Utladalen lipiec 14, Avdalen Gard

Utladalen opiszę Wam troszkę inaczej niż zwykle. Przede wszystkim dlatego, że mam więcej zdjęć. Kristoffer prosił mnie o sfotografowanie kilku jego zdaniem najciekawszych w tej dolinie miejsc. Przygotował mi plan, dał klucz do zabytkowych schronów i kilka opisów tras. Trudno to sobie wyobrazić, bo pomimo bliskości najwyższych norweskich gór i łatwego  dostępu od strony Ardal te miejsca są prawie nieznane. Ścieżki mało chodzone, często od dawna nie znakowane, pozarastane, niemal niewidoczne. Schrony – jedne z najstarszych w tych górach, magiczne, przypominające nasze pirenejskie cabany. Przyroda bujna i dzika: od gęstego liściastego lasu przez kwitnące hale, do lodowców i skał. Wszystko w zasięgu ręki w jednej opadającej do Sognefjord dolinie.

Moja trasa miała teoretycznie zająć 5 dni. Plan zakładał obejście Utladalen w kółko zaczynając od nieznanej mi lewej strony- po zboczu Hurungane. Wyruszyłam w skwarny poranek licząc się z prawdopodobną burzą. Nie wszystko udało mi się zrealizować, ale o tym za chwilkę. Moim pierwszym fotograficznym przystankiem było piękne stare gospodarstwo- Avdalen Gard.

Wyobraźcie sobie nasłonecznione zbocze. Długowłosy chłopak grabi świeżo skoszone siano. Nad górami wisi burzowa chmura i ze wschodu powoli nadpływa cień. Kury kąpią się w piachu, powietrze drży od bzyczenia pszczół. Schronisko jest otwarte, za rozbujaną przez wiatr firanką młody człowiek (jak później ustaliłam Słowak) smaży naleśniki. Chyba. Tylko to słyszę, nie zaglądam tam. Nie chcę przeszkadzać. To zaledwie godzina od parkingu, ale nie ma tłoku. Ja i dwie panie.  Zaraz zejdą na dół. Spokojna, senna atmosfera.

-Jeśli pójdziesz jeszcze głębiej w las znajdziesz następne takie gospodarstwo- Gravadalen, jeszcze piękniejsze- mówi mi Słowak -To tylko godzina.

Nie idę tam. Zwijam moje obiektywy, składam statyw i wracam na trasę zaplanowaną przez Krisa. Zaczyna kropić. Może następnym razem…

Share

Norwegia lipiec 2014 cz 9

Znad Gravadalsvatnet jest blisko do cywilizacji. Zaraz za trzymającą jezioro moreną zbocze opada stromym progiem do pociętej polnymi drogami doliny. Szlak schodzi kruchym urwiskiem niezbyt wygodnie. Widok psują drogi, jakieś budynki i tama. Na parkingu minęłam dużą grupę wędkarzy, ale poza nimi i obsługą niedalekiego schroniska w dolinie nie było żywej duszy. Trochę się łamałam co zrobić. Do Hurungane było już blisko, niecałe dwa dni. Szlak na mapie wyglądał na bardzo ciekawy…z drugiej strony pan ze schroniska zjeżdżał własnie na dół ze śmieciami i zaproponował, że mnie zabierze. Skusiłam się.

Zjechaliśmy jednym z głębokich kanionów którymi Sognefiell opada do morza. Pan Schroniskowy był bardzo miły. Zatrzymywał się w najciekawszych miejscach żebym mogła sfotografować widok. Na dole wysadził mnie na przystanku, na który za klika minut miał podjechać autobus. Kierowca usłyszawszy, że nie wiem dokąd bilet, bo jadę do najbliższego dentysty, uparcie dzwonił do każdej wioski i dowiadywał się, że lato i urlop. Ostatecznie dojechałam do Sogndal z karteczką z telefonem i adresem gabinetu (na środku miejscowości) już umówiona na wizytę. Niesamowite. Dostałam nawet numer telefonu do Pana Kierowcy, gdybym się zgubiła lub nie dogadała… Nie wiem czy w Polsce spotkałabym się z tak wielką pomocą. Byłam pod wrażeniem.

Po 5 -ciu minutach było po wszystkim. Dentystka (wcale mnie dużo nie skasowała) poradziła mi jeszcze gdzie mogę się wykapać w fiordzie. Zdążyłam na chwilkę przed burzą. Potem zostało mi tylko dojechanie stopem do Utladalen- odrobinkę skomplikowane bo akurat z jakiegoś powodu nie kursował prom. Miły starszy pan przewiózł mnie wysoko położoną, płatną drogą przecinającą zbocza Hurungane- samą w sobie bardzo ciekawą, (pomimo burzy) i niezwykle uprzejmie podwiózł na kemping Krisa. W ten sposób zakończyłam pierwszą część mojego łażenia. Byłam w Jotunheimen w miejscu gdzie skończyłam wędrować w czerwcu :).

Share
Translate »