Korsyka Mare a Monti cz8 Galeria- Monte Estremo

Kilkadziesiąt minut poniżej naszego biwaczku leżało małe zaporowe jeziorko. Widzieliśmy je z góry i nawet mieliśmy zamiar dojść tam jeszcze przed nocą, ale zmrok dopadł nas wcześniej niż planowaliśmy. Jeziorko zaczekało do rana. Okazało się, że dobrze, bo nie było nad nim ani skrawka miejsca pod namiot. Wyszłam na chwilkę na tamę, żeby zrobić zdjęcie, a kiedy wróciłam Hania i X zniknęli już w gęstym lesie. Szlak przekraczał rzeczkę i wbijał się w gąszcz, ale po drugiej stronie ciągnął się wygodny trakt prowadzony po szczycie kanału. Pomyślałam, że moi przyjaciele na pewno poszli tak jak trzeba (czyli szlakiem) , ale po chwili zobaczyłam ich na kanale. Szli szybko. Zanim udało mi się ich zawołać byliśmy już  za daleko żeby wracać. Na migi ustaliliśmy, że spotykamy się w Galerii, po czym ja skręciłam w wąwóz po lewej, a oni zostali na stoku po prawej. Rzeka w międzyczasie weszła w kanion.

Jak się wkrótce okazało moja droga była znacznie dłuższa. Znakowana pomarańczowo ścieżka wyprowadzała na szosę, mijała gite, a potem wlokła się kilka kilometrów wśród luźnych zabudowań. „Swoich” znalazłam w barze. Obok był dobrze zaopatrzony sklep, oprócz tego w Galerii była jeszcze poczta i urząd miejski bez toalety. Nie było jej też w barze, dowiedzieliśmy się za to (na wszelki wypadek), że z miasteczka nie odjeżdża zimą żaden autobus. Wiało okrutnie i było wyjątkowo zimno. Szlak ukryty częściowo w lasku okazał się znacznie cieplejszy. Patrząc na mapę wydawało mi się, że to niezbyt ciekawy odcinek, ale w praktyce ścieżka jest ładna. Wybrzeże i płaska dolina widziane z pasma wysokich wzgórz ustępują miejsca wspaniałemu murowi ośnieżonych gór z dominującym i znanym mi już szczytem Paglia Orba. Szlak przecina szosę, kawałek prowadzi drogą, a potem znów schodzi w las. W Tuarelli skręca ostatecznie na północ prowadząc do Calenzany.

Ominęliśmy fragment tego odcinka. Hanię bolało kolano i kiedy zatrzymałam jakiś mały samochód prosząc żeby ją kawałek podwiózł, miła pani z malutkim pieskiem zawiozła nas (wszystkich, chociaż wydawało się to niemożliwe) prawie do Monte Estremo.

W ten sposób zrezygnowaliśmy z wiodącego w stronę Calvi Mare a Monti i znaleźliśmy się na Sentier de la Transhumance. Według moich wyliczeń powinniśmy nim dojść na Col de Verghio skąd powinno się dać wrócić do Ajaccio przy pomocy publicznego transportu. Na początku czekało nas jednak strome podejście. Monte Estremo ogarnął cień, więc szliśmy w górę tak długo jak mogliśmy szukając dogodnego miejsca. Jedyne w miarę płaskie znaleźliśmy w ruinach klasztoru przed niewielkim skalistym potokiem. Przed nami wznosił się grzbiet Capu Tofatu z charakterystyczną dziurą tuż pod szczytem. Wraz z nocą przyszedł lekki mróz. Widoczność była doskonała i bardzo trudno było mi się oderwać od fascynująco ciepłego ogniska i pogrążyć w ciasnym namiocie. Strasznie mi było szkoda gwiazd…

Share

Korsyka Mare a Monti cz7 Girolata

Przez całe przedpołudnie nasza trasa trzymała się wybrzeża pogrążonego w gęstym cieniu. Wiało i pomimo tego, że szliśmy nisko było nam tam raczej zimno. Kamienista plaża nie zachęcała do postoju, ale urwiste skały wyglądały pięknie więc wybraliśmy żółto oznakowany wariant drogi trawersujący klif. Właściwy szlak odchodził troszkę dalej od morza. Skalista i wąska ścieżynka przebijała się przez gęste śródziemnomorskie zarośla. Kwitły krokusy, pachniały zioła, w dole huczało turkusowe morze. Pogoda zmieniła się radykalnie kiedy wyszliśmy na słońce.  Wiatr ucichł, pewnie schowany za granią, chmury odleciały i już po chwili było gorąco, jak latem. Wykorzystałyśmy ten moment i wykapałyśmy się w malutkiej osłoniętej zatoczce przed samą Girolatą. X poleciał przodem i miałyśmy nadzieję, że nie będzie miał nam tego za złe, i że na nas gdzieś dalej zaczeka.

Ukryte za załomem skały spokojnie wykapałyśmy się nago. Woda była chyba zimniejsza niż w rzece, ale nie gorsza niż nasza bałtycka latem. Przezroczysta i idealnie klarowna. Dno piaszczyste, fale niewielkie. Piękne, bezludne miejsce z widokiem na cytadelę. Ubierając się Hania znalazła w chaszczach krzak obsypany dojrzałymi pomidorkami.

Plaża w Girolata- tuż obok portu z kilkoma zacumowanymi kutrami i ciągu nieczynnych kempingów, była za to wietrzna i zimna. X czekał w załamaniu  kamiennego płotu. Nabraliśmy wody i ugotowaliśmy sobie troszkę herbaty, ale dłuższe siedzenie na zasypanych suchymi wodorostami kamykach okazało się niezbyt przyjemne. Wiatr sypał nam do jedzenia piach. Zaczęliśmy marznąć. Spakowaliśmy się i wróciliśmy na szlak. Czekało nas spore podejście i bardzo szybko znów zrobiło się ciepło. Ładna ścieżka wspina się na niewyraźną przełęcz, a potem przez kilkaset metrów prowadzi skalistym grzbietem wystawionym na bardzo silny wiatr. W dole po lewej widzieliśmy półwysep Scandola- wpisany na listę Unesco morsko-lądowy rezerwat przyrody.  Na wprost- otwarte, mocno wzburzone morze. To odludne i spokojne miejsce. Do Girolata nie prowadzi jezdna droga. Można tam tylko dopłynąć łodzią lub dojechać kładem przez las. Na zimę zostało dosłownie kilka osób, latem pewnie bywa tłok.

Wieś widać było przez długi czas. Zbudowana na półwyspie wieża znikła dopiero za najwyższym punktem grani,  w jej miejsce pojawił się widok na północne wybrzeże i wał wysokich, targanych śnieżycą gór. Ścieżka przez chwilkę trzymała się łagodniejszego już grzbietu, po czym zaczęła stromo opadać. Z góry zejście wydaje się niemożliwe, w rzeczywistości to wygodny szlak. Biegliśmy w dół coraz bardziej nerwowo, bo na tym kilkusetmetrowym zboczu nie widzieliśmy szans na biwakowe miejsce. Woda pojawiła się już w połowie stoku, ale płasko było tam tylko na ścieżce. Zeszliśmy aż do stóp urwiska.  W bezlistnych chaszczach znaleźliśmy polankę ze śladami obozowiska. Nie była idealna, ale w okolicy było i drewno, i woda. Gęsty las ograniczał wprawdzie widoki, ale też nieźle zasłaniał wiatr. Kamienista rzeczka miała przyjemne kąpielowe płycizny.

Jak się okazało następnego dnia, to jedyne sensowne miejsce na biwak w drodze do Galerii. Kilkadziesiąt metrów kwadratowych zarośniętej asphodelami łączki po prawej nad potokiem. Nie przegapcie tego.

Share
Translate »