Averau to niewielki, łatwo dostępny z Paso Falzarego (lub Paso Giau masyw). Wybraliśmy się tam, bo tym razem nie mogliśmy sobie pozwolić na łażenie aż do zmroku. Musieliśmy zajrzeć do internetu no i brakowało nam już jedzenia
Bo dwóch dniach w skałach przyjemnie było tym razem oglądać zieleń i kwiaty
Poszliśmy z parkingu na Paso Falzarego, w miarę możliwości granią aż do Corda Nera a potem kawałek w dół i w górę do schroniska Averau. Bardzo ładny górski spacer z widokami.
Wejście na ferratę Averau nie jest oznakowane. Od schroniska trzeba pójść na zachód, trawersem po północnym zboczu. Zaraz za wyciągiem zaczyna się wyraźna ścieżka w piargach. Sama ferratka jest krótka i intensywna.
Kilkadziesiąt metrów miejscami pionowej skały, dość zatłoczonej, tą sama drogą schodzi się też w dół.
Gdybyście trafili tam na tłok (po południu był mniejszy i kiedy schodziliśmy po czwartej nie musieliśmy już prawie nigdzie czekać) na najtrudniejszym fragmencie kilka metrów od samego dołu jest ukryte w kominku obejście. Mało widoczne, nie widzieliśmy, żeby ktoś tamtędy wchodził. W kominku jest ciasno, ale są wygodne klamry i jest tam trochę łatwiej niż na skałach. Zwłaszcza jeśli idzie się w dół. Obejście prawdopodobnie zrobiono dla usprawnienia. Ci, którzy się boją, a jest ich sporo, schodzą bardzo powoli blokując ruch. .
Via ferrata (w przewodniku opisana jako trudna- i rzeczywiście nie jest bardzo łatwa, ale jest do zrobienia dla każdego, jest krótka) kończy się na progu dużego, dzikiego kotła którym idzie wiele niewyraźnych, wyznakowanych kopczykami ścieżek na szczyt. W niektórych miejscach leżał jeszcze śnieg, ale chyba wszystkie ścieżki były łatwe, chociaż teren jest kruchy. Warto wejść na wierzchołek. Jest z niego piękny widok na wszystkie strony.
Averau jest niestety strasznie mocno zagospodarowane. Wszędzie jest pełno schronisk i wyciągów. Stąd dość duży tłok.