Parco Nazionale dello Stelvio – Sentiero duo cz1.

To taki temat odłożony na później. Nie wyrobiłam się zeszłego lata, ale chciałabym pokazać go teraz bo Stelvio (czyli inaczej Stilfserjoch) to świetne wakacyjne miejsce. Piękne niezatłoczone góry, do których na dodatek mamy niezły dojazd. To tylko kawałeczek z lotniska w Bergamo. Autobusy do Ponte di Legno jeżdżą kilkakrotnie w ciągu dnia i kosztują  parę Euro.

 

Sam Park Narodowy Stelvio jest ogromny- to największy alpejski park. Poznałam tylko niewielki kawałek. Przeszłam szlak Sentiero Duo z Ponte di Legno do Vezza d’Oglio. Właściwie to nawet nie z samego Ponte di Legno tylko z końcowego przystanku autobusu w Case de Viso. Bardzo padało więc trochę skróciłyśmy nasz pierwszy dzień.

Ta decyzja wpłynęła też na dalszą trasę. Po południu przejaśniło się i zamiast zostać w schronisku Bozzi, przeszłyśmy jeszcze kawałek i przenocowałyśmy w pasterskim domku, który do złudzenia przypominał mi pirenejskie cabany- Baito Encavallo.

To piękne miejsce z oszałamiającym widokiem na lodowce Adamello, jednak nie każdemu może się spodobać. Sam domek to już w zasadzie ruina. Wybite okna, nie domykające się drzwi, pojedyncza, mocno zapadająca się rama  łóżka, goły beton.

Od lat sypiam w takich domkach w Pirenejach. W Alpach są już rzadkością, tym bardziej ucieszył mnie ten. Mówiąc szczerze, poczułam się w nim jak w domu :)

Jak wszystkie tego typu miejsca miał dostęp do świeżej wody. Byłyśmy tam na początku września i brzegi stawków porosły  łanami wełnianki. Powietrze było przezroczyste jak zwykle jesienią, noce mroźne, a na całym, świetnie zresztą oznakowanym szlaku nie było już żywej duszy.

To stosunkowo krótki jak na mnie kawałek, jednak nie żałowałam dnia. Case de Viso, w której próbowałyśmy przeczekać deszcz okazała się piękną starą wsią, obok schroniska Bozzi było poświęcone pierwszej wojnie muzeum (trzeba poprosić, żeby je ktoś otworzył, powstało w autentycznych wojennych barakach i jest utrzymywane przez wolontariuszy). Przypadkiem, czekając w barze poznałyśmy  bardzo interesujących ludzi. Całkiem sporo jak na jeden w przeważającej części deszczowy dzień :) Sentiero Duo jest rozpisane na trzy dni. Szlak jest oznakowany podobnie jak Sentiero Uno ( biało czerwony z czarną dwójką). Może być świetną kontynuacją Alta via del Adamello. Razem potrzeba na nie około 11-12 dni – wręcz idealnie na dwa wakacyjne tygodnie.

… a kolejne dni –za chwilkę, muszę wrócić do map,  po tylu miesiącach, nie pamiętam już wszystkich nazw .

 

Share

Magazyn Górski- Lato w Szwajcarii

Nowy numer Magazynu Górskiego jest w całości poświęcony Szwajcarii. Znam tylko kilka z opisanych tu miejsc. Przed laty przeszłam połówkę szlaku Tour de Monte Rosa. W czerwcu, kiedy schroniska były jeszcze zamknięte okazał się zupełnie bezludny i pomimo bliskości cywilizacji (wyciągi, koparki) zaskakująco dziki. Poza tym Szwajcarię znam bardzo słabo. Wiele razy zastanawiałam się czy tam nie pojechać. Przy planowaniu któregoś z wyjazdów (nie doszedł do skutku, pojechałam wtedy do Włoch, trochę szkoda…ale wiedza zostaje) przeczytałam informację szwajcarskiego klubu na temat rozbijania namiotów w górach. Klubowa instrukcja zalecała nierozbijanie na widoku, zwijanie o świcie, a na terenie prywatnym uprzejme zapytanie o zgodę. Przyznam szczerze, że nawet się tym trochę zdziwiłam. Wprawdzie to nie Hiszpania, gdzie niewiele na temat rozbijania wiadomo, ale każdy rozbija i wszystkim z tym fajnie, ani nie Francja, gdzie wolno prawie wszędzie (tylko na noc) … niemniej wygląda na to,  że w Szwajcarii też jakby trochę wolno, a przynajmniej, że z tymże rozbijaniem problem mamy nie tylko my-  goście ze wschodu, ale też sami chodzący po górach Szwajcarzy. Cóż, pozostaje mi chyba tylko jak najszybciej rozbić i sprawdzić :) Chciałabym, bo Szwajcaria ma całe mnóstwo imponujących, a zupełnie nieznanych mi  gór. Z tym większą przyjemnością zobaczyłam pięknie zrobione wydanie Magazynu Górskiego, poświęcone właśnie Szwajcarii.

Przyjemność tym większa, że znalazł się w nim również artykuł mojego męża na temat kanioningu w Ticino, pełen pięknych kanioningowych zdjęć… jak one ładnie wyglądają w druku!

Bogdan jest zwolennikiem pokonywania kanionów tak, żeby jak najrzadziej wyciągać liny.  To zrozumiałe, bo zjechać na linie potrafi każdy, a skok z wysoka, czy przerażająco wyglądający tobogan wymagają pokonania sporej psychicznej bariery i niezachwianej wiary w siebie.  Ta skłonność Bogdana jest powszechnie znana. Dwa tygodnie temu, idąc którymś z kanionów na Sardynii jak mi się zdawało trafiłam na tobogan. Nie byłam pewna więc spytałam idącego za mną Docenta.

Docent nawet nie patrząc zapytał -a Bogdan zjechał?

-Nie

-No to to nie jest tobogan!

i to by było na tyle :)

Share
Translate »