Pod koniec stycznia 2011 roku siadłam i zaczęłam pisać bloga. To była spontaniczna decyzja. Nie wiedziałam jak ma wyglądać, nie szukałam klikalnych tematów, nie znałam się na pozycjonowaniu (nadal się nie znam). Wieczorem, po pracy siadałam i przenosiłam się w inny świat. Układanie myśli wyciszało mnie. Przeglądanie górskich zdjęć było jak balsam. Pisałam o tym co kocham, tylko o tym. Nawet wtedy kiedy poruszałam tematy firmowe. Chciałam mieć głos, a żaden inny sposób wypowiedzenia się nie miał szans. Świat zdominowały wielkie firmy. Kontrolowały reklamę i prasę, zajmowały wszystkie sklepowe półki i wyobraźnię zwykłych użytkowników. Realna wartość tego co produkowały nie była ważna. Za pieniądze, uzyskane z ogromnej marży (tanie surowce, tanie wykonanie w Chinach) można było wylansować wszystko. Królowały „nowości”, które za moment lądowały w koszach żeby ustąpić miejsca kolejnym równie nietrwałym. Byłam bezradna. Sama wydawałam się sobie dziwakiem, podejrzewałam, że wystawiam się na pośmiewisko, ale jednak odważyłam się o tym pisać. Najważniejszy tekst z tego okresu to: Dlaczego nie chcę mieć dużej firmy
Pisałam też o krojach i o materiałach i chociaż to niewiarygodne po 10 latach napisałabym o nich dokładnie to samo. Nie powstało nic lepszego od powerstretchu, chociaż być może nie trzeba już uzasadniać dlaczego warto mieć wełnę. W czasie życia bloga pojawił się kolejny rewolucyjny materiał. Navy– uwolnił nurków od niewygodnych, grubych i sztywnych poduch, pozwolił na swobodę ruchów i komfort. Tym z nas, którzy nie nurkują przyniósł Bluzy i leginsy Polarne– pozwalające polubić zimę.
Nie planowałam tego, ale z czasem blog zdominowały góry. Opisałam prawie każdy wyjazd. Najpierw próbowałam pisać tak, żeby ktoś mógł powtórzyć moje trasy, wymieniałam punkty orientacyjne, trudności. Niewielu osobom się to przydało więc teraz staram się oddać klimat z nadzieją, że czytelnik wczuje się w wędrówkę i odetchnie, nie wychodząc z domu. To też mój pamiętnik, zewnętrzna pamięć, bo chociaż wydawało się to nieprawdopodobne, jednak zapominam.
w 2016 zaczęłam pisać dla Kontynentów i niemal równocześnie dla Gór. Rubryka, którą tam zapoczątkowaliśmy- „Góry gdzie pieniądze są zbędne” utrzymała się już prawie 5 lat. Pisałam o miejscach gdzie da się pojechać bardzo tanio, i o tych, które bez względu na to co z sobą mamy obnażą naszą prawdziwą siłę, lub jej brak… realną wartość. Znałam je świetnie, przez lata wybierałam tylko takie. Nie przynosiły zaszczytów i sławy. Nie wywołały medialnego szumu, czy jakiejkolwiek chwały, ale pozwalały mi czuć, że żyję, że się rozwijam, wzmacniam i miałam nadzieję, że to też komuś się przyda.
Moje cele też się zmieniały. Od dziecka kochałam wysokie góry. Chodziłam po nich wiosną i jesienią, a od kiedy poznałam Jose też zimą (unikałam lata, wtedy jest tłok). Od 2010 roku do 2016 spędziliśmy w zimowych Pirenejach pół roku (w sumie). Wtedy nikt tego nie robił. Byliśmy sami. Udało nam się przejść prawie wszystkie masywy, wiele trudnych przełęczy, pominęliśmy tylko najniższe partie, łatwiejsze, więc mniej ciekawe. Planowaliśmy zimowe przejście całości, gdyby wyszło bylibyśmy pierwsi, ale wyprzedziła nas policja-Guardia Civil. Pojechaliśmy więc do Laponii i tak (przypadkiem) wciągnęła nas północ. W sumie spędziliśmy tam już 7 miesięcy. Zwykle na nartach, z pulkami, i raz ze wszystkim na grzbiecie w rakietach- przeszliśmy wtedy zimowe Lofoty- jako pierwsi.
Równolegle pokochałam Islandię. Wędrowałam tam już prawie 3 miesiące. Odkryliśmy dla siebie Kaukaz, przeszliśmy wzdłuż całą Armenię, spędziłam dwa miesiące w Gruzji. Wszystko to opisałam.
Nie ubarwiałam swoich przygód i nie koloryzowałam. Nie nadawałam im zaznaczenia jakiego nie mają. Uwiera mnie kiedy inni to robią. Byłam szczera. A przede wszystkim starałam się uwolnić z naszej narcystycznej współczesności, wyścigu, współzawodnictwa, ocen, w tym oceniania siebie. Wolność wygląda inaczej, a to jej chciałam. Prawa do bycia sobą, niedoskonałą, ale autentyczną. Do eksperymentów i do własnych błędów.
