Jesienna Korsyka, Calacuccia

Monte Cinto spod refuge ErcoŚcieżka schodząca z Monte Cinto przecina łagodne wzgórza i dochodzi do gruntowej drogi. Na „skrzyżowaniu” jest  źródło. Potem wciąż nieźle oznakowany szlak idzie kawałkami szutrówką i ścina co większe zakręty.

Trzeba tam uważać, bo w prawo odchodzi nie pokazana na mapie ścieżka najprawdopodobniej biegnąca do Calasima (skąd można wrócić do GR20 szlakiem Sentier de Transhumance – ścieżki spotykają się w połowie odcinka Tighietu- Ciuttulu di Mori).

widok w stronę Corte

Dalszy ciąg zejścia jest słabo oznakowany. Odbicia od drogi zwykle znaczy tylko pojedynczy kopczyk, nie wszystkie zauważyliśmy i trochę się namęczyliśmy na twardym gruncie. Warto się trzymać skrótu. Przechodzi pomiędzy fantastycznie ukształtowanymi skałkami, porośniętymi pięknie owocującą tarniną. Jest woda, bywają jeżyny, a niżej stoi zabytkowa kamienna kapliczka z widokiem na całą dolinę.

widok w stronę Col di Verde

Było już późno więc staraliśmy się iść jak najszybciej. To takie pozornie nieciekawe miejsce, szeroka dolina poprzecinana dróżkami i wioseczkami, ale wieczorne widoki były tam piękne. Na zboczach pasły się krowy i owce, we wsi mijały nas wolno chodzące świnie, obszczekały jakieś ciekawskie psy. Kempingi w Lozi były pozamykane, pilnowały ich warczące kundle i nawet nie spróbowaliśmy się dowiedzieć czy może nam tam otworzą. Szutrówka przeszła w asfaltową szosę, weszliśmy do wsi i bardzo szybko zabrał nas jadący w dół drogi samochód.  Miły pan podwiózł nas do sklepu w Calacuccia. Powiedział, że powinniśmy tam spotkać właściciela kempingu (i hotelu- co nas mniej interesowało) i żeby go zagadać to może otworzy… Przed sklepem stał samochód tegoż pana, ale chociaż go pilnowałam jakoś przegapiłam moment kiedy wsiadł i odjechał. Jose był na mnie okropnie zły. Jeszcze gorzej zrobiło się potem. Bardzo szybko przyszła czarna noc. Latarnie w wioseczce zgasły, a my błąkaliśmy się ponad godzinę próbując odszukać ścieżkę Mare a Mare Nord wspinającą się na grań do Refuge Sega. W nocy światła wsi nad zaporowym jeziorem wyglądały niezwykle malowniczo… ale kiedy widzieliśmy je kolejny raz zaczęły nas nieco wkurzać. Z mapy wynikało, że Mare a Mare odchodzi od drogi zaraz za tamą. I rzeczywiście kiedy w końcu udało nam się odnaleźć tamę poszło już łatwiej. Szlak ścina zakosy szosy, ale nie odchodzi daleko. Zdecydowanie łatwiej szło nam się w ciemności asfaltem. Otaczały nas łąki, ale zbocze było na tyle strome, że nie widzieliśmy szans na namiot. Dopiero koło ósmej wypatrzyliśmy jakiś płaski kawałek pod wielkimi dębami. Nie było trawy tylko miałki piach, ale było cudownie płasko. Za kamiennym murem troszkę śmierdziały świnie. Bardzo się staraliśmy nie rozsypywać żadnych okruszków i wyrzuciliśmy wszystkie ogryzki, skórki od bananów i inne jadalne resztki wprost za oddzielający nas od zwierzaków płot. Każdy rzut fetował radosny kwik. Odkryliśmy, że stadem rządzi łaciaty knurek. Młode świnki nie miały wielkich szans na zdobycz więc potem rzucaliśmy im jedzenie wprost do pysków. Zasnęliśmy spokojni ciesząc się, że nas i łakome stadko oddziela solidna ściana.

poranna Calacuccia

Rano okazało się, że mur kończy się 10 metrów dalej, a brama jest otwarta na oścież. Spakowaliśmy się szybko, opędzając się od świń. Nie były nachalne, ale odsunęły się tylko kawałek. Jestem pewna, że po naszym odejściu dokładnie przeryły teren. Pewnie ryły go regularnie (bo lubią żołędzie) stąd taki mięciutki piach.

CalacuciaJeszcze przez godzinę towarzyszyły na wolne świnki. Było też troszkę znudzonych krów. Wyżej znaleźliśmy wysypisko śmieci, a potem szlak zaczął wyglądać jak szlak.

