-Wiesz co dostałem od Asi?- Jose był wzruszony. W grubych rękawicach wygrzebał zza pazuchy zawiniątko, a w nim magnesik na lodówkę- Northern lights- żebym pamiętał. Padał śnieg. Przez cały dzień szliśmy pustą drogą, wzdłuż przesmyku pomiędzy wyspami. Bardzo wąskiego. Płytkiego więc woda miała jaskrawy turkusowy odcień, kojarzący się bardziej z Karaibami niż z Arktyką. Dokładnie taki o jakim opowiadał nam Mirek. Trudno nam było uwierzyć, że tam jesteśmy. Wszystko wydawało się niewiarygodne, z innego świata. Może dlatego, że potoczyło się tak szybko, a może, bo wypoczęliśmy, najedliśmy się, wyspaliśmy, przestaliśmy się martwić… Pół dnia w domu Asi i Mirka były jak podróż do równoległego świata. Spokój, uwaga, jaką poświęcili obcym. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że wpadliśmy tam niespodziewanie, że zaprosili nas bez chwili wahania. Że niechcący staliśmy się uczestnikami jednego rodzinnego dnia dla nich pewnie zwykłego, dla nas jednego z ważniejszych wydarzeń tego wyjazdu. Dowodem, że codzienność bywa piękna. Mirek oczywiście naprawił moje rakiety. Były teraz lepsze niż nowe. W przerwie- kiedy sprawdzałam czy działają latając po okolicznych górkach wypłynął łódką i nałowił ryb. To był już jego drugi kurs tego dnia. Dorsze sunęły na tarło, rybacy i wędkarze na całych Lofotach przeżywali żniwa. -Nie znoszę obierania ryb- tłumaczyła Asia Jose, zafascynowanemu tą czynnością. Ja też nigdy wcześniej nie widziałam takich dorszy. Nie macie pojęcia jak smakowały! O mało nie pękliśmy, Jose dostał jeszcze paczkę na drogę. Zostaliśmy na noc we właśnie remontowanym pokoju, który Asia szykowała do wynajęcia- z nadzieją poznawania w ten sposób ciekawych ludzi. Był już prawie gotowy. Piszę o nim, bo może kiedyś zechcecie skorzystać (zapewniłam, że jesteście ciekawi:)).
Wieczorem długo gadaliśmy o górach. Mirek schodził okoliczne szlaki. Zdobył szczyty, w wielu miejscach był łódką. Burza mózgów urodziła zaskakujący pomysł- oszczędzilibyśmy mnóstwo kilometrów szosą gdyby zamiast prosto na północ do Sandsletta (a potem z 50 km asfaltem) pójść przez Storemolla. -Podwiozę was- zaoferował Mirek- jeśli tylko stan morza będzie niższy niż 7. To niedaleko, dopłyniemy w pół godziny. Myślałam, że żartuje, ale rano ubrał nas w kamizelki. Łódka czekała pod domem. Morze było wzburzone, chyba 6,7. Byliśmy strasznie zaaferowani. Most, zabudowania Solvear, pomnik czekającej żony marynarza, potem port zostawiony z boku i wiatr. Bardzo silny. Już myślałam, że Mirek zawróci, albo wysadzi nas gdzieś koło lotniska (co też było dla nas niezłym wyjściem), ale nie. Wypłynęliśmy na otwarte morze i używając Jose jako balastu powolutku przedarliśmy się przez duże fale. Płynęliśmy wprost w kłęby mgły, które okazały się niskimi chmurami. Było lodowato, ale szybko znów schroniliśmy się pomiędzy skały. I już Storemolla. Legendarna turkusowa woda i piaszczysta plaża. Wysiedliśmy w kanale zbudowanym dla łodzi przy jakiś zabudowaniach. Był odpływ i wokół pełno oblodzonych wodorostów. Mirek zawrócił- bo wzmagał się wiatr. Obiecał przysłać sms jak dopłynie i rzeczywiście napisał do nas zaskakująco szybko.
Asia i Mirek zrobili na nas wielkie wrażenie. Rozmawialiśmy o nich przez cały dzień i jeszcze wieczorem czekając na prom do Digermulen. To blisko, po kilkunastu minutach musieliśmy wysiąść z ciepłego wnętrza. Digermulen wyglądało na wymarłe. Zmierzch, jakiś zamknięty bar, równie zamknięty, ale oświetlony kościół i lasek z zamarzniętym strumieniem. Rozbiliśmy tam namiot. Rano obrósł grubym szronem, był jak tektura. Palnik nie odpalił, ale szukając jakiegokolwiek szlaku trafiliśmy na otwarty sklep i toaletę z gorąca wodą.
