Ecrins cz2- Col Eychauda, Ailefroide, Glacier Blanc

Rano przestało wiać. Wstał piękny dzień i bardzo szybko zrobił się upał. Być może wyżej było chłodniej, ale my zeszliśmy aż do Chambran. Na parkingu złapaliśmy stopa kilka km w dół. Nie lubię chodzić po drogach. Wysiedliśmy przy skrócie prowadzącym do Ailefroide. Znakowana ścieżka odchodzi od „szosy” zjeżdżającej do Pelvoux zaraz po przekroczeniu sporej rzeki. Początkowo prowadzi rzadko używaną gruntową drogą pełną różnokolorowych kwiatów, a po minięciu rurociągu opadającego do les Claux staje się wąską ścieżynką trawersującą strome, skaliste zbocze. Całą trasę bujnie porastały kwitnace rosliny, ale minęliśmy tylko jedno źródło.

Wodopój w Ailefroide bardzo nas ucieszył. Był upał.  Wieś jest zdominowana przez wspinaczy. Widać ludzi na wszystkich okolicznych skałach. Są aż dwa sympatyczne sklepy ze sprzętem, tanie piwo i duży kemping. Panuje luzacka atmosfera. Ludzie chodzą w uprzężach wszędzie, nawet po drodze, często jedynym uzupełnieniem stroju (poza naprawdę konieczną bielizną)  jest chustka na głowie lub stanik. W sklepie spożywczym jest znacznie taniej niż w innych miejscowościach. Generalnie fajne miejsce.

Nie mieliśmy żadnych konkretnych planów. W  procesie przygotowanie trasy ten odcinek przypadł Jose, a on nie za bardzo się do planowania przyłożył.  Kupił mapę 60-tkę na której niczego nie było widać i odłożył sprawę na później…Tak czy siak traktowaliśmy ten wyjazd jako rekonesans. Nie mieliśmy sprzętu do chodzenia po lodowcach (oprócz raków, które i tak zwykle nosimy wiosną) i w zasadzie chcieliśmy je jakoś ominąć, ale nie za bardzo się da. W Ecrins są albo wysokogórskie lodowcowe trasy, albo GR-y omijające wszystko bokiem.

Poszliśmy ścieżką biegnącą lewą stroną drogi w kierunku lodowca Glacier Blanc.  Nie ma drogowskazu, ale zdecydowanie warto tam iść.  Szlak przechodzi przez dziki teren zawalony oślizłymi głazami , pełen oszałamiająco bujnych kwiatów- Rezerwat Torrente Saint Pierre. Druga droga- ta wyznakowana podchodzi asfaltem.

W schronisku na Pre de Madame Carle (które okazało się hotelem) usiłowaliśmy się czegoś dowiedzieć o trasach, ale  dowiedzieliśmy się bardzo niewiele. Podobno do przejścia jakiejkolwiek drogi w tych górach niezbędny był i czekan, i lina. Sprawę dodatkowo zamącił niezawodny jak zwykle Edek Krzyżak podsuwając nam (sms-em czyli w maksymalnym skrócie :)) pomysł obejścia w kółko Mont Pelvoux. Cóż pomysł przedni … bardzo nam się spodobał!

W hotelach raczej nie sypiamy, więc odeszliśmy kawałek (z pół godziny) w dół i rozłożyliśmy się na trawce w krzakach. Pani w hotelu powiedziała, że nie wolno, ale obok stał typowy francuski zakaz biwakowania zabraniający kempingowania, a nie stawiania namiotu w nocy (czyli 19-7 rano jest dozwolone). Nie krępowaliśmy się. W ramach rewanżu pan ze schroniska nie podwiózł nas rano do sklepu, ale zatrzymał się następny jadący w dół samochód. Na tej drodze przez cały dzień jest spory ruch.

Nie zastanawiając się długo kupiliśmy czekany, uprzęże i linę (po promocyjnej cenie :))- czyli jak w Polsce, albo odrobinę taniej) i ruszyliśmy z powrotem w górę w celu obejrzenia z bliska Glacier Blanc.  Byliśmy blisko, a ten lodowiec byłby świetny na pierwszy raz. W każdym razie tak słyszeliśmy.

Na początku podejścia był prawdziwy tłok. Po przejściu rzeki spadającej z bliskiego już czoła lodowca na  progu doliny, ścieżka robi się trochę trudniejsza i ludzi już odrobinę mniej. Być może odstraszają ich niepotrzebnie powieszone łańcuchy. Nie ma trudności.

Za schroniskiem Glacier Blanc niedobitki turystów w trampkach straszy jeszcze drogowskaz:

Tak naprawdę nie jest potrzebny, bo szlak jest tak słabo oznakowany, że niedoświadczeni szybko się zgubią.

Ścieżka do schroniska Ecrins rzeczywiście łatwa nie jest. To dziki, niedawno opuszczony przez lodowiec teren pełen głazów, piargów, stromych trawersów i płatów śniegu. Na koniec można wyjść na lodowiec. Na ostatnim fragmencie przed schroniskiem nie ma szczelin. Doszliśmy tam już niemal o zmroku.

Rozłożyliśmy się pod gołym niebem na jednym z ogrodzonych kamieniami placyków. Nocleg w schronisku wymaga rezerwacji. Nie potrzebowaliśmy go. Samo schronisko jednak nam się przydało. Nigdzie w okolicy nie było nadającej się do picia wody, był za to prowadzący od schroniska ściek- wprost na lodowiec!

Jose podszedł do budynku po wodę i już w wejściu powalił go zaduch i smród skarpet.  Widocznie w Alpach podobnie jak w Pirenejach wietrzenie  schronisk jest źle widziane. Początkowo byliśmy bardzo zadowoleni z naszej miejscówki.  Wprawdzie Jose ukręcił gwint w palniku i nie mieliśmy gorącej wody, ale wszystko wynagradzały widoki.  Naprawdę niesamowite. Pomimo dużej wysokości nie było zimno, jednak miejsce nie było idealne… ale o tym potem :)

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »