<—Nie udało nam się wiele zobaczyć tego dnia. Piękna, pełna postrzępionych skalnych ścian dolina Escrins nie odsłoniła się.
Po obu stronach grani towarzyszyła nam mgła. Lekko mżyło, więc zrezygnowaliśmy z wyższych wariantów dróg- grani po lewej i przejścia obok Pic de Font Sancte- po prawej. Zeszliśmy doliną prosto w dół.
Zatrzymaliśmy się na chwilkę w położonej troszkę powyżej progu cabanie- na tyle żeby zjeść. Była otwarta i otoczona mnóstwem psich bud. Najprawdopodobniej latem przychodzi tu wielkie stado, wymagające wielu pasterskich psów.
Niżej, zostaliśmy po lewej stronie doliny nie schodząc do schroniska Basse Rua, którego nie lubię. W punkcie informacyjnym Parc Naturel zasięgnęliśmy języka w sprawie gazu. Miła dziewczyna narysowała nam z grubsza plan Guillestre. Idąc za jej radą zeszliśmy kilkaset metrów szosą, przeszliśmy przez most i trzymaliśmy się drugiego brzegu strumienia. Ścieżka, a później polna droga schodzi ładnym porośniętym kwiatami kanionem. Po południu rozpogodziło się i w Gulliestre dopadł nas upał. Znaleźliśmy sklep sportowy. Jest naprzeciwko dużego supermarketu. Kupiliśmy gaz, a ja kupiłam sobie jeszcze tłuszcz do smarowania butów. Niestety moje nowe Handwagi zaczęły (lekko) przeciekać. Zrobiliśmy też wielkie spożywcze zakupy, pogadaliśmy z dwójką Hiszpanów przemierzających Alpy rowerami, a potem powlekliśmy się na kemping. Guillestre ma ich kilka i wszystkie są fajne. Leżą jeden obok drugiego nad rzeką po południowo-zachodniej stronie miasteczka, lekko w dole. Byliśmy już zmęczeni więc nie zauważyliśmy, że można się było rozbić w bardziej stosownym towarzystwie. My niefrasobliwie rozstawiliśmy naszą opartą na trekkingowych kijkach pałatkę wśród wielkich, wyposażonych we wszystko co tylko możliwe kempingowców i przyczep… Starsze panie w papilotach odetchnęły z ulgą widząc jak się rano zwijamy :).
Poszliśmy dalej w dół szosą i mijając okazałe i ewidentnie dzikie czereśnie (pycha), doszliśmy do przystanku autobusowego przy głównej drodze (Briancon- Gap). Nie zdążyliśmy jeszcze zrozumieć rozkładu jazdy, kiedy zatrzymał się miły pan w malutkim autku. O dziwo zmieściliśmy się. Podwiózł nas bardzo uprzejmie do Chateroux les Alps skąd wyszliśmy oznakowanym szlakiem.
Zaczęliśmy w ten sposób wędrować przez Park Narodowy Ecrins. Jego południowa strona w niczym nie przypomina północy pełnej wyciągów i wielkich lodowców. To dziki, poprzecinany spacerowymi dróżkami teren.
W niższych partiach jest kilka schronisk, wyżej szlaki robią się strome, a ścieżki niewydeptane. Podeszliśmy wzdłuż kanału (jest bardzo ciekawy) do wielkiego wodospadu,
minęliśmy fajne schronisko, potem kwitnące łąki i weszliśmy w bardzo stromy stok.
Cabana, która nam polecono w schronisku (trzeba było tam zostać!) okazała się zamknięta, a zbocze tak strome, że spaliśmy prawie na siedząco. Wiało i namiot utrzymał się cudem, za to jaki stamtąd był widok!
PS: zapomniałam dodać, że z Guillestre można wyjść bezpośrednio w góry. Przez miasto przechodzi okrażający Ecrins GR50- niski i dość bliski cywilizacji spacerowy szlak długodystansowy. Prowadzi do Chateroux les Alps (a potem do Embrun). Wychodząc z miasteczka wykorzystaliśmy kawałek tej trasy, ale szybko odeszliśmy w górę, w głąb masywu. Podejchaliśmy stopem, bo była nam szkoda dnia, odcinek Guillestre- Chateroux szedł dośc nisko i na oko nie wydawał się bardzo ciekawy, spotkany po drodze starszy pan powiedział, że był całkiem fajny. To głównie łąki i las.