IV ogólnopolski maraton fotograficzny w Szczecinie

Szczecińską weekendową imprezę  potraktowałam wyłącznie jako zabawę. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest to profesjonalny konkurs. Brak jasności co do sposobu przygotowania zdjęć, nieznany skład jurorów, nagrody- niespodzianki, drobne potknięcia formalne, sprzeczne informacje w mediach i na stronie organizatora… Nie odstarszyło mnie to. Lubię spontaniczne, wymykające się schematom i robione z pasją przedsięwzięcia. Lubię fotografować, a sam pomysł na maraton podczas finału regat żaglowców był świetny. W praktyce już od pierwszego bardziej osobistego (niż automatyczny formularz zgłoszeniowy na stronie) kontaktu było widać dobrą wolę, luz i poczucie humoru organizatorów. Inne drobiazgi jak na przykład skład grona jurorów pozostały niespodzianką aż do końca. Do tej pory nie zobaczyliśmy ani nagrodzonych, ani też  co obiecywały szczecińskie media i zapowiedzi organizatora, innych zgłoszonych w maratonie zdjęć. Szkoda, bo większość z nas była bardzo ciekawa jak konkursowe zadania zinterpretowali inni uczestnicy. Jestem też bardzo ciekawa co nagrodzono.

Jak się okazło (dopiero podczas wręczanie nagród) poza jedną osobą- reporterem Kuriera Szczecińskiego, jurorzy byli amatorami, pasjonatami fotografii. Z tego co usłyszeliśmy, nie mieli problemu z wyłonieniem zwycięskich fotografii.  Ich werdykty były jednomyślne. Znam tylko jedno nagrodzone zdjęcie (swoje) więc trudno mi wnioskować czego oczekiwano. Prawdopodobnie nie wizji artystycznej i kreatywności, jak wyczytałam w konkursowych zapowiedziach tylko dobrej, interesującej każdego fotografii.  Jak wiadomo wizje artystyczne zwykle są dyskusyjne, a kreatywne podejście często skutkuje dziełami podobającymi się w wąskim gronie, a ignorowanymi przez szerszą publikę. Nie oceniam tego, bo też jestem amatorem. Genaralnie lubię słowo amator. Wywodzi się z amour- miłości, a od niewybitnych profesjonalistów różni je ta sama przepaść co romantyczne kochanki od pań wykonujacych najstarszy zawód świata (pozwólcie, że pozwolę sobie niedokładnie zacytować Marksa :)). Nie mieszam do tego wybitnych, obdarzonych pasją profesjonalistów. Wiadomo, że jest ich niezwykle mało i oby było nam dane jakiegoś spotkać :)

Pierwsze zadanie sfotografowałam bardzo szybko. Było dość oczywiste. Temat: „Na morzu, lądzie i w powietrzu” – brzmiący jak reklama naszych sił zbrojnych z czasów PRL zapowiedział rektor Wyższej Szkoły Morskiej- pan w wieku mniej więcej mojego męża (absolwenta tejże szacownej uczelni). Pan Rektor zapewne pamiętał jak całe zastępy studentów, kończących upiorne trzyletnie (i nieodwołalnie obowiązkowe) studium wojskowe wmaszerowywało krokiem defiladowym do wielkiej fontanny na Wałach Chrobrego, oddajac potem wojsku (z całym należnym szacunkiem) kompletnie mokre mundury i buty. Fontanna jako żywo na lądzie, woda w powietrzu, a na przeciw zacumował akurat Dar Młodzieży.

Odsunęłam więc szybciutko kontener na śmieci zagradzający malutką lukę w barierkach, którymi ogrodzono fontannę i nie zastanwiając się długo wskoczyłam do wody i wykonałam całą serię zdjęć. Udało mi się wydostać równie niepostrzeżenie. Dopiero kiedy dwie godziny później chciałyśmy z przyjaciółką powtórzyć to samo ujęcie używając innego obiektywu zatrzymała nas ochrona. Okazało się, że przed fontanną, już niedługo ma przemawiać prezydent Komorowski, a teren jest ściśle strzeżony! Nie pomógł nasz urok osobisty. Pan ochroniarz był nieubłagany. Nie wiem czy wcześniej zdecydowałabym się ryzkować gdybym wiedziała skąd i po co barierki. Mysłałam, że to chrona fontanny przed podchmielonym tłumem :)

