równowagi, do skutecznego funkcjonowania w chaosie. W skali globalnej to się wydaje skrajnie trudne, ale w malutkiej, osobistej, domowej- jest proste. Niech sobie rośnie co chce, jak chce, rodzime, przyjazne naszym zwierzętom, zwykłe- czyli naturalne. Niech sobie chodzi po naszym ogrodzie, ćwierka, bzyczy, nadgryza jabłka. Skoro przestrzeń przekształcona przez człowieka zajmuje już ponad 75% Ziemi, musimy się jakoś ścisnąć, zmieścić tu wszyscy. Przecież to dzikie, podejrzane, nieopanowane umie coś czego my nie potrafimy zrobić- utrzymuje świat w równowadze.

Ale to tak na marginesie, żebyście mieli z czym polemizować. Zapraszam. Nie ma ryzyka, nie uprę się przy swoim zdaniu, nie zafiksuję na jakiejś jednej idei czy wizji. Nie jestem idealistką, też nie materialistką. Chodzę po ziemi. Widzę i dobro i zło. Nie odpowiadam za nie w skali globalnej, nie ogarniam, ale w moim światku, na moim małym podwórku będzie tak jak się nauczyłam wędrując- naturalnie, trochę przypadkowo, raczej bez celu z jednym jedynym drogowskazem skierowanym wyłącznie na Dobro. Innym zwyczajnie nie ufam.

Poniżej Islandia z bardzo bliska. Początkowo nie chciałam pokazywać tych zdjęć, nie byłam z nich zadowolona. Teraz znalazłam usprawiedliwienie- trudno…świat oglądany bez stosownego dystansu zwykle wygląda mało zrozumiale, z drugiej strony co zrobić, skoro taki właśnie jest nam najbliższy:)

Share
Translate »