W międzyczasie ukazały się dwie moje książki: Wędrówki Pirenejskie w 2012 roku i Dzikość w 2020. W przygotowaniu jest trzecia- pandemiczna wędrówka przez Szwecję. Jeden z moich reportaży ukazał się w wydanym przez Kontynenty zbiorze Europa.
Dostałam też ważną nagrodę- Próg Kontynentów w 2020. Dużo fotografowałam. I tak minęło mi 10 lat.
Nie byłam sama. Blog to również Wy- czytelnicy. Jestem Wam wdzięczna. Podtrzymywaliście na duchu w trudnych chwilach, potwierdzaliście, że nasza szalona koncepcja biznesowa ma sens. Dziękuję, doceniam i tęsknię za Radkiem. Bez niego nie miałabym sił tyle pisać. Nie miałabym tyle radości z pisania, które z samotności stało się moim kontaktem z innymi.
Zdjęcie z zeszłego tygodnia, autorstwa Leśnej (Agnieszki Dziadek).
100 lat :-)
:)
Fajnie, że dalej są plany na wydanie książki o pandemicznej wędrówce.
Przyznam, że tkwiłem w przekonaniu, że blog jest starszy. Nie, żeby te 10 lat to było mało. Po prostu miałem takie wrażenie.
Za leśną życzę stu lat…
pewnie dlatego, że ja jestem coraz starsza :) Dzięki!
…odkryłem Ciebie ze 4 może 5 lat temu. Czytam i zazdroszczę Twych przeżyć i bycia w takich miejscach. Ale najbardziej Twego przeżywania i prostowania kwiatków które niechcący zdeptałaś. Zazdroszczę też Twej odwagi by zostawić to co jest znane dla niewiadomego. Wiem masz tą iskrę która pcha nas do przodu. Ja też jestem niespokojnym duchem i chciałbym…
…Kasiu to co robisz jest wspaniałe i życzę Tobie samych radosnych chwil w Twym ogrodzie co się zbuntował i w podróżach które na Ciebie czekają
Maciej z Gorzowa
Bardzo Ci dziękuję Macieju
A mi o Tobie powiedział spotkany przypadkowo(?) w tatrzańskim schronisku mężczyzna. To było jakieś 6-7 lat temu. I z tamtej i z tej znajomości wynikło dużo ciekawych rzeczy. Z tego co pamiętam, przepraszam, ale wtedy byłam bardziej zainteresowana Nim:), mówił o tym miejscu jako skarbnicy wiedzy, bardzo praktycznych porad co zabrać w góry, jak się ubrać, jakie warstwy. I na pewno przedstawił Cię z imienia i nazwiska. Tamta znajomość minęła, nieprzetrwała, choć przez dłuższy czas byliśmy sobie bliscy jako przyjaciele, kompani wspólnych wędrówek po Tatrach i nie tylko. A to miejsce? Na początku zaglądałam od czasu do czasu, bez większego zainteresowania i zaangażowania jednak. Trasy, przejścia, które opisywałaś były nie dla mnie. Sprzęt, ciuchy, jak na moje włóczęgi po Beskidach, Tatrach czy Bieszczadach także niepotrzebne (tak mi się wydawało, choć z chęcią przytuliłabym jedną czy drugą rzecz:). Ale z czasem wsiąkłam w to miejsce i czytam, oglądam, myślę. Jest dokładnie tak jak napisał Maciej. Tu jest inaczej (po prawdzie nie wiem jak jest gdzie indziej bo w ogóle nie znam i nie czytam innych blogów o podobnej tematyce), ale czuję, że tu jest inaczej. Także inaczej niż wokół nas, w codziennym życiu.
I życzę Ci aby to miejsce sprawiało Ci radość i dawało to czego akurat w danym momencie potrzebujesz.
Ewo, cieszę się, że czytasz i że moje pisanie coś daje. To jednak 10 lat życia, mnóstwo godzin. Zawsze miałam nadzieję, że blog nie jest tylko moją przyjemnością, ale że uda się przemycić coś więcej. Coś uniwersalnego co wzbogaci też innych. Na początku najbardziej zależało mi żeby pokazać, że można, że każdy może. Potem, że można inaczej, tak jak się samemu chce. Teraz ta wiedza ma mniejsze znaczenie, ludzi, którzy piszą gdzie chodzą jest więcej i czasem się waham czy warto pisać. Ale skoro czytasz nie z powodu tras do powtórzenia i nie z powodu ubrań, to chyba odniosłam jakiś mały sukces :) Ewo, dziękuję!
Czytam od niedawna, bardzo mi się podobają opisy twoich przygód i twoje podejście do przyrody. Wszystkiego dobrego na następne lata, zarówno w turystyce, jak i w biznesie.
Dziękuję bardzo!