Z Lofsfjallet Sömlingshågna wydawała się ogromną górą. Ale podejście było łagodne. Idealnie wyratrakowana nartostrada, którą tuż przed południem wjechała maszyna ciągnąca narciarzy do kafejki wysoko na stoku. Wiedzieliśmy, że przejedzie, mężczyzna, którego spotkaliśmy wczoraj proponował żebyśmy się z nią zabrali. Woleliśmy oczywiście wejść. Przyjemnie szło się oszronionym lasem, puściutkim, bo szlak skuterowy wyznaczono daleko od pieszego i tylko czasem słyszeliśmy, że ktoś przejeżdża. Pogoda była wspaniała i w związku z tym duży ruch. Nasza trasa tak ubita, że Edek mógł iść w samych butach, więc szybciej niż zwykle w rakietach. Wyprzedził mnie oczywiście. Na wysokości kafejki, odbiliśmy na mniej uczęszczany narciarski szlak. Szybko wydostaliśmy się ponad las. Widoki były wspaniałe. Cisza i spokój, Zajrzeliśmy do niezłego domku, była tam odrobina drewna i trochę śniegu naniesionego na butach poprzedników. Szlak wspiął się na wysoką przełęcz, minęła nas para narciarzy, już zjeżdżali. Edek pognał, a ja wlokłam się próbując złapać na zdjęciu granicę światła i cienia. Słońce chciało już się schować za górą, ale szlak wznosił się więc bardzo długo podziwiałam słoneczną tarczę ślizgającą się po krawędzi grani i niskie światło oświetlające oszronione krzyże, czy drzewka, pogięte, przysypane. Śnieg lśnił i chrupał pod nartami. Na przełęczy spotkałam parę narciarzy. Edek był już na końcu siodła, tuż przed zjazdem. Wszystkie krzyże oblepiał zmarznięty śnieg. Wyglądało to wspaniale, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Luty jest jednak inny niż marzec, cieszyłam się, że przyjechaliśmy tak wcześnie.
Zjazd początkowo wydawał się bardzo stromy. Przełęcz wąziutka, wskoczyłam w żleb, ale za zakrętem już było szerzej. Daleko w dole Edek wędrował po granicy światła i cienia, niemal granatowego, słoneczna kula podświetlała tuman zrywany ze zbocza przez wiatr. Zjechałam przyjemnie, szybko. Chatka była niedaleko. Rzeczywiście niezła, z dobrym piecem i sporym zapasem drewna. Obok stała też piknikowa wiatka, z paleniskiem na środku, jeszcze ciepłym. Kolejne skuterowe wycieczki zostawiały tam resztki zbędnych szczapek, więc nie mieliśmy wyrzutów sumienia rozpalając. Temperatura na zewnątrz spadła poniżej -20, wewnątrz podgrzaliśmy ją prawie do zera. W wodzie, której natopiliśmy na piecu znalazłam włos, gruby i biały.
Obudziłam się przed świtem. Tuż obok stało stadko reniferów.
Może ten włos to pozostałość po jakimś polarnym miedźwiedziu? :D Może biedaczysko zabłąkało się za bardzo na południe… :D
Swoją drogą to nie samowite, że te białe łobuzy potrafią wypuszczać się nawet 90 km w pław na otwarte morze!
myślałam, że raczej po reniferowej skórze, bo prawie każdy jakąś ma na skuterze (przecież nie siądzie na zimnym!), ale skoro przyszło całe stado, to pewnie ich :). Całe szczęście, że nie trafiliśmy w tej wodzie na bobka…
Po pierwsze, wspomnienie o bobku przypomina mi przygodę Agnieszki z przejścia doliny sanu. Wtedy ugotowała ślimaka w wodzie na poranne kakao. 😁
po drugie, przypomina mi się jeszcze stara opowieść kolegi, którego wujek miał w Krakowie restauracje i wywalił kucharza z roboty. Za co?chyba historia niespecjalnie nadaje się na komentarz. Tak w skrócie chodzi o gotowanie flaków, ludności i zbyt słaby żołądek. Resztę miłosiernie przemilczę… 😉
jak znam Agnieszkę pewnie uznała, że ma więcej białka :)
He, he! Na bank futerko po reniferach.
Dzień znów się Wam trafił fotogeniczny. Te róże na śniegu są po prostu deliryczne. Poezja. Jeszcze parę takich fotek a ściany zacznę rozwalać, wyjąc do księżyca… Oj, trzeba będzie sobie powetować w przyszłym roku na skandynawskich śniegach. Jak mnie tylko wypuszczą z tego koronamamra, muszę się gdzieś w nasze góry na wiosnę urwać :) Byleby cokolwiek jeździło. Im większy lockdown, tym większe pustki w rozkładach.
Pozdrawiam
tak, mieliśmy szczęście, wysokie górki za każdym razem okazywały się magiczne i żadna nie była taka sama. Wlekliśmy się tam niemożebnie, bo szkoda było z czegoś takiego szybko zejść. Nigdy wcześniej nie widziałam tak ośnieżonych krzyży, luty jest piękny, chociaż zimny bardzo.
Jak się czujesz? Kiedy koniec kwarantanny?