ćwiczenia z patrzenia

Siedzę i myślę. Siedzę w przenośni, bo tak naprawdę chodzę. W kółko, w tą i z powrotem. Pewnie powinno być nudno, ale nie jest, zastanawiam się czemu… Jedną z większych przyjemności z bycia w górach jest ciągły kontakt z pięknym widokiem. W wysokich górach ten widok ciągle się zmienia, w lesie też, ale jednak jest monotonny, na islandzkich czy lapońskich płaskowyżach w sumie się nawet bardzo nie zmienia. Po prostu trwa. Trwa w Pięknie. Moja fascynacja łażeniem zaczęła się od Tatr. Przez wiele lat interesowały mnie tylko wysokie góry. Skały, urwiska, miejsca gdzie trzeba uważać na każdy krok, nawet bez ścieżek. Szybkozmienne dramatyczne widoki. Z czasem nauczyłam się doceniać otwartą przestrzeń. I polubiłam tę, gdzie nie ma ludzi. Gdybym chciała wędrować gdzieś blisko domu na pewno szybko natknęłabym się na śmieci, na zniszczenia, dziury wyryte w łące (ktoś uznał, że ta ziemia jest jego), na budowlane odpadki- nie wiedzieć czemu dalej wyrzucane w las, chociaż ich wywóz jest teraz łatwy i tani. Na wspomnienia po łanach żywokostów, zniszczonych przy budowie drogi, pieńki po drzewach wyciętych (bo nie trzeba pozwoleń), na nowe magazynowe hale stawiane na miejscu suchych łąk wypełnione towarami, które zepsują się dzień po upłynięciu gwarancji i  być może wrócą do naszego lasu jako śmieci.

Ogród to przeciwieństwo tej chaotycznej przestrzeni, typowej dla krańców dużych miast. Nieokreślonej, niczyjej, czekającej na swoje przeznaczenie- którym prawie na pewno będzie wyrok- zabudowa. Moja ziemia to żywy organizm, zmienny, samodzielny. Dość dziki. Niedoskonały, ale piękny. W jakiś sposób oddaje mi część tego co lubię w wędrówce. Spokój, przeczucie, że jutro przyniesie coś ciekawego. Może zakwitnie liliowiec, wyrzucony przy działkach lata temu, albo otworzy się pąk irysa przywiezionego kiedyś z Pirenejów. Nie jest dziki, znalazłam go we wsi opuszczonej w latach 50-tych. Fragment bulwy wykopany przez krowy. Chciałam wsadzić, ale nie miałam gdzie i czym, więc zabrałam. Jeszcze nie kwitł, nadal jest niespodzianką. Może rano na sośnie będzie dzięcioł  i uda mi się go sfotografować? Albo rozkwitnie róża wsadzona jeszcze przez Niemców?  Dziki kotek, który czasem u nas jada pozwoli mi do siebie podejść? Wykiełkują nasiona rzucone jesienią i zapomniane?

Zmienność. Zaskoczenia, niespodzianki. Zdziwienie. Łatwiej o nie podczas wędrówki. Zwłaszcza jeśli idzie się po nieznanym. Utrzymywanie się w stanie zdziwienia na malutkim dobrze znanym terenie to sztuka, której z zapałem się uczę. Ćwiczenia z patrzenia.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »