Utladalen opiszę Wam troszkę inaczej niż zwykle. Przede wszystkim dlatego, że mam więcej zdjęć. Kristoffer prosił mnie o sfotografowanie kilku jego zdaniem najciekawszych w tej dolinie miejsc. Przygotował mi plan, dał klucz do zabytkowych schronów i kilka opisów tras. Trudno to sobie wyobrazić, bo pomimo bliskości najwyższych norweskich gór i łatwego dostępu od strony Ardal te miejsca są prawie nieznane. Ścieżki mało chodzone, często od dawna nie znakowane, pozarastane, niemal niewidoczne. Schrony – jedne z najstarszych w tych górach, magiczne, przypominające nasze pirenejskie cabany. Przyroda bujna i dzika: od gęstego liściastego lasu przez kwitnące hale, do lodowców i skał. Wszystko w zasięgu ręki w jednej opadającej do Sognefjord dolinie.
Moja trasa miała teoretycznie zająć 5 dni. Plan zakładał obejście Utladalen w kółko zaczynając od nieznanej mi lewej strony- po zboczu Hurungane. Wyruszyłam w skwarny poranek licząc się z prawdopodobną burzą. Nie wszystko udało mi się zrealizować, ale o tym za chwilkę. Moim pierwszym fotograficznym przystankiem było piękne stare gospodarstwo- Avdalen Gard.
Wyobraźcie sobie nasłonecznione zbocze. Długowłosy chłopak grabi świeżo skoszone siano. Nad górami wisi burzowa chmura i ze wschodu powoli nadpływa cień. Kury kąpią się w piachu, powietrze drży od bzyczenia pszczół. Schronisko jest otwarte, za rozbujaną przez wiatr firanką młody człowiek (jak później ustaliłam Słowak) smaży naleśniki. Chyba. Tylko to słyszę, nie zaglądam tam. Nie chcę przeszkadzać. To zaledwie godzina od parkingu, ale nie ma tłoku. Ja i dwie panie. Zaraz zejdą na dół. Spokojna, senna atmosfera.
-Jeśli pójdziesz jeszcze głębiej w las znajdziesz następne takie gospodarstwo- Gravadalen, jeszcze piękniejsze- mówi mi Słowak -To tylko godzina.
Nie idę tam. Zwijam moje obiektywy, składam statyw i wracam na trasę zaplanowaną przez Krisa. Zaczyna kropić. Może następnym razem…