Korsyka Mare a Monti cz7 Girolata

Przez całe przedpołudnie nasza trasa trzymała się wybrzeża pogrążonego w gęstym cieniu. Wiało i pomimo tego, że szliśmy nisko było nam tam raczej zimno. Kamienista plaża nie zachęcała do postoju, ale urwiste skały wyglądały pięknie więc wybraliśmy żółto oznakowany wariant drogi trawersujący klif. Właściwy szlak odchodził troszkę dalej od morza. Skalista i wąska ścieżynka przebijała się przez gęste śródziemnomorskie zarośla. Kwitły krokusy, pachniały zioła, w dole huczało turkusowe morze. Pogoda zmieniła się radykalnie kiedy wyszliśmy na słońce.  Wiatr ucichł, pewnie schowany za granią, chmury odleciały i już po chwili było gorąco, jak latem. Wykorzystałyśmy ten moment i wykapałyśmy się w malutkiej osłoniętej zatoczce przed samą Girolatą. X poleciał przodem i miałyśmy nadzieję, że nie będzie miał nam tego za złe, i że na nas gdzieś dalej zaczeka.

Ukryte za załomem skały spokojnie wykapałyśmy się nago. Woda była chyba zimniejsza niż w rzece, ale nie gorsza niż nasza bałtycka latem. Przezroczysta i idealnie klarowna. Dno piaszczyste, fale niewielkie. Piękne, bezludne miejsce z widokiem na cytadelę. Ubierając się Hania znalazła w chaszczach krzak obsypany dojrzałymi pomidorkami.

Plaża w Girolata- tuż obok portu z kilkoma zacumowanymi kutrami i ciągu nieczynnych kempingów, była za to wietrzna i zimna. X czekał w załamaniu  kamiennego płotu. Nabraliśmy wody i ugotowaliśmy sobie troszkę herbaty, ale dłuższe siedzenie na zasypanych suchymi wodorostami kamykach okazało się niezbyt przyjemne. Wiatr sypał nam do jedzenia piach. Zaczęliśmy marznąć. Spakowaliśmy się i wróciliśmy na szlak. Czekało nas spore podejście i bardzo szybko znów zrobiło się ciepło. Ładna ścieżka wspina się na niewyraźną przełęcz, a potem przez kilkaset metrów prowadzi skalistym grzbietem wystawionym na bardzo silny wiatr. W dole po lewej widzieliśmy półwysep Scandola- wpisany na listę Unesco morsko-lądowy rezerwat przyrody.  Na wprost- otwarte, mocno wzburzone morze. To odludne i spokojne miejsce. Do Girolata nie prowadzi jezdna droga. Można tam tylko dopłynąć łodzią lub dojechać kładem przez las. Na zimę zostało dosłownie kilka osób, latem pewnie bywa tłok.

Wieś widać było przez długi czas. Zbudowana na półwyspie wieża znikła dopiero za najwyższym punktem grani,  w jej miejsce pojawił się widok na północne wybrzeże i wał wysokich, targanych śnieżycą gór. Ścieżka przez chwilkę trzymała się łagodniejszego już grzbietu, po czym zaczęła stromo opadać. Z góry zejście wydaje się niemożliwe, w rzeczywistości to wygodny szlak. Biegliśmy w dół coraz bardziej nerwowo, bo na tym kilkusetmetrowym zboczu nie widzieliśmy szans na biwakowe miejsce. Woda pojawiła się już w połowie stoku, ale płasko było tam tylko na ścieżce. Zeszliśmy aż do stóp urwiska.  W bezlistnych chaszczach znaleźliśmy polankę ze śladami obozowiska. Nie była idealna, ale w okolicy było i drewno, i woda. Gęsty las ograniczał wprawdzie widoki, ale też nieźle zasłaniał wiatr. Kamienista rzeczka miała przyjemne kąpielowe płycizny.

Jak się okazało następnego dnia, to jedyne sensowne miejsce na biwak w drodze do Galerii. Kilkadziesiąt metrów kwadratowych zarośniętej asphodelami łączki po prawej nad potokiem. Nie przegapcie tego.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »