Jesienna Korsyka-Bocca Tartagine-Paso Ondella

widok z Bocca Taragine na wschódObudziłam się na godzinę przed budzikiem. Co dziwniejsze było raczej jasno. Spojrzałam jeszcze raz na telefon… 6-ta. Daleko na horyzoncie świeciła jakaś wioska, najprawdopodobniej Tartagine. Nie mogła być bardzo duża. Pokręciłam się trochę na niewygodnych kamieniach i zabrałam się za gotowanie. Jose uprzejmie też wstał, ustaliliśmy, że skorzystamy z przypadkiem nam podarowanego czasu i zdobędziemy wierzchołek Capu a u Dente- imponującej góry piętrzącej się nad Calanzaną.

widok z Bocca taragine na północZebraliśmy się jeszcze przed świtem.

łopocąca pałatka

Wiało i było lodowato, spakowaliśmy wszystkie rzeczy, zostawiłam plecak przy sporej skale i nie czekając na Jose poszłam granią w stronę bliskiego wierzchołka. Nie mogłam już dłużej czekać, strasznie tam marzłam.

Podejście na szczyt

Ścieżka na szczyt jest słabo widoczna, ale dość dobrze oznakowana kopczykami. Jest nawet kilka granatowych placków- więcej wiedzie w stronę sąsiedniej, wyższej góry- Monte Corona.

widok na zachódNa wszystkie strony ciągnęły się piękne widoki. Czyste morze, mnóstwo ostrych szczytów.

szlak obchodzi te skały od połnocyŚcieżka dochodzi do grupy strzelistych skałek i znika. Czekając na Jose obeszłam wszystkie podejrzane o łatwiejszy dostęp miejsca i odkryłam, że szlak obchodzi te skałki dołem po lewej, chociaż chyba umielibyśmy na nie wejść.

podejścieDopiero z góry widać, że nie byłoby po co. Właściwy wierzchołek jest dalej.  Wbrew naszym oczekiwaniom nie był to Capu a u Dentu- na który chyba nie dałoby się łatwo wejść. Tak czy siak staliśmy na pięknej górze z iście lotniczym widokiem.

widok na CalviTo 2000 metrów prosto w dół. Pozostało nam tylko sfotografować wszystko i wrócić.

Paglia Orba

W tle pojawiła się charakterystyczna sylwetka Paglia Orba, natomiast nasza przełęcz, ta, którą zaplanowaliśmy na dzisiejszy dzień wyglądała na raczej niedostępną, a w każdym razie podejrzanie urwistą i stromą. Wróciliśmy do plecaków i zadowoleni z ciepła i słońca zaczęliśmy schodzić z Bocca Tartagine na południowy wschód.

zejście z Bocca TaragineNiedaleko od grani pojawia się woda, szlak jest znakowany i uczęszczany, chociaż miejscami ścieżka znika.

Bocca TaragineMusieliśmy zejść ok 700 metrów, żeby móc znów podejść na Paso Ondella. Tak w każdym razie wynikało z mapy. Czym niżej tym było cieplej i w końcu zrobił się prawdziwy upał.

bergerie

Zatrzymaliśmy się na chwilkę przy małej bergerie, nałapaliśmy wody z niezbyt wydajnego źródełka, nawet udało mi się umyć włosy. Poniżej chatki ciągnął się spalony las, nasuwający ( jak zwykle) podejrzenie, że ktoś wolał mieć tu pastwisko. Nie było jednak żadnych krów. Pojedyncze zwierzęta spotkaliśmy dopiero kilkaset metrów niżej.

spalony las

Poniżej lasku szlaki rozwidlają się- niezgodnie z mapą.

droga do Taragine

Jeden z nich oznakowany na czerwono biegnie chyba do widocznej z góry drogi, ten mniej wyraźny i pomarańczowy (czasem żółty) zostaje na północnym zboczu prowadząc aż do odbicia nieznakowanej (a raczej oznakowanej trzema na krzyż zielonymi plackami) ścieżki na Paso Ondella. To zadziwiająca trasa.