Corscia i widok w dół Scala di Santa Regina

Pogoda była nieszczególna, lekko mżyło, na Monte Cinto siedział wał chmur. Wchodziliśmy w masyw Monte Renoso z innymi bardziej gładkimi skałami i suchszą, mniej bujną roślinnością. Przez prawie dwa tygodnie złaziliśmy większość szlaków w Masywie Monte Cinto, byłam bardzo ciekawa jakie okażą się te góry, już nie tak urwiste i strome i co najważniejsze nie aż tak szerokie. Korsyka jest jak przecinek, czym dalej na południe tym bardziej góry zwężają się, na końcu tworząc prawie pojedynczą grań.

 

Share

Jesienna Korsyka, Monte Cinto

Pic von Cube

Od miejsca gdzie nocowaliśmy było już bardzo blisko na grań.

koliba pod Monte Cinto

Szliśmy dobrze znakowanym szlakiem prowadzącym z Haut Asco. Kilkadziesiąt metrów za naszą kolibą znaleźliśmy drugi staw, a nad nim większe i lepsze namiotowe pólka.

jeden ze stawków pod północną ściąną CintoŚcieżka wspięła się na kamieniste zbocze

podejście na przełęcz Edoulis

i wyszła na przełączkę Edoulis. Pojawił się widok na jeziorko Cinto, od którego (na mapie) biegnie trzecia prowadząca na szczyt ścieżka. Nie zauważyliśmy ani śladów chodzenia ani znaków. To strome kamieniste zbocze.

Lac du Cinto

Dalej ścieżka trawersuje grzbiet Cinto kilkadziesiąt metrów pod granią. Szlak wspina się i obniża obchodząc bardziej strome skały.

trawers pod granią Monte Cinto

To ciekawa, trzymająca w napięciu trasa. Nie jest trudna, ale wymaga skupienia i uwagi zwłaszcza z plecakiem i przy silnym wietrze.

trawers pod Cinto, widok w kierunku Capu Verdatu

Trzeba czasem używać rąk, ale to nie wspinaczka, raczej niełatwy wysokogórski teren. Nagrodą są piękne widoki.

w tle Paglia Orba

jezioro w Calacuccia

Zachmurzyło się i co jakiś czas prószył śnieg. Nie siedzieliśmy długo na szczycie, bo mocno wiało.

grań Cinto-Verdatuwidok z Monte Cinto na północkrzyż i książka na Monte CintoChcieliśmy zejść jak najszybciej do Calacucia, ale straciliśmy trochę czasu na szukanie. Na mapie IGN 1;25000 Cinto, zejście biegnie wprost ze szczytu na południe, a potem odbija na południowy wschód. W  praktyce nie da się tak zejść, nie ma znaków, ale spróbowaliśmy… Połaziliśmy trochę w trudnych i kruchych skałach w górę i w dół i wróciliśmy na czerwono znakowany trawers. Być może nie wpadlibyśmy na ten pomysł, ale o dziwo, bo wcześniej nie spotykaliśmy w górach ludzi, zauważyliśmy podchodzącą z dołu parę. Szli do trawersu więc wyleźliśmy z mylnych skałek i też wróciliśmy na szlak.

zejście do Calacuccia

„Skrzyżowanie” bardzo słabo widać, a znaki na zejściu są mało wyeksponowane i rzadkie.  Sama trasa jest trudniejsza niż podejście od Asco. Teren jest kruchy, stromy i raczej mylny. Zejście męczące i długie.

już prawie pod CintoWygodniejsza ścieżka pojawia się już na samym dole, kilkaset metrów powyżej Refuge de la Erco. To dobry, latem pewnie oblężony schron. Teraz toalety były pozamykane, ale znaleźliśmy wodę. Budyneczek był otwarty i pusty, miał gaz. Ktoś wyłamał skrzynkę na pieniądze więc chwilowo był również bezpłatny.

przed schronem Refuge de la ErcoNie zostaliśmy tam, chociaż było już koło trzeciej- niecałe trzy godziny do zmroku. Postanowiliśmy dojść przez zamknięciem sklepu do Calacucia. Nie mieliśmy już prawie zupełnie co jeść.

PS: ta trasa ma trudność ok. T3 (jeśli się choć troszkę pogubić nawet więcej), jest więc trudniejsza niż alternatywne przejście GR20 przez Cyrk Solitude. Jest też znacznie dłuższa i bardziej męcząca, trzeba pokonać przewyższenia rzędu 1800 m, stąd być może tyle śladów obozowania pod przełęczą. Latem nocleg w górach nie jest konieczny. Trasę od kempingu do Refuge de la Erco można pokonać w jeden dzień nawet z ciężkim plecakiem. Przy krótkim dniu trzeba by się pośpieszyć. Nam przejście od szosy do schronu zajęło ok. 9-10 godzin z błądzeniem. Na zejściu nie ma wody.

Share
Translate »