Samo zdjęcie, poza zabawnymi okolicznościami związanymi z fotografowaniem, czytelnymi chyba tylko dla Szczecinian nie wywołało mojego zachwytu. Uznałam je za dość oczywiste, pocztówkowo śliczne, nawet chyba odrobinę banalne. Na zgłoszenie miałam jednak tylko 5 minut, a inne zdjęcia nie pasowały mi do tematu więc długo się nie zastanawiałam. Ja osobiście (ale widziałam tylko kilka zdjęć) wyróżniłabym raczej zdjęcie mojej przyjaciółki Beaty, na którym jestem ja podczas tej akcji. W sandałkach, w pięknym dizajnerskim (kwarkowym) kapeluszu i z workiem wodoszczelnym na plecach (zapowiadano burzę) z wycelowanym w Dar Młodzieży aparatem…. Fotograf amator na lądzie w wodzie i w powietrzu. Doskonały obraz przedstawiający powszechną dzisiaj manię fotografowania :)). Zdjęcie dostałam więc popatrzcie sami.

Share

The Tall Ships Races w Szczecinie

Już jutro na Wałach Chrobrego zacumuje 100 wielkich żaglowców, a miasto zostanie doszczętnie sparaliżowane. Przy takich okazjach zawsze rozważam dwie możliwości… zaszyć się gdzieś i przeczekać (nietrudne bo mieszkam na dalekim przedmieściu po drugiej, zielonej stronie jeziora, gdzie nie dociera żaden miejski gwar) lub wziąć udział i jak najbardziej się tą imprezą nacieszyć.

Zmotywowana wizytą naszego klienta, który postanowił nas przy okazji regat odwiedzić (a w przeciwieństwie do mnie musiał w tym celu troszkę przejechać), pod wpływem chwilowego impulsu… napadu optymizmu, czy też braku świadomości jaka będzie pogoda zgłosiłam swój udział w maratonie fotograficznym. Impreza zacznie się jutro rano, a potrwa (tylko) 24 godziny. W tym czasie uczestnicy będą przebijać się przez tłum, próbując wskrzesić w sobie kreatywność, wydobyć walory artystyczne i nie oddalić się od tematu. Plonem tych działań będzie zaledwie 5 wyselekcjonowanych zdjęć. Dla mnie bardzo trudnych. Cyfrowych, na zadany temat, wykonanch w terminie i zapewne nie przedstawiających krajobrazu, z którym współpracę mam już nieco opanowaną. Jak wiemy krajobraz nie rusza się i nie ucieka. Do tego nie pozwie mnie raczej do sądu z powodu rozpowszechniania jego wizerunku bez stosownej pisemnej zgody, której przedstawienia jak wyczytałam w regulaminie konkursu (ale już po wysłaniu zgłoszenia) wymagają od nas organizatorzy. Mam więc techniczny dylemat, chwilowo nie do opanowania. Jak w zatłoczonym masakrycznie mieście sfotografować cokolwiek bez ludzi? A skoro nie ma takiej możliwości czy od każdej złapanej w kadr osoby, uwiecznionej na jakimkolwiek z wykonanych zdjęć (coś mi się wydaje, że bedą ich setki) mam wymagać prawnie wiążącego podpisu?  Co z panami po 4 piwkach, żwawą gromadą pozbawionych czujnej opieki nieletnich, załogami jachtów, których nie dam rady dogonić…?

Troszkę to zagmatwane, ale nie spodziewam się żadnej nagrody, a restrykcje nie dotkną chyba nieopublikowanych zdjęć, więc dzielnie wdziewam lnianą koszulkę, radykalnie skrócone (przed chwilą) spodnie i niezawodny przeciwsłoneczny kapelusz( ważkę) i studiuję plan miasta w poszukiwaniu miejsca gdzie uda się zaparkować…

Napiszę Wam w niedzielę jak było :))

 

Share
Translate »