brzozowe liście

Być może ślad jakiś wojennych umocnień. Na kawałkach widać szeroką, obrzeżoną murkiem drogę, a na długich fragmentach wszystko zupełnie znika. Najgorsze orientacyjnie miejsce to zakręt gdzie ścieżka początkowo szeroka i wydeptana dochodzi do skalistego wodospadu… i dalej nic. Nie wiem jak biegnie szlak. Wdrapaliśmy się na skalisty grzebień i kilkadziesiąt metrów powyżej wypatrzyliśmy kolejny nadbudowany zakrętas wojennej ścieżki. Wcale nie było do niej łatwo zejść.

podejście pod Paso Ondella

Pod samą granią robi się okrutnie stromo. Ścieżka na szczęście się zachowała, jest przysypana piargami i miejscami ponadrywana, ale da się przejść i co najważniejsze widać gdzie iść.

Paso OndellaNajwiększy obryw jest przed samą przełęczą. Nie wiem jak długo to się jeszcze utrzyma, będzie kłopot jeśli ścieżka opadnie. Nie widziałam żadnego sensownego obejścia.

Masyw Monte CintoZ grani był piękny widok na masyw Monte Cinto i na sąsiedni szczyt Cima de la Statognia. Natomiast ścieżka wyglądała niepozornie i nawet się troszkę wystraszyliśmy czy uda się ją odnaleźć. Zawijasy wojennej drogi zasypał piarg, trzymaliśmy się ich jednak kurczowo i w końcu odnaleźliśmy skręcający w długi okrężny trawers szlak. Był okopczykowany, ale bardzo mizerny. Odchodził z przedostatniego zakosu w rzadki poryty przez świnie las i obchodził dolinę łukiem.  Niżej długo szliśmy prosto w dół przez chaszcze. Po przekroczeniu małej rzeczki wyszliśmy na polankę pełną dorodnych jeżyn i ku naszemu zdziwieniu odkryliśmy niezaznaczoną na mapie cabanę.

schronisko

Jeszce dziwniej było w środku.  Budynek był najwyraźniej nowy. Miał zapas gazu- mnóstwo butli wystarczyłoby pewnie na rok. Łóżka gęsto pokrywały mysie kupy, a podłoga – elegancko wyłożona czarną gumą bujała się przy każdym kroku. Nad kuchenką wisiała kartka- schronisko prywatne nieudostępnione publiczności… Mieliśmy różne wytłumaczenia tego stanu. Rządowe pieniądze i chatka pozorująca solidny budynek, pewnie w teorii bardzo drogi….? Może jakaś podejrzana fundacja?  Przypomniało nam się, że na przełęczy wisiała jakaś tablica, ale nie chciało nam się jej czytać. Coś o rezerwacie i o myśliwych. Tak czy siak nie podobały nam się mysie kupy więc rozbiliśmy przed schronem namiot. Trochę jeszcze było wcześnie, zegarek pokazywał piątą, ale słońce jakoś nam niespodziewanie zaszło…

Dopiero o zmroku zdaliśmy sobie sprawę, że skończył się letni czas i zegarek (w telefonie) sam się przestawił na czas zimowy.—>

Share

Jesienna Korsyka GR20- pierwszy odcinek

Calvi<— Nocleg nad źródełkiem jest bardzo wygodny, chociaż nie wiem czy dozwolony. Płaska trawiasta łączka, tylko troszkę rozryta przez krowy jest jeszcze przed granicą Parku Narodowego Korsyki, ale przy wyjściu z Calenzany widziałam znak zakazujący biwakowania na całej trasie GR20, bez względu na to czy to park czy nie park….

psianka

To spokojne miejsce z pięknym widokiem. Ponad kępką paproci i jeżyn widzieliśmy wybrzeże z powoli rozjaśniającym się półwyspem Calvi. Podobnie jak poprzednich nocy gasły światła miasteczka, bladło i zaróżowiało się niebo, słońce zarysowywało linię wybrzeża zaczynając od szczytów pagórków, po to, żeby szybko oświetlić już wszystko. Dalszy ciąg trasy już znałam. Pierwszy etap GR20 to dość ciężkie ponad tysiąc metrowe podejście na przełęcz Bocca di Saltu. Widoki są podobne do tych z Mare a Monti z tym, że ścieżka poprowadzona jest wyżej. Nie ma wody, jest też niewiele cienia. Pod granią przechodzi się przez rzadki las, a cień pojawia się dopiero za przełęczą.

Kawałek za Bocca di SaltuDalszy kawałek nie jest łatwy, ale jest bardziej ciekawy. Droga przebija się przez skały i las wysoko zawieszonym trawersem. Są miejsca gdzie trzeba użyć rąk, ale nie ma nic niebezpiecznego. Na grani znów pojawia się wygodna ścieżka i piękne, dalekie widoki na zachód.

GR 20Widać już schronisko Ortu di Piobbu (na płaskiej skale poniżej szczytu Monte Corona), ale dojście tam zajmuje jeszcze sporo czasu. Pomimo tego, że już znałam tą trasę cieszyłam się oglądając piękne, typowo korsykańskie pejzaże, niestety pod światło więc trudne do sfotografowania.

GR 20

Na zachodzie pojawiły się ostre szczyty zwieńczone charakterystyczną sylwetką Paglia Orba, stok porastało wiele pięknych drzew.

GR 20Ścieżka do schroniska przechodzi przez głęboki jar, teraz skryty w gęstym cieniu. Doszliśmy do budynku, zjedliśmy coś przy zewnętrznym stole, pogadaliśmy z grupką zgromadzonych tam osób, ale wciąż było jeszcze wcześnie więc postanowiliśmy przenocować na Bocca Tartagine. Od wodopoju prowadzi tam żółto znakowany szlak, nie zauważyliśmy go więc poszliśmy zgodnie z mapą- w górę od szczytu rozpadliny jaru.

Bocca Taragine

Początkowo jest bardzo stromo, ale po odnalezieniu właściwej, oznakowanej ścieżki już łatwiej. Podejście na przełęcz zajmuje jakieś 40 minut. Czym wyżej tym rozleglejszy widok.

AA020 (12)W ciepłym świetle późnego popołudnia złote brzozy i pomarańczowe jarzębiny wyglądały bajkowo.

AA017 (13)Wyżej pozornie jałowe piargi gładko poukładane jak w parku, porastały zwarte zarośla karłowatej olchy- alnus virdis (zastępujące na Korsyce karpackie kosówki czy alpejskie rododendrony).

AA012 (11)Mieliśmy szczęście i dotarliśmy na grań o zachodzie. Na wszystkie strony ciągnęły się wspaniałe widoki.

AA014 (9)Zamiast stawiać namiot, zrobiliśmy całe mnóstwo zdjęć i dopiero mocno po zmroku zaczęliśmy szukać jakiegokolwiek płaskiego miejsca. O ziemi bez piargu można było tylko pomarzyć.

Bocca TaragineZdając sobie sprawę z tego, że to nierozsądne rozbiliśmy w końcu pałatkę wprost na grani, mając nadzieję, że nam nie odleci.

Bocca Taragine

Mocno wiało, a w takim miejscu nocny i poranny wiatr były niemal pewne- z obu stron widzieliśmy morze. Daleko na horyzoncie świeciły się lampki małej wsi-Tartagine, a jeśli się wyszło kawałek na zachód widać było jaskrawo oświetloną zatokę Calvi. Namiot łopotał jak żagiel, ale nie żałowaliśmy. Pięknie tam było :)

Bocca Taragine

Kiedy o tym myślę teraz, (niemal dwa miesiące później) wydaje mi się, że zapamiętałam głownie tamten szalony nocleg i bajkowe wieczorne i poranne widoki. Tak jakby to one zajęły mi cały dzień. Naprawdę trwały tylko chwilę, ale ich waga w pamięci jest większa niż całego pierwszego odcinka GR-u… może dlatego, że wieczorem zrobiłam najwięcej zdjęć.

Share
Translate »