Niektóre rzeczy odkładane na później robią się same, inne niestety przepadają. Od Świąt mam na biurku skiturowy przewodnik po Tatrach autorstwa Wojciecha Szatkowskiego, pięknie wydany przez Tatrzański Park Narodowy. Chciałam sprawdzić niektóre trasy i też Wam coś o nich napisać, ale nie zdążę. Tatry to świetne miejsce na krótki zimowy wypad niestety mieszkam bardzo daleko. Wspominam o tej książce teraz, bo najlepsze warunki to zwykle marzec-kwiecień, które ja tym razem przegapię. Będę gdzie indziej. Tatry wiosną są wyjątkowo piękne. Pamiętam kilka wspaniałych świąt Wielkiejnocy, kiedy na Wołowcu leżał dobry firn, na Chochołowskiej kwitły krokusy, a z Roztoki w Śmigus Dyngus wylewała się strumieniami woda. Pamiętam też zaśnieżone Morskie Oko, z którego trudno było wyjść bez nart. Ludzi grających w Kondratowej na saksofonie, rezurekcje w Kościelisku…
Od dawna nie byłam wiosną w Tatrach więc tym bardziej ucieszyła mnie ta książka. Co jakiś czas mam wrażenie, że TPN chciałby zachować najlepsze zakątki Tatr dla siebie, a tymczasem udostępnia je nam. Przewodnik jest piękny, bogaty, pełen bardzo dobrych współczesnych i historycznych zdjęć. Sprytnie wydany w formie skoroszytu, na wodoodpornym, trudnym do podarcia papierze – więc używanie go w każdych warunkach nic mu nie zrobi. Zawiera imponującą ilość opisów tras. Kilkadziesiąt w Polsce i na Słowacji. Sporo historii, wiedzę o śniegu i garść sensownych rad. Jest pełen anegdot i cytatów autorstwa tatrzańskich sław, dobrze się go czyta. Żałuję, że nie sprawiłam proponowanych tras, znam tylko kilka, z dawnych lat. Może Wam się to w tym sezonie uda. Puste, niezadeptane Tatry to coś niemal niemożliwego latem, a zima w górach jest wyjątkowo piękna. Trasy są różnego rodzaju od bardzo trudnych do bardzo łatwych, są też takie, które da się pokonać na śladówkach.
Ja tymczasem wyruszam w góry raczej płaskie, zimne i chyba dalekie od ludzi, czując się trochę tak, jakbym cofała się w czasie. Przy całym współczesnym sprzęcie, wszystkich zdobyczach techniki w dzikich, odludnych miejscach człowiek jest nadal zdany na Naturę i siebie, tak jak ponad sto temu, kiedy zaczynała się narciarska eksploatacja Tatr.
” Mgła ogołaca narciarza z wszelkiej broni, odbiera mu wzrok, poczucie stromizny, możliwość orientacji, wywołując na dobitkę ciężką depresję psychiczną. W mgle chodzi się godzinami w kółko, jak chore małpy w klatce. Tylko ten, kto nie znalazł się zimą w mgle górskiej, w której dosłownie często końca własnych nart można nie zobaczyć, podciągnie spodnie, pewny, że on by sobie dał jakoś radę. My radzimy mu jedno: gdy mgła przydybie narciarza na wycieczce, hasło dnia powinno być baczność, graj w brydża, albo śpij, ale nie wychodź ze schroniska, a jeśliś w drodze w tył zwrot!- o ile możesz jeszcze zawrócić. Innej rady nie ma”. Józef Oppenheim ( fragment z książki Tarty na nartach).
Trochę się martwię, że może być ponuro i źle, ale ponieważ tak już bywało i jakoś dawaliśmy sobie radę mam nadzieję, że uda się też i teraz, i że przywiozę trochę dobrych zdjęć. Te tatrzańskie, opublikowane w książce Szatkowskiego podnoszą poprzeczkę bardzo wysoko, ale powalczę :)