Chociaż to nie jest nic bardzo ważnego poświęcę Górze Tabor cały wpis. Zawdzięczam jej piękne wspomnienia. Pierwsze to radość, że zbudowany na trzytysięczniku niepozorny kościółek jest otwarty. To miłe, bo większość kaplic w górach jest pozamykana, a do wnętrza można co najwyżej zajrzeć przez jakieś okienko. Tu ktoś wykazał się chrześcijańską miłością bliźniego i zostawił swój kościół nam wszystkim. Byliśmy wdzięczni.
Pewnie spałam w kościele już więcej niż raz, ale kiedy zasypiałam na deskach tej kaplicy przypomniała mi się pewna bardzo szczególna noc. Dawno temu. Podczas jednej z pierwszych wizyt w Polsce Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą w Częstochowie. Miałam wtedy kilkanaście lat i wybrałam się tam z przyjaciółką. Już w środku nocy poszłyśmy spać w jakimś kościele. Miejsca na ławkach były pozajmowane więc położyłyśmy się na deskach przed ołtarzem. Miałyśmy ciepłe górskie śpiwory. Dobrze nam się spało. Obudziły nas dzwonki w samym środku mszy. Na podniesienie. Naprzeciw nas cały tłum wiernych. Nad nami ksiądz. Grały organy. Pamiętam, że usiadłam gwałtownie, myśląc… czy to już niebo? :)
Drugą miłą rzeczą, która zdarzyła się na Górze Tabor był zachód słońca. Niesamowity! Dwaj Francuzi, którzy dogonili nas wieczorem przyszli tu tylko po to, żeby go obejrzeć. Co roku, w wakacje podchodzili na szczyt obejrzeć słońce. Było watro.
Mont Thabor jest najwyższą górą w okolicy i nic nie ograniczało nam widoków. Na wszystkie strony ciągnęły się ośnieżone góry. Słońce podnosiło się, w końcu oświetlając tylko wierzchołki najwyższych z nich. Rozpoznawałam kilka- Barre d’Ecrins, Monte Viso, Bric Froid, Pic de Font Sancte… Miejsca gdzie już kiedyś byłam i mnóstwo takich gdzie jeszcze kiedyś będę :)
Przedstawienie trwało ponad godzinę, jeszcze bardzo późno w nocy na horyzoncie tliła się resztka światła.
Dopiero potem uzmysłowiłam sobie, że to była najkrótsza noc w roku. Spędziliśmy w kaplicy Noc Świętojańską!
Wypstrykałam tam prawie cały film, a wschód słońca niestety przespałam… trzeba będzie tą imprezę kiedyś powtórzyć :)