Pireneje marzec 2014 Kanion Ordesa zimą

Niewiele mogę napisać o tych dwóch dniach. Ordesa jest bardzo piękna zimą (zrobiłam dużo zdjęć sami popatrzcie). Udało nam się podejść prawie do schroniska Goritz, ale wystraszyliśmy się na oberwanym śnieżnym nawisku już niemal na samej górze, zabrakło może ze 100 m (w poziomie nie pionie). Szwedzi na nartach przeszli, my w rakietach stchórzyliśmy. To bardzo eksponowana skalna półeczka, zimą zupełnie wyrównana. Wtopiona w ścianę cyrku. Gdyby nie ślad nart nie wypatrzylibyśmy jej. Wydawała nam się za wąska dla nas zwłaszcza, że narciarze bardzo mocno obcięli śnieg. Szwedzi przeszli, a my nie widząc innego wyjścia wróciliśmy tą samą drogą po clavijas (czyli rodzaju via ferraty), oblodzonej i zimą dość ciężkiej, ale raczej nie niebezpiecznej. Na samej górze, tuż przed łańcuchami spotkaliśmy 4 policjantów z Guardia Civil (z nartami i w uprzężach). Opowiedzieliśmy co się stało i chociaż miałam na końcu języka pytanie, czy możemy wrócić i spróbować razem z nimi jeszcze raz, nie zapytałam. Jose chwilkę pogadał, policjanci spytali czy nas sprowadzić na dół, podziękowaliśmy. Jose mówił, że skomentowali nasz sprzęt (że dobry i potwierdzili decyzję zejścia, że słuszna). Przyznaliśmy się, że schodzimy do schronu (w którym przecież nie wolno spać). Nie zaprotestowali. Jestem pewna, że sprawdzili z góry czy zeszliśmy i czy wszystko ok. Przespaliśmy się na nowym betonie ze świadomością, że Szwedzi z policjantami piją wino i pewnie o nas plotkują w schronisku. Zazdrościliśmy narciarzom. I szybkości, i mikroskopijnych jednodniowych plecaczków, dzięki którym jest im łatwiej i lżej. Tego wieczoru zapomnieliśmy, że są miejsca gdzie to oni nie docierają, i że nasze ciężkie plecaki pozwalają nam przenocować gdziekolwiek zechcemy nawet całe dni drogi od cywilizacji i schronisk. Tam gdzie najchętniej bywamy rzadko widujemy ślady nart… Coś za coś.

Share

Pireneje marzec 2014- dylatacja czasu

 

AA022 (5)Kiedy teraz, po ponad miesiącu wracam do wspomnień o marcowych Pirenejach widzę, że wszystko układa się wokół zdjęć. Chwile, które mi się dłużyły nadal wydają się długie- bo z bezsilności (że mnie unieruchomiło) zrobiłam im dużo fotografii. Dramatyczne, trudne momenty, które w rzeczywistości były mgnieniem oka- bez względu na to ile godzin naprawdę zajęły- we wspomnieniach znów są króciutkie. Jedna dwie klatki, czasem nic.

AA023 (3) AA021 (5)Rano padało. Wichura wyła i przerzucała po górach śnieg. Parking (znów puściutki) zasypało, góry zasnuły się mgłą. Uznaliśmy, że nic tu po nas. Nie da się dostać pieszo do Francji. Trudno.

AA020 (7)

Wolniutko, bo droga była cała biała zjechaliśmy w stronę Torli. Już niemal na dole minął nas samochód na szwedzkich numerach. Bez łańcuchów (dziadki z północy- mruknął Jose- mają zimowe opony).

AA019 (5)AA018 (7)Nie mieliśmy pojęcia co robić i staczając się ostrożnie zarysowaną tylko jednym (szwedzkim) śladem drogą doszliśmy do wniosku, że skoro nie da się iść wysoko, pojedziemy obejrzeć zimową Ordesę.

AA017 (6) AA014 (9) AA013 (7) AA012 (6) Fantastycznie było zobaczyć pusty parking! Na samym końcu stał tylko jeden samochód- Guardia Civil. Co ciekawsze chmury zaczęły się rozwiewać i po chwili zobaczyliśmy słońce.

AA015 (9)Obok nas zaparkowali szwedzcy dziadkowie- najwyraźniej pogoda w Bujaruelo nie poprawiła się, więc przejechali tutaj. Widząc jak zabierają plecaki i narty też się spakowaliśmy (na kilka dni) myśląc, że może coś nam się wreszcie uda… Do Francji można przecież i przez Breche de Roland! Czas przyśpieszył. Znów szliśmy.

AA007 (4)

Share
Translate »