nocleg na Fannaraki

Można by to już zostawić bez słów prawda?

Wystraszona tłumem (i ceną noclegu w schronisku- ponad 300 koron), pogadałam chwilkę z poznanym po drodze chłopakiem i zaczęłam schodzić. Można było wprawdzie zostać na szczycie i tam poczekać na nocne widoki, ale po pierwsze to zwalisko skał, nie ma nawet gdzie wygodnie usiąść, po drugie ten dekoncentrujący tłok… Upewniwszy się, że zejście nie jest trudne zrobiłam jeszcze kilka zdjęć lodowca i samego Fannaraki i zeszłam powoli na położoną z godzinę niżej trawiastą półkę, gdzie dało się nawet wygodnie położyć. Chmury podnosiły się i opadały pokazując mi czasem jakiś kawałek grani, czasem niemal całe Hurrungane, a czasem zupełnie nic. Koło trzeciej zaczęło się troszkę rozwidniać, o piątej wyszło słońce. Być może jakieś piękne widoki przegapiłam (trochę spałam) ale i tak udało mi się obejrzeć fascynujące widowisko. Doskwierał mi troszkę brak namiotu- śpiwór rano był mokry od rosy, i trochę brak wody- nie ma jej wcale na południowej stronie góry. Poza tym – bajka… prawda? :)

Share

Utladalen lipiec 2014, Vormeli

Jeszcze przez klika rannych godzin utrzymała się piękna pogoda (którą cieszyłam się mniej więcej od północy). Później dopadły mnie zwały gęstych chmur, malowniczo opływających szczyty, ale w dotyku raczej niezbyt miłych. Zburzywszy niechcący misterny plan Krisa, postanowiłam pość dalej wzdłuż doliny i pominąwszy jeden położony na przełęczy schron obejść masyw Hurungane wokół. Mogłam ewentualnie poddać się i wrócić na kemping drugą stroną Utladalen (trzeba by się cofnąć do mostu, który minęłam nocą, przejść przez  Utla, wspiąć się na drugą stronę kanionu i dalej iść znakowaną ścieżką do Vettimorki- nie wybrałam tej wersji bo przeszliśmy tamtędy w czerwcu. Do kempingu to niecałe dwa dni).

Ścieżka powyżej schronu Vormeli (jednego z pierwszych w tych górach) jest raczej nieznakowana, ale odrobinkę widoczna. Trochę kluczyłam, ale aż do przecinającej mi drogę rzeki radziłam sobie bez większych kłopotów. Przy rzece wybrałam wariant w górę, który szybko zgubił się w bagnistym zboczu. Wróciłam, odszukałam most (dokładniej linę z drabiną) i przeszłam na lewy brzeg do wyraźnej, znakowanej ścieżki. Teraz byłam prawie w cywilizacji. Mnóstwo świeżo odmalowanych szlakowych znaków, kopczyki, często wydeptany dukt. Spotkałam nawet ludzi. Najpierw wędkarza na koniu, później przemoczoną grupę, a na końcu również mokrego chłopaka ze schroniska na Fannaraki. Powiedział, żebym przyśpieszyła to zdążę na zachód słońca na szczycie. Wydawało się to nieprawdopodobne, bo wszystko wokół otulała mgła. Jednak okazało się, że stały mieszkaniec wierzchołka miał rację. Mgła rozwiała się o zachodzie pokazując zgromadzonym tam tłumom niesamowity widok -słońce przebijające się wśród podartych na skałach chmur. Poświęcę temu oddzielną galerię. Chłopak był chyba bardzo zdziwiony, że zdążyłam. Przyszłam tylko kilkanaście minut po nim, pomimo tego, że niosłam duży i nakryty ogromną peleryną plecak (Norweg radził mi zdjąć spowalniającą płachtę, ale padało, a ja nie lubię przemakać, może dlatego, że mieszkam w trochę suchszym kraju:)). Kilka razy stawałam po drodze rozstawiając statyw- mgły rozwiewały się interesująco i zrobiłam sporo mglistych zdjęć. Fannaraki hytte to piękne miejsce. Niestety bardzo popularne. Uciekłam stamtąd, ale niedaleko, bo nie mogłam się oderwać od widoków :).

Share
Translate »