Ecrins cz3 Glacier Blanc- Glacier Noir

Refuge des Ecrins w zasadzie nie służy do spania. Około drugiej w nocy obudził nas hałas, a potem nie dał zasnąć bardzo duży ruch. Tłum ludzi z latarkami wyruszył  zdobywać lodowiec Dome de Neige.  Przechodzili kilkanaście metrów od nas , ale nie byli cicho. Musiały być ich setki, bo rozciągnęli się na całej trasie aż do przełęczy Clocher- najwyższego łatwo dostępnego punktu powyżej 4000 m. Wyglądali jak procesja wijąca się wężykiem po zboczu. Maruderzy minęli nas koło czwartej. Postanowiliśmy pospać choć przez chwilę i w rezultacie obudziliśmy się dopiero o świcie. Wyszliśmy  koło 6-tej.

Kiedy podeszliśmy pod stromiznę lodowca pierwsi zdobywcy już schodzili. Na podejściu zrobił się prawdziwy tłok. Zabawnie było obserwować grupy związanych ze sobą ludzi, przewracające się kolejno jak kostki domina. Nikt jakoś nie walczył. Ten lodowiec kończy się wypłaszczeniem więc ryzyka wielkiego nie było.

Niemniej czułam się bardzo nieswojo ze zgrają uzbrojonych po zęby (raków) ludzi tuż nad moją głową. Żałowaliśmy, że nie mamy kasków.

Weszliśmy tylko ponad niższe seraki.  Ludzie schodzący z góry powiedzieli, że śnieg już za bardzo rozmiękł i nie uda nam się przejść śnieżnych mostów nad szczelinami, które są wyżej. Trochę szkoda, bo przeszliśmy już największą stromiznę (nie wiem kiedy oberwał się serak po prawej, ale zabrał bardziej płaską ścieżkę i teraz jest tylko jedna- na wprost pomiędzy obrywami-bardzo stroma).

Wrócimy tam jeszcze innym razem, może wcześniej wiosną nie będzie aż takiego tłoku i potrzeby żeby wchodzić o 2 rano. Nie przepadam ani za tłokiem, ani za łażeniem po nocy.  Tak czy siak uznaliśmy rekonesans za udany. Pokonaliśmy stromiznę i nawet udało nam się zejść na nogach. Ostatnia schodząca kilkanaście minut za nami para musiała zjechać. Fajnie to zrobili. Usiedli i hamowali czekanami utrzymując w miarę stabilny dystans.  Nie mieli wyboru, śnieg zmiękł straszliwie i nawet my schodząc czuliśmy pod spodem żywy lód. Poszliśmy jeszcze do końca Białego Lodowca zobaczyć Cables des Ecrins-  przepaściste zejście po drugiej stronie przełęczy Ecrins. Olinowane, ale nie wiem czy wszędzie gdzie trzeba. Potrzebne byłyby jeszcze taśmy i karabinki, albo chociaż lonża do ferraty. Tego już nie mieliśmy zamiaru kupować. I tak było nam wystarczająco ciężko. Z góry widzieliśmy zespół schodzący z własną liną. Trzeba będzie jeszcze o tych miejscach poczytać, zwłaszcza, że to zejście pozwalałoby zamknąć piękną pętelkę wokół całego Masywu Ecrins.

Tym razem zeszliśmy po lodowcu. To dużo łatwiejsza droga niż górą. Jest trochę szczelin, ale dość dobrze je widać.  W zasadzie lina nie jest potrzebna, ale ogromna większość ludzi chodzi związana.

W schronisku Glacier Blanc zjedliśmy jajecznicę, a potem zeszliśmy  i podeszliśmy moreną boczną lodowca Glacier Noir.

Fajna ścieżka idąca wąską grzędą nad bardzo stromym urwiskiem. Po zboczu co chwila osypywał się piach, opadając na zasypany kamieniami Czarny Lodowiec. To właśnie opadającym na lód pyłom  zawdzięcza swą nazwę Glacier Noir. Jest brudny. Pyły zabarwiają nawet stary lód.

Morena kończy się stromym balkonem. Obok jest kilka przestronnych kolib. Spaliśmy w najniższej z nich z pięknym widokiem na Mont Pelvoux.

 

 

 

Share

Ecrins cz2- Col Eychauda, Ailefroide, Glacier Blanc

Rano przestało wiać. Wstał piękny dzień i bardzo szybko zrobił się upał. Być może wyżej było chłodniej, ale my zeszliśmy aż do Chambran. Na parkingu złapaliśmy stopa kilka km w dół. Nie lubię chodzić po drogach. Wysiedliśmy przy skrócie prowadzącym do Ailefroide. Znakowana ścieżka odchodzi od „szosy” zjeżdżającej do Pelvoux zaraz po przekroczeniu sporej rzeki. Początkowo prowadzi rzadko używaną gruntową drogą pełną różnokolorowych kwiatów, a po minięciu rurociągu opadającego do les Claux staje się wąską ścieżynką trawersującą strome, skaliste zbocze. Całą trasę bujnie porastały kwitnace rosliny, ale minęliśmy tylko jedno źródło.