Potem straciliśmy kilka godzin w skalistym lesie, wróciliśmy do szosy, szliśmy nią do późnego popołudnia o dziwo zadowoleni- to piękna droga, z widokiem na Troltindan-góry nie do zdobycia, zupełnie pusta. Koło 4-tej machnęliśmy na duży samochód i sympatyczny człowiek (jak się okazało Polak) podwiózł nas do skrętu na kemping Kungsmarka (wiedzieliśmy o nim od Mirka) .
-Gdzie u licha spaliście poprzedniej nocy?- przywitał nas pan kempingowy, którego pamiętaliśmy z promu. Było minus 18 stopni!
Super sprawa. Szczęścia do ludzi tylko pozazdrościć. A i ładnie opisane.
to prawda. Szczęścia mamy więcej niż rozumu :) Dzięki
To za to trzymaliśmy kciuki! :)
dokładnie, bez Was nic byśmy nie zdziałali :) Miesiąc pięknego słońca i tylu wspaniałych ludzi, wydaje się wręcz niewiarygodne.
Ach! Zapomniałem, że to szczęście to też my i nasze kciuki. :D No ba, bez nich byłoby gorzej jeśli w ogóle nie beznadziejnie. :D
oczywiście że tak, Od ćwierćwiecza nie było na Lofotach takiej pogody. Codziennie słońce. Teresa wysłała nam sms że w Saragossie spadł śnieg i jedyna ładna pogoda jest u nas. Aż nam było głupio, że przez to Wasze trzymanie robi się zamęt w całej Europie :)
No z Pimem trzymając Wam kciuki niechcący zwaliliśmy sobie konkretny śnieg na głowy w B. Sądeckim. Było jak na gwiazdkę a nie jakby miała za trzy dni nastać wiosna. :D A w Tarnowie mimo zadaszonych peronów śnieg tak zasypał schody do przejść podziemnych, że trzeba było nadzwyczajnej ostrożności, żeby się nie połamać. No ale szukaliśmy ostatniego tchnienia zimy i właściwie ta zasypka była nam na rękę. Także takie dwa w jednym. !-)
macie przerażającą siłę. Wiedząc to tym, nauczona precyzji po Chile prosiłam tylko o czyste niebo, gdybym zechciała też ciepła zrobiłaby się jakaś pogodowa katastrofa. A tak tylko zmroziliście Europę :) Nam też było bardzo zimno, ale cieszyliśmy się z czystego nieba i jeszcze bardziej z tego, dlaczego je mamy. Codziennie się cieszyliśmy. To był niesamowity prezent.
Cała przyjemność po naszej stronie
Hej! Droga Kasiu dziękujemy za ciepłe słowa jakimi nas opisujesz.Miło że tak nas odebraliście, byliśmy przecież tylko jakimś drobnym epizodem, jakimiś tam ludzmi ktòrych spotykacie mnóstwo w swoich wędrówkach. Tak naprawdę po zapoznaniu sie z twoim blogiem z twoimi fascynacjami górami, podròżami a przed wszystkim ubieraniem tego wszystkiego w słowa przez Ciebie pisane i zdjęcia.To my dziękujemy że było nam dane spotkać Cię na twojej drodze (Szacun).Wielkie dzięki za przysłane prezenty z Kwarka,wszystko trafione. Miałem okazje już wypròbować kilka razy na rybach.Bluza,leginsy, skarpety i czapka super cieple.Teraz ja czuje się zobowiązany i po części chcę spełnić życzenia ktòre pisałaś na blogu cyt. „Złota Rybko,może na Lofoty” Pozdrowienia dla Jose i rodziny.
Mirku, to nie tak! Chciałam tylko żeby coś po nas zostało- trochę ciepła. Miło mi, że czytasz. Strasznie jestem ciekawa jak u Was i czy już wiosna? I jak to wszystko będzie wyglądać bez śniegu… Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Pozdrów Asię i Malwinę. Wszystkiego Dobrego. pa!
U nas wszystko ok . Pogoda wiosenna powyzej zera , śniegi topnieją. Aby przekonać się jak to wszystko będzie wyglądało bez śniegu zapraszamy latem. Zimę naszą widziałaś i jak śledzę na bieżąco odczułaś dokładnie. Będzie nam miło gościć Cię ponownie. Pozdrawiamy.
Chciałabym kiedyś :) Dzięki
Mirku, zapomniałam daj znać jak wyremontujecie ten pokój i jakiś namiar taki bardziej publiczny- myślę, że takie przyjazne miejsce przyda się niejednej osobie.