Miesiąc temu (a nawet już troszkę więcej) siedziałam nad Zatoką Biskajską, którą tam nazywa się Mar Cantabrico. W górach padało, o wybrzeże rozbijały się ogromne fale. Musiały mieć po kilka metrów, sięgały czasem szczytu klifu. Uderzając w skały rozbijały się na drobny pył, który teraz na zdjęciach jest mgiełką. Nie umiałam złapać na fotografiach tej siły, nawet jej do końca zrozumieć- były miejsca gdzie woda wydawała mi się spokojna- bez powodu… chyba, że coś tam się kryło na dnie?… Nie znałam się, nie analizowałam, wyjęłam filtr i przez kilka godzin robiłam powolne zdjęcia. Czas uspokaja.
Wieczorem obok dosiadła się dziewczyna, też z aparatem. Zagadnęłam, pożyczyłam statyw i filtr. Była Austriaczką czy Niemką, szczęśliwą z możliwości popracowania chwilkę w Hiszpanii. Takich wymian kiedyś wcale nie było. Młodzi ludzie nie spotykali się, nie znali. Kwitły stereotypy Niemcy- niebezpieczni i zarozumiali, Hiszpanie niesolidni, pewnie brudni, Polacy wiadomo- cwaniacy, złodzieje. Słabo już te czasy pamiętam. Minęły wraz z rozpadem granic, kiedy mogliśmy się wszyscy spotkać i poznać. Została mi po nich w pamięci mgiełka. Niby niewinna, z bliska była zamętem, złem. Siedząc tam, w miłym towarzystwie, wiedząc, że wieczorem rozbiję sobie gdziekolwiek namiot, bo przyjazny pan w restauracji pozwolił, nie mogłam odpędzić myśli, że ten spokój, ten piękny czas tak łatwo zniszczyć. Że w całej Europie, że w Stanach rośną w siłę politycy podsycający nacjonalizmy, zawiść- bo w tym widzą dla siebie szansę. Bo liczą, że wyniesie ich taki elektorat. I to się dzieje.
Zło zawsze kusiło ludzi. Umiało się zamaskować, potrafiło „uświęcić” swój cel. O sprzedawaniu duszy diabłu powstały bajki w każdym języku. Nie wiem jak to od nas wszystkich odpędzić, ale jak zwykle myślę, że chyba się zaczyna na dole. Rozwija z każdą niby nieważną decyzją, z małym wyborem. Sączy z podawaną nam teraz ciągle myślą, że my- tutejsi jesteśmy od kogokolwiek lepsi, że nasze poglądy, nasz styl, nasza wiara- to ta jedyna, ta dobra-prawdziwa. Że inni (teraz już obcy) to zagrożenie, to zło.
Jeśli jej do siebie nie dopuścimy, nie damy się wykorzystać, zmanipulować ten najdłuższy w historii zachodniego świata pokój przetrwa i zostanie też dla następnych pokoleń- dla naszych dzieci, dla wnuków.
PS: kiedy to pisałam wczoraj przez myśl mi nie przyszło, że za kilkanaście godzin w Berlinie-tak blisko nas- zdarzy się zamach. Że wykorzystana zostanie polska ciężarówka, prawdopodobnie zabity polski kierowca. Jestem tym przerażona i tym bardziej wierzę w moc dobrych myśli, jakkolwiek tego nie nazywać- modlitwy, trzymania kciuków. W przeciwwagę dla narastającego zła.