To był mój ostatni dzień. Pogoda nie rozpieszczała, ale za to ominął mnie tłok. Spałam na grani więc pierwszych ludzi na jednym z najpopularniejszych norweskich szlaków spotkałam już prawie pod samym szczytem. Grań Besseggen jest stroma, miejscami krucha i chwilami dość wąska. Nie tak, jak nasza Orla perć, ale na pewno trudniejsza niż zwykłe szlaki DNT. Po krótkim stromym i lekko eksponowanym kawałku szlak wychodzi na wielkie kamieniste zbocze, a dalej na płaskowyż. Od parkingu w Gjendesheim nadchodził gęsty tłum więc mimo nieco podejrzanej pogody zrobiłam jeszcze małe kółko schodząc jakąś boczną i raczej niepopularną ścieżką nad brzeg jeziora Besseggen. Od jego drugiego końca biegnie alternatywny szlak do Gjendesheim. Po drodze spotkałam wielkie stado reniferów- na pewno nie dzikich, bo wyposażonych w obroże i kolczyki, ale nieufnych i raczej podejrzliwie do mnie nastawionych. Już na zejściu dopadła mnie burza i do szosy dotarłam kompletnie mokra. Była druga, a na przystanku stał autobus do Oslo. Spytałam kierowcę jaka tam pogoda i ponieważ powiedział, że jeszcze dobra, ściągnęłam mokrą pelerynę i ociekające spodnie, zwinęłam to w kulkę w bagażniku i poszłam się suszyć na końcu pustego pojazdu. Kierowca, bardzo zresztą uprzejmy okazał się Polakiem. Oprócz mnie jechała jeszcze pani ze zwichniętą nogą, po którą w Oslo podjechał ambulans… (a w każdym razie jakiś jego rodzaj). Perfekcyjna organizacja :)
Nie wiem jak Ci się udało tak piękne zdjęcia reniferów zrobić. Mnie te bestie unikały szerokim łukiem :)
Obok Bessegen jest jeszcze ciekawa góra Besshoe (2258 m n.p.m.) Na mapie nie widnieje żaden szlak który prowadziłby na szczyt, ale widziałem w sieci relacje, z wejść na ten szczyt. Może za rok przy lepszej widoczności.
Przepraszam za błędy stylistyczne i interpunkcję. Późna pora robi swoje.
Sposobem :) Najpierw podeszłam troszeczkę, potem się nie ruszałam aż się przyzwyczaiły, potem znów podeszłam kawałek, potem się zdenerwowały bo zdjęłam plecak żeby wyjąc statyw…na koniec stado przestało się mną przejmować i było już tak blisko, że ja się bałam, a dwa renifery stały z wycelowanymi rogami na wszelki wypadek.
Fajnie, że wyczytujesz takie rzeczy. Z tego co widzę w Norwegii na mapach jest tylko sieć DNT (też nie cała, bo nie ma tych starych wysokich przejść w Hurungane) a o innych ścieżkach trzeba po prostu wiedzieć. Besshoe to ta piękna góra malowniczo drąca mgłę?
Tak to Besshoe. Ale Besshoe na zdjęciu nr.14 z części Memurubu – po prostu brak mi słów…:)
to jest bardzo piękne miejsce. Pamiętam, że kiedy wróciłam, te zdjęcia wcale mi się nie podobały. W rzeczywistości było jeszcze piękniej :)