Wodopój w Ailefroide bardzo nas ucieszył. Był upał.  Wieś jest zdominowana przez wspinaczy. Widać ludzi na wszystkich okolicznych skałach. Są aż dwa sympatyczne sklepy ze sprzętem, tanie piwo i duży kemping. Panuje luzacka atmosfera. Ludzie chodzą w uprzężach wszędzie, nawet po drodze, często jedynym uzupełnieniem stroju (poza naprawdę konieczną bielizną)  jest chustka na głowie lub stanik. W sklepie spożywczym jest znacznie taniej niż w innych miejscowościach. Generalnie fajne miejsce.

Nie mieliśmy żadnych konkretnych planów. W  procesie przygotowanie trasy ten odcinek przypadł Jose, a on nie za bardzo się do planowania przyłożył.  Kupił mapę 60-tkę na której niczego nie było widać i odłożył sprawę na później…Tak czy siak traktowaliśmy ten wyjazd jako rekonesans. Nie mieliśmy sprzętu do chodzenia po lodowcach (oprócz raków, które i tak zwykle nosimy wiosną) i w zasadzie chcieliśmy je jakoś ominąć, ale nie za bardzo się da. W Ecrins są albo wysokogórskie lodowcowe trasy, albo GR-y omijające wszystko bokiem.

Poszliśmy ścieżką biegnącą lewą stroną drogi w kierunku lodowca Glacier Blanc.  Nie ma drogowskazu, ale zdecydowanie warto tam iść.  Szlak przechodzi przez dziki teren zawalony oślizłymi głazami , pełen oszałamiająco bujnych kwiatów- Rezerwat Torrente Saint Pierre. Druga droga- ta wyznakowana podchodzi asfaltem.

W schronisku na Pre de Madame Carle (które okazało się hotelem) usiłowaliśmy się czegoś dowiedzieć o trasach, ale  dowiedzieliśmy się bardzo niewiele. Podobno do przejścia jakiejkolwiek drogi w tych górach niezbędny był i czekan, i lina. Sprawę dodatkowo zamącił niezawodny jak zwykle Edek Krzyżak podsuwając nam (sms-em czyli w maksymalnym skrócie :)) pomysł obejścia w kółko Mont Pelvoux. Cóż pomysł przedni … bardzo nam się spodobał!

W hotelach raczej nie sypiamy, więc odeszliśmy kawałek (z pół godziny) w dół i rozłożyliśmy się na trawce w krzakach. Pani w hotelu powiedziała, że nie wolno, ale obok stał typowy francuski zakaz biwakowania zabraniający kempingowania, a nie stawiania namiotu w nocy (czyli 19-7 rano jest dozwolone). Nie krępowaliśmy się. W ramach rewanżu pan ze schroniska nie podwiózł nas rano do sklepu, ale zatrzymał się następny jadący w dół samochód. Na tej drodze przez cały dzień jest spory ruch.

Nie zastanawiając się długo kupiliśmy czekany, uprzęże i linę (po promocyjnej cenie :))- czyli jak w Polsce, albo odrobinę taniej) i ruszyliśmy z powrotem w górę w celu obejrzenia z bliska Glacier Blanc.  Byliśmy blisko, a ten lodowiec byłby świetny na pierwszy raz. W każdym razie tak słyszeliśmy.

Na początku podejścia był prawdziwy tłok. Po przejściu rzeki spadającej z bliskiego już czoła lodowca na  progu doliny, ścieżka robi się trochę trudniejsza i ludzi już odrobinę mniej. Być może odstraszają ich niepotrzebnie powieszone łańcuchy. Nie ma trudności.

Za schroniskiem Glacier Blanc niedobitki turystów w trampkach straszy jeszcze drogowskaz:

Tak naprawdę nie jest potrzebny, bo szlak jest tak słabo oznakowany, że niedoświadczeni szybko się zgubią.

Ścieżka do schroniska Ecrins rzeczywiście łatwa nie jest. To dziki, niedawno opuszczony przez lodowiec teren pełen głazów, piargów, stromych trawersów i płatów śniegu. Na koniec można wyjść na lodowiec. Na ostatnim fragmencie przed schroniskiem nie ma szczelin. Doszliśmy tam już niemal o zmroku.

Rozłożyliśmy się pod gołym niebem na jednym z ogrodzonych kamieniami placyków. Nocleg w schronisku wymaga rezerwacji. Nie potrzebowaliśmy go. Samo schronisko jednak nam się przydało. Nigdzie w okolicy nie było nadającej się do picia wody, był za to prowadzący od schroniska ściek- wprost na lodowiec!

Jose podszedł do budynku po wodę i już w wejściu powalił go zaduch i smród skarpet.  Widocznie w Alpach podobnie jak w Pirenejach wietrzenie  schronisk jest źle widziane. Początkowo byliśmy bardzo zadowoleni z naszej miejscówki.  Wprawdzie Jose ukręcił gwint w palniku i nie mieliśmy gorącej wody, ale wszystko wynagradzały widoki.  Naprawdę niesamowite. Pomimo dużej wysokości nie było zimno, jednak miejsce nie było idealne… ale o tym potem :)

 

Share
Translate »