Navarra
- Lipca
Wyszłam z Aragonii beztrosko już po południu. Podejście na przełęcz malutkie, zejście łagodne, długie z mnóstwem wspaniałych biwakowych miejsc. Przegapiłam je wszystkie. Szlak zaczął opadać stromo, a ja łudziłam się… może przy wodospadzie, może w kapliczce… Kiedy wchodziłam do Izaby było już szaro. Wieś niby kamienna jak wszystkie pirenejskie, ale mniej zwarta. Rozbawiona, na ulicach tłum. Sobota. W hotelu ani jednego miejsca. Z latarką podeszłam kawałek moim szlakiem i rozbiłam namiot na dziedzińcu klasztoru. Wiedziałam, że nie wolno był napis, ale nie miałam innego pomysłu. O 7 rano, kiedy przyszedł ogrodnik byłam już spakowana, ale i tak był zły. Wiadomo w swetrze w czapce z plecakiem… tak wcześnie. Pewnie z tego powodu zakręcił wodę i odeszłam stamtąd z pustą butelką. Kolejny odcinek GR11 był nudny. Szlak opuścił szutrową drogę dopiero tuż nad Ochagavia. Z góry miasteczko wyglądało jak makieta. Białe domki, gwar i zapach pieczonego mięsa. Zdążyłam do sklepu, zjadłam i do nocy wdrapałam się na wysoki grzbiet. Błąd. Wiało jak szalone, naniosło chmur. We mgle rozbiłam namiot prawie na ścieżce, nie widząc, że 200m dalej jest cabana. Cóż bywa…
Rano długo szłam odkrytą połoniną z widokiem na dalekie już Pireneje. Chmury nakrywały mnie co jakiś czas, było lodowato, ale pięknie. Potem las, chaszcze, dwie bliskie wsie. W drugiej- Orbara zaszłam do tawerny. Czekając na plato de dias spotkałam Javiera. Minęliśmy się już raz na Cap de Creus i potem zastanawiałam się gdzie teraz jest. Spotkaliśmy się ponownie po miesiącu!
Panowie z tawerny zaproponowali nam nocleg, ale poszłam, bo popołudniami szło mi się lepiej niż w upał. Javier został. Okazało się, że oferowane miejsce to łąka za barem. Ja przeszłam jeszcze 8 km i zanocowałam na innej łące tak cichej i spokojnej, że zaspałam. W Auritz Burgette zasiedziałam się w sklepie, wysuszyłam namiot, najadłam. Ponownie spotkałam Javiera w alberge- ostatnim na GR11. Został tam na noc, ja tradycyjnie popędziłam w górę. Znów błąd. Zachmurzyło się. Zaczęło padać, naszła mgła. Bacówka, na którą liczyłam była zajęta, pasterz zrobił jakąś huczną imprezę. Długo szłam wietrzną połoniną w gęstej mgle. Miejsce pod namiot niestety nie całkiem płaskie trafiło się dopiero za rozdrożem. Opuściłam tam GR11 i przeszłam na GR12.
Idę nim nadal.
Noc była wietrzna i mokra. Wysuszyłam się w południe na drogowej przełęczy, był tam parking i na moment pojawiło się słońce.
Szłam potem przez wrzosowiska, akurat kwitną, łany paproci, aż znów napłynęła mgła. Potem deszcz. Lepiej mi było w lasach, ale 12-tka lubi połoniny. Na jednej z nich stała noclegowa chatka, niestety zamknięta, bo covid. Poszłam do następnej, mokrym lasem pięknym we mgle. Tej nie zamknięto. Oprócz mnie nocował w niej uprzejmy szczurek, na szczęście zajęty swoimi sprawami. Nie tknął mojego jedzenia. Trochę tylko szeleścił czosnkiem zostawionym przez poprzedników.
W kolejnej chatce ktoś zużył całą wodę (są tam zbiorniki na deszczówkę, nie ma źródeł), ale ponieważ zostawił 2 flaszki wina nie byłam zła. Była jeszcze natka pietruszki w wazoniku. Zjadłam co się nadawało zastanawiałam się nad wodą z wazonu, ale ostatecznie wybrałam wino… Wodę znalazłam dopiero po południu. Chmury odleciały zrobił się upał. Parny, duszący. Zeszłam do Lekunberri tak strasznymi chaszczami, że marzył mi się asfalt. Szlak jednak miał powód żeby tak iść. W niepozornym urwisku była wspaniała grota. Obrośnięta stalaktytami. U nas sprzedawano by do niej bilety tu trzeba było tylko przejść przez jeżyny.
Zanocowałam w hotelu. Woda po praniu spodni miała kolor czarnej kawy.
Dzisiaj nocuję w chatce. To już ostatnia o jakiej wie moja mapa. Ma padać nocą i cały dzień. To chyba połowa mojej trasy. Mocno na oko, nie liczę kilometrów, nie idę według planu, ale pasuje mi świętowanie teraz. Mam chatkę. Mam 3 godziny do zmroku. Jestem w Sierra Ararar i jest pięknie :)
31 lipca. Granicę Kraju Basków przekraczam rano w Lizarusti. To przełęcz przecięta szosą. Jest tu bar, więc mam wifi. Pada. Jest ciepło. Jest pięknie.
PS: zdjęcia z telefonu, lepsze pokażę po powrocie.
… miło znów być z Tobą. serdeczne pozdrowienia – Maciej na jachcie po Warcie
Mi też miło:) wszystkiego dobrego!
Dobrze Cię słyszeć i widzieć. Bardzo dobrze. Udanego wędrowania i wielu powodów do napisania „Jest pięknie.”
Dziękuję Ewo!
Hi Kasia… Cecile here! I found your blog and it looks really nice. Beautiful pictures. I will take my time reading it all over a nice cafe con leche! Hope you are doing well on your tour and enjoying all the magnificent views this part of Spain is giving us, as much as I do. Could you still give me the name of that handy map with alle the routes in it? I am now going into Picos de Europa.
Have a beautiful journey and keep safe!
Cecile
Hi Cecille! So nice to hear from you:). The map was mapy.cz you can download the north of Spain l and later all works ofline. I am probably very near to you. Also on the way to Picos. I drink orange juice watching embalse on Ebro 40 km east from Reinosa.
It was very nice to meet you I was very lucky with your water and petrol!
Have a great time, maybe we meet again somewhere:) Thank you!