No tak, strasznie się rozgadałam na temat noclegów, ale zaczęłam, więc chyba już skończę.
W Pirenejach, podobnie jak w każdych innych górach jest sporo „normalnych” górskich schronisk. Mają swoją specyfikę i zasadniczo różnią się od Alp. Przede wszystkim wiele z nich to budynki małe, skromne i stare. W Alpach niemal wszędzie świetnie kręci się biznes, w Pirenejach można czasem poczuć się prawie tak, jak 30 lat temu. Warto się z tym pośpieszyć, bo coraz więcej schronisk jest unowocześnianych i rozbudowywanych. Czasem to dobrze, bo te nowe mają prysznice z ciepłą wodą (nawet w pokojach np. w Lizara czy Angel Orus) i przyzwoite toalety, a czasem szkoda, bo wraz z komfortem przybywa w nich dziwacznych ludzi, a atmosfera daleko odbiega od wymarzonej.
Stare schroniska mimo, że mniej komfortowe mają w sobie obcy tym wielkim i nowoczesnym urok. Mam nadzieję, że jeszcze trochę przetrwają. A przynajmniej, że przetrwa panująca w nich atmosfera.
W Katalonii lubię malutkie Certascan, gdzie wprawdzie pod prysznicem jest goły beton, w umywalni tylko duże koryto, a śpi się rzędami na stryszku, ale za to jedzenie przynosi z dołu osioł i ma się wrażenie, że czas się zatrzymał. Lubię położoną daleko od uczęszczanych szlaków staroświecką Honerię i nowoczesne, ale przyjazne Conangles, które często bywa miejscem gdzie schodzę z gór i biorę prysznic przed powrotem do Barcelony. Leży przy pełnej wygodnych autobusów drodze.
Nie przepadam za zatłoczonymi schroniskami w parku Aiguestortes, chociaż muszę przyznać, że mają świetne sale zimowe, hojnie wyposażone w gazowe ogrzewanie. Nie widziałam nowego budynku Colmars. Stary był pozbawiony jakichkolwiek wygód, światło pochodzące z prądnicy wyłączano nocą, umywalka była na zewnątrz, a z toalety zawieszonej na brzegu tamy nieczystości spadały z pluskiem wprost do położonego kilkanaście metrów niżej jeziora. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Żałuję, że nie sfotografowałam.
We wschodniej części Pirenejów po francuskiej stronie lubię pozbawioną bieżącej wody i jakichkolwiek wygód Caranca i nowoczesne Bessines. Jest tak wkomponowane w otaczający krajobraz , że wydaje się, że postawiono je od razu gotowe, nie niszcząc ani jednego jagodowego krzaczka czy rododendronu. Chociaż nie podoba mi się budynek Refugio Pinet (pod Pica d’ Estats) panuje w nim niezwykła atmosfera. Prowadzący je muzyk i aktor zagra na gitarze dosłownie wszytko, a goście co wieczór śpiewają.
Bardziej na zachód- miła atmosfera panuje w okropnym budynku schroniska CAF w Gourette, jest tam też bardzo dobre jedzenie. Lubię przypominający trochę Murowaniec Portillon i mały kamienny budynek Maupas (toaleta nie ma drzwi, ma za to przepastny-dosłownie- widok) . Niesamowite jest malutkie schronisko Artemouit. Składa się tylko z małej pomalowanej w orły, sklepionej łukowato salki, zewnętrznej toalety z bieżąca wodą, do której zimą prowadzi sięgający ponad głowę śniegowy tunel i wojskowego namiotu z pryczami. Po pięknym zielonym jeziorze można popływać malutką żaglówką. Mam nadzieję, że ta oaza spokoju nigdy nie zostanie przebudowana.
Nie przepadam za to za przepięknie położonym schroniskiem Sarradets.
Ma tak wielki obrót i pewnie niemałe przychody, że nie widzę usprawiedliwienia dla wylewania ścieków i wyrzucanie odpadów wprost do sławnego cyrku Gavarnie.
Biologiczną oczyszczalnię ma nawet maleńkie Certascan, a pozbawiona wody Caranca poradziła sobie stawiając toaletę z kompostownikiem. Imponujące kompostowniki ma też andorskie Juclar.
Ścieki i śmieci, które przed laty nie wydawały się chyba ważne, teraz kiedy w górach jest coraz więcej ludzi stanowią prawdziwy problem. W tej kwestii alpejskie schroniska nie są ani odrobinę lepsze i lepiej nie pić wody z jakichkolwiek potoków położnych poniżej nich.
Co jeszcze warto wiedzieć? Pirenejskie schroniska (alpejskie zwykle też, niestety) nie przyjmują więcej osób niż mają miejsc. W Pirenejach regułą jest wędrowanie z namiotem i nawet ktoś, kto go nie ma bez względu na pogodę zostanie wyrzucony na dwór jeśli w schronisku nie będzie już wolnych łóżek. Miejsca w tych najbardziej popularnych (np Baysellance, Goritz, Sarradets) trzeba zarezerwować nawet z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.
Alternatywą dla zatłoczonych schronisk są niżej położone prywatne gite d’etape, których pełno po francuskiej stronie. Są bardziej komfortowe, ale dla tych, którzy w klubowych schroniskach mają zniżki będą niemal dwukrotnie droższe (ok 16 euro za noc. zjedzeniem ok 30-35) Stare schroniska klubowe za miejsce na pryczy kasują podobnie, ale dla członków klubów ta cena może spaść nawet do 4 Euro za noc (zwykle 8 ). Gite też bywają całe zajęte i w lecie zdecydowanie trzeba je rezerwować. Zwykle są nastrojowymi wyremontowanymi troszkę (bez utraty zabytkowego charakteru) starymi wiejskimi domkami z prysznicem i zbiorowymi salami do spania. Niektóre np w Loudenvielle są niewiarygodnie drogie.
Jeszcze jedna uwaga, chociaż w tym Pireneje niewiele różnią się od Alp. Jedzenie nie jest dostępne przez cały dzień jak w Polsce. W porze lunchu można coś przekąsić, we Francji prawie zawsze jest jajecznica, w Hiszpanii bywają różne rzeczy, ale może też nie być nic. Obiady są podawane wszystkim na raz, przy wspólnym stole o 7 we Francji w Hiszpanii czasem troszkę później. Jeżeli chcecie w schronisku zjeść lepiej być tam na czas, a jedzenie zamówić z wyprzedzeniem.
W porze innej niż wspólny obiad nie ma problemu, żeby zjeść własne jedzenie przy stołach, a nawet wyjąć butlę i ugotować. W niektórych schroniskach są ogólnodostępne kuchnie. Gaz trzeba mieć swój. To ogromna różnica w stosunku do Alp, zwłaszcza włoskich gdzie, żeby zjeść swój własny prowiant trzeba zapłacić za siedzenie przy stole -zwykle 3 Euro.