Listopad to przede wszystkim długie zimne noce i straszliwie krótki górski dzień. Prawie wszystkie obozowe czynności robi się z konieczności po ciemku, a czasem też w ciemności szuka drogi czy miejsca pod namiot. W świetle gwiazd i latarki wszystko wygląda inaczej.
Chciałam Wam to pokazać i jak zwykle troszkę się boję. Największym zaskoczeniem na długo naświetlanych nocnych fotografiach są zawsze kolory. Są umowne, bo człowiek wcale ich nie odróżnia nocą. To co wydaje nam się, że widzimy jest dziełem wyobraźni. Oszustwem pamięci. Tym samym jest też późniejsza manipulacja w rawach. Surowe pliki zawsze wyglądają zaskakująco. Gwiazdy świecą na różne kolory, światła latarek są zimne, prawie białe, blask księżyca delikatnie złoty. Dalekie światła miast – o ile je widać pomarańczowe, być może od sodowych latarni. Żałuję, że nie sfotografowałam meteorytów. Na granatowym, pełnym gwiazd bezksiężycowym niebie ponad Masywem Maladeta widziałam kilka ogromnych lecących poziomo przez kilka sekund, ciągnących za sobą świetlisty ogon jaki znamy z kreskówek.
Nie znam innego okresu w roku, kiedy noc jest bardziej fascynująca niż taką wczesną, łagodną zimą, kiedy góry nie są jeszcze białe, a spanie w namiocie nie jest szaleństwem.
Galeria najlepszych (jak mi się wydaje) zdjęć z listopada jak zwykle na mojej stronie z fotografiami.