Idzie wiosna i przy drogach masowo giną drzewa. Koło nas wycięto wczoraj wielkie topole. Nie policzyłam pieńków. Drzewa rosły w lasku oddzielającym nas od ruchliwej szosy. Nie wiem w czym przeszkadzały i komu. Przydrożne drzewa uchodzą za niebezpieczne. Czasem się łamią. Powodują, że wciśnięte pomiędzy nie drogi stają się w końcu nienaprawialnie wąskie. Pewnie można się rozbić o pnie… ale, można też o stawiane w ich miejscu bilbordy.
Szkoda mi tych wycinanych i okaleczanych drzew. Szkoda mi ptasich gniazd, owadów, nawet jemioły. Szkoda mi tlenu, którego już nie wyprodukują, odsysanej i podciąganej do wierzchnich warstw gleby wody, szumu liści, narastającej latami ściółki, mikrokosmosu, którym jest każde wielkie drzewo.
Te zdjęcia zrobiłam w zeszłym tygodniu pod Łodzią. Jechaliśmy aleją obustronnie obsadzoną topolami. Te lekceważone, pospolite drzewa tak mocno wrosły już w nasz krajobraz, może czas żeby im darować nieszlachetność i postarać się chociaż niektóre oszczędzić?
PS: jedno z tych zdjęć zostało wyróżnione w konkursie International Photography Award 2014