25 maja. Wróciłam do domu :). Nie mam kwarantanny, po drodze prawie nie widziałam ludzi, ale troszkę posiedzę dla pewności. Zgrywam zdjęcia. Wspomnienia wyglądają teraz jak kłębek, splątana linka pełna supłów i przetarć. Muszę usiąść i rozwinąć to krok po kroku. Znaleźć początek i koniec. Znaleźć sens. Już się cieszę :)
Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w tej podróży. Mężowi- za to, że dźwignął cały ciężar prowadzenia Kwarka podczas pandemii, Jose Antonio za 69 dni razem, Darkowi Fedorowi za publikowanie moich wiadomości na facebooku Magazynu Kontynenty (to było źródło informacji dla przyjaciół i rodziny), Edwardowi Krzyżakowi za prognozy pogody, i Agnieszce Dziadek (Leśnej) za wiadomości i mapy. Też wszystkim spotkanym po drodze, Rogerowi z Jakvicku, Viktorowi ze Slusfoss, Annie z Gaddede, Adamowi, Danielowi i Darkowi (ze Sztokholmu) za zorganizowanie mojego powrotu- perfekcyjne! Erykowi za odbiór z Gdańska. Romanowi za wyprawowy wór i plecak dla Jose.
I Wam wszystkim za komentarze i wsparcie. Pim, Michale, Barsusie, Ewo, J, Adamie, Macieju, Aniu, Olgo, Patrycjo, Butoldzie, Mario i Gosiu, Jarku… Dziękuję, że byliście ze mną!
24 maja. Nynashamn. Daniel odwiózł mnie na kemping. Prawie przy promie. Mam bilet na jutro. Wawel stoi już w porcie, ale dzisiaj niestety nie płynie. Przez ostatnie 3 dni jechaliśmy przez Dalarnę. Biwakowaliśmy w wiatkach. Chodziliśmy po lesie. Zjadłam chyba ze 3 szczupaki :).
Ta niska, leśna Szwecja też jest piękna, ale trudno mi po niej chodzić w śniegowcach. Ciężko nieść dwuosobowy zimowy namiot. Wielki gar. To temat na kolejny raz. Na pewno wrócę.
22 maja. Trudno wytłumaczyć to co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Korzystając z wifi udostępnionego przez obserwatorów niedźwiedzi wyszukałam w necie jakieś połączenia. Autobus do Mora. Dzień czekania. Doba w pociągu do Ystad. 6 przesiadek. Wszystko to mętne. Nie byłam pewna czy dobrze rozumiem. Ponieważ Adam proponował pomoc napisałam. -Jestem śpiący-odpisał od razu. -Rano coś wymyślę. I tak zrobił. Jego koledzy byli w górach bardzo blisko. Wycofywali się z powodu roztopów. Odebrali mnie z parkingu w Grovelsjon. Jedziemy na południe. Zwiedzamy. Wczoraj biwakowaliśmy w wiatce koło Mora. Dzisiaj w parku narodowym Farnebofjarden. Jest piękna wiosna. Takie to dziwne…
20 maja. Bałam się rezerwatu Rogen. Skalisty i niewysoki, a śniegu z dnia na dzień coraz mniej. Niepotrzebnie. Przeszłam. Były fragmenty bez śniegu. Pulka wskoczyła mi raz do rzeczki. Było bagno. Ale byli też ludzie- hodowcy reniferów i od nich dowiedziałam się jak iść po jeziorach. Piesza ścieżka dokopała mi pierwszego dnia. Dalej podobno już nieprzechodnia. Wczoraj przejechałam jeziorami chyba ze 3okm. Bardzo szybko. Dzisiaj już tylko krótki kawałek. Lasem. Na fragmentach pieszo, bez nart. Nie dało się. Renifery wydeptały w śniegu rów. Jest ciepło. Łamią się śnieżne mostki. A las tu piękny. Dziki. Stare sosny na skałach. Jeziora. Chciałabym zobaczyć to kiedyś latem. Został mi na jutro ostatni grzbiet. Jeszcze biały. Za nim skończy się śnieg. Wiem o tym od pary, którą przed chwilą spotkałam. Monitorują aktywność niedźwiedzi.
Długo myślałam co teraz zrobić. Żal mi. Chciałabym nadal wędrować. Ale zdecydowałam, że wracam. Że już czas. Inaczej będzie mi jeszcze trudniej. Od lat zazdrościłam ludziom, którzy wędrują miesiącami. Ale wiele nas różni. Oni najczęściej mają przed sobą cel. Zdobywają i koniec nie jest dylematem. Ja mogłabym tak iść bez końca. Już to wiem.
18 maja. Miałam wczoraj piękny dzień. Brnęłam na podejściu i zatrzymał się skuter. Pierwszy jaki widziałam od kwietnia.- Jadę popatrzeć gdzie poszły renifery. Wsiadasz?. Przez kilka godzin jeździliśmy po górach. Tych, które mnie zatrzymały w schronisku kilka dni temu- bo widok!. A które potem minęłam niepostrzeżenie we mgle. Śledziliśmy rosomaka. Oglądaliśmy przez lornetkę świeżo urodzone cielęta. Wieczorem przeszłam szosę we Fjallnas. Siedzę teraz na granicy Rezerwatu Rogen. Smaruję narty. Nie wiem czy będzie tu sieć. Pogoda ma być dobra. Jest pięknie.
17 maja. Klinken. Mogłam wczoraj pójść jeszcze kawał, ale byłam śpiąca. Do tego tu jestem nad rzeką mam wodę, a od kilku dni piłam topiony śnieg. Od 5 maja nie wolno już jeździć skuterem. Szlak nieprzetarty. Na zmianę kopny śnieg i wywiany lód. Słaba widoczność. I pomimo tego udają mi się długie zjazdy. Lawiruję pomiedzy płatami lodu, omijam kamienie, wczoraj zjechałam kilkaset metrów lasem. Wśród drzew. Pulka, na którą tak narzekał Jose (ta ciężka, najstarsza) idzie idealnie. Podobnie narty- przecież bez krawędzi. Podobają mi się te góry. Pomimo męczacych podejść.
16 maja. Lubię małe schroniska. Te 3 wielkie (fjallstation) przerażały. Pociągnięto do nich prąd. Krajobraz szpeciły słupy i druty. Do tego chaotycznie rozrzucone budynki. Nawet znalezienie zimowego schronu to był problem. Nie wiadomo, które drzwi odkopać. Wczoraj wieczorem nie miałam tego problemu. Faltjagarstugan ma jedne. Doszłam tu wcześnie. Przejaśniło się. Pojawiły się widoki na góry. Przez ostatnie dni niewiele widziałam więc zostałam. Fajnie by było sobie tu dłużej pomieszkać.