Wszyscy już dawno odpowiedzieli sobie na to pytanie, bardzo możliwe, że jestem jedną z ostatnich, lub jak się czasem zdarza, jedną z pierwszych powracających do tego tematu.
Analogowy aparat w górach ma niemal same zalety. Pisałam już o tym, więc nie powtarzam. Ma jednak wadę, która czasem drażni. Fotografowanie nie jest za darmo, a zdjęcia wymagają sporo zachodu. Potrzebne jest i laboratorium, i skaner. Rolki wydają się lekkie, ale zwykle noszę ich z pół kilograma.
Jak myślicie, warto?
Analogowe zdjęcie (na górze) jest bez komputerowej korekty, prosto ze skanera. Nad cyfrowym (w RAW-ie) musiałam chwilkę popracować. Pomiędzy ich wykonaniem minęło kilka minut- co widać po cieniach i układzie chmur. Żeby zmienić obiektyw musiałam stanąć i ściągnąć plecak. To też widać- na cyfrowym zdjęciu znów mam go na sobie. Cienie są długie. To już wieczór.
Ta para zdjęć to słoneczny poranek:
Dzieli je jakieś pół godziny i troszkę inny punkt widzenia. Zdążyłam już kawałek odejść, szkoda mi było klatki na powtórzenie tego wielokrotnie już złapanego na cyfrze ujęcia (bawiłam się tym widokiem przez cały wieczór), ale zatrzymałam się i zrobiłam je jeszcze raz. Jest inne. W silnym porannym świetle nawet pełnoklatkowa matryca jest słaba. Słabsza niż zwykły, tani film:
Ogromna różnica, prawda? (nie wiem tylko czy nie przekręciłam filtra? Może ten piękny błękit stawu to tylko inny kąt padania spolaryzowanego światła? Zawsze ustawiam filtr tak żeby obraz wyglądał najlepiej, ale nie wiem czy tym razem wyszło to tak samo, to jednak różny punkt widzenia, a słońce zdążyło się już troszkę przesunąć)
W zbliżeniu i w dobrym dla fotografii wieczornym świetle różnica pomiędzy matrycą i kliszą wygląda tak:
Poznacie, które zdjęcie jest które? (opis pojawi się po najechaniu na obrazek).
Nie wiedząc jaki osiągnę efekt najczęściej fotografowałam krajobraz w jaskrawym świetle dnia -na filmie, a wieczorami, kiedy mniejsza rozpiętość tonalna matrycy nie powinna już tak przeszkadzać przekładałam zooma na cyfrę, a 50-tkę makro na analoga. To pozwalało na normalne używanie tego obiektywu. Na cyfrowym korpusie działał tylko na najniższej przesłonie 2,8 dając dość specyficzny obraz:
Dla porównania przy rozsądnej (dużej) przesłonie na kliszy wyszło to tak:
Porównywanie korpusów z rożnymi obiektywami ma sens tylko pod względem użyteczności. Jasne, że sama 50-tka by mi nie wystarczyła. Żeby móc ustawiać wszystkie przesłony i fotografować jak umiem najlepiej musiałabym kupić jej nowszą wersję dostosowaną do cyfrowych korpusów. Teraz zdjęcia makro z cyfry i analoga są nieporównywalne. Brak możliwości zmiany przesłony to okrutnie przeszkadzająca wada:)
i jeszcze jedna para, złapana w deszczu i pod światło:
Okoliczności były dramatyczne i nie pamiętam już czy zmieniłam obiektyw. Być może analogowa fotka jest z jaśniejszego obiektywu stałoogniskowego. Pewnie wiele zależy od mojej uwagi- w pośpiechu można nie najlepiej naświetlić zdjęcie. Na cyfrze troszkę to od razu widać (po histogramie i po prześwietleniach), na kliszy trzeba mieć nadzieję, że wyszło i polubić uzyskany efekt:)
Najważniejsze dla mnie to ustalić czy warto nosić ze sobą aż dwa korpusy? Widzicie istotne różnice?
Wiem, że niektórym z Was moje rozważania wydadzą się nudne. Zdjęcia się teraz cyka, ogląda raz i zapomina… po co poświęcać im tyle uwagi? Dla mnie są sposobem odkrywania świata. Jest piękny. Jest fascynujący. Stąd wciąż myślę jak go lepiej pokazać i mam nadzieję, że to komuś służy:).
PS: W galeriach, które zamieszczam teraz przy wpisach publikuję najlepsze moim zdaniem fotografie. Macie więc wymieszane klatki cyfrowe i analogowe. Mam nadzieję, że to bardzo nie przeszkadza?