Nie wiem czy jeszcze pamiętacie czasy, kiedy wierzyliśmy, że ręczniki powinny być naturalne? Bo to zdrowe, higieniczne i przyjemne? To stare dzieje… Plasticzaki zawojowały outdoor i coraz częściej znajduję je porzucone w dzikich miejscach. Pewnie zgubione, tak czy siak zaśmiecają świat i coraz bardziej mnie denerwują. Sama nigdy ich nie używałam, nie lubię, w dotyku wydają mi się oślizłe, a nie dosuszone śmierdzą ścierką. Eksperymentowałam z różnymi dzianinami, ale nie proponowałam Wam ich, bo nie miałam siły na walkę z plastikową materią.
Przypadkiem wpadłam teraz na pomysł wręcz fantastycznego ręcznika. Jose poprosił o coś na głowę, najchętniej jasnego i z jedwabiu. Uszyliśmy mu kilka chustek. Jedna z nich najgrubsza, lniano-jedwabna idealnie zasłaniała kark i szyję, a po kilku dniach, kiedy okazało się, że Jose (nie po raz pierwszy) zapomniał ręcznika okazała się wręcz niezbędna.
Chustka pięknie wciąga wilgoć i niemal natychmiast schnie. Nie pachnie niczym. W zasadzie to nic dziwnego, to w 70% len, ale ponieważ z wierzchu jest jedwab (30%) doznania przy wycieraniu się są całkiem innego rodzaju niż dotyk ścierki z mikrofibry. Tkanina gniecie się (szlachetnie, jak to len) , ale wymięty ręczniczek nadal wygląda ładnie, wydaje się i świeży i spokojnie można go znów założyć na szyję czy na głowę. Czyli dwa w jednym.
Jest jeszcze jedna zaleta- Przypadkiem pozostawiony w górach luksusowy ręczniczek rozłoży się zgrabnie i dyskretnie, nie robiąc nikomu problemu.
Dwa ręczniczki wędrują dzisiaj do naszych stałych czytelniczek do przetestowania. Mam jeszcze jeden- czy ktoś jest chętny?
Na zdjęciach autorstwa Beaty Sarny jak zwykle nasza piękna Wiktoria.
PS: Len 70% jedwab 30%, waga 40 g, rozmiar 72 cm/50- nie kwadrat, bo taki kształt zasłania jednocześnie i głowę i kark. Kolory błękitny i czerwony. Wstawiamy go zaraz do sklepu.