Fiskebackstugan Szwecja (10)

Bardzo się guzdraliśmy tego ranka. Trudno było usiedzieć w chatce, a kuchenki przecież nie zostawimy bez opieki… Wychodziliśmy co chwilę, na zmianę, i pewnie mamy różne zdjęcia. Światło bladło bardzo powoli, mgła opadała i ponad morzem chmur wynurzały się lesiste wyspy. Słońce, nadal złote muskało czubki sosen, las w dolinach lśnił świeżą szadzią. Ruszyłam pierwsza, bo bardzo chciałam wjechać w tę szadź. Bałam się, że zniknie dotknięta promieniami słońca, nie doceniłam mrozu. Czym niżej tym było zimniej. Na górze termometr pokazywał -20, ile było w dolinie nie wiemy. Pamiętam tylko, że już na samym dnie aparat zaczął wydawać dziwne dźwięki. Jakby migawka opadała z trudem trąc o coś. Znałam je, tak było kiedyś w Finlandii przy -30 . To nie miało wpływu na zdjęcia, a jeśli to tylko taki, że trudno mi je było zrobić. Palce sztywne, ubranie oszronione. Torba na aparat jak tektura. Las wspaniały. Chyba nigdy nie widziałam tak pięknej szadzi na iglakach. Najwięcej na dnie doliny.

Przekroczyliśmy tam szosę (nie odśnieżoną) i rzekę po pieszym moście całym białym, nad rzeką też zasypaną (a liczyłam, że się tam dostaniemy do wody). Przed mostem zatrzymaliśmy się na moment w wiatce. Odsapnąć, zjeść. Było drewno, ale nie było czasu żeby palić. Stopiliśmy tylko trochę śniegu, zjadłam mrożony ser, Edek zamarzniętego łososie (a myślałam, że łosoś nie zamarza!). To był długi dzień, wiedzieliśmy że musimy się śpieszyć. Do chatki zostało 15 km, 400 metrów podejścia. Wdrapaliśmy się ponad las już po ciemku. Na mrozie latarki ledwo rzęziły, miałam dość i tym bardziej nerwowo omiatałam światłem każdy ciemniejszy punkt. Myślałam, że to już musi być blisko, czułam zapach świeżo rąbanego drewna. A tu nic… Kępy drzew, znów kępa drzew i znów… wieki trwało zanim zobaczyliśmy chatkę. Stała tuż przy szlaku, nie do przegapienia. Trójkątna, mała, taka jakie widywałam w Rogen. Miała dziwnie wysoki próg aż do kolan.

Było chyba koło 10-tej. Edek pobiegł po drewno ja zabrałam się za rozpalanie w piecu, jak zwykle. Zrobiłam też to co zwykle i nic, zgasło. Spróbowałam jeszcze raz tym razem dodałam resztkę świeczki… Zgasło. Więc całą świeczkę (było ich mnóstwo) i też zgasło… To żel do dezynfekcji rąk… i też nic… Jest benzyna!- Edek rzucił naręcze szczapek i zabrał się za inspekcję skrzynki z „ratunkowymi rzeczami”. Nigdy tam nie zaglądałam… Benzyna, no dobrze, polaliśmy, buchnęło… i zgasło. Dopiero teraz zauważyłam, że szczapki zostawione w chatce przez poprzedników były już osmolone. Nie tylko my nie umieliśmy odpalić. Może winien był ten bardzo wysoki próg? Piec był maleńki stał bardzo nisko. Jak na ironię było mnóstwo drewna, pełna szopa.

Było za późno żeby próbować jeszcze raz. Była zmęczona, nawet mi się nie chciało jeść, ale pomyślałam, że jak nie zjem, zmarznę. Złapałam cokolwiek, pierwsze z brzegu. Puszka z rybką, sardynka, w oleju. Szkoda, pewnie zaplątała się mi przez przypadek, wolę w wodzie albo w pomidorach. No nic, zjadłam.

W chatce było -18 stopni. Zasnęliśmy we wszystkich ubraniach. Obudziły mnie dreszcze. Straszne, na całym ciele. Już myślałam żeby obudzić Edka, pewnie miał jeszcze jakiś nieużyty polar. W przeciwieństwie do mnie zwykle się przebierał do spania, ale nie zdążyłam. – Albo rybka albo ogrzewanie- postawił mi ultimatum organizm. -Ogrzewanie!- pomyślałam i organizm niezwłocznie pozbył się rybki, dobrze że zdążyłam złapać garnek.

Dreszcze minęły, zasnęłam. Obudziłam się przed świtem strasznie zmęczona. Ledwo dałam radę się ruszać. Ręka, noga ważyły tonę…Wyjrzałam, było pięknie różowo. Urobek w garnku zamarzł w całości więc powlokłam się z nim do toalety. W sumie zamarzłby też na podłodze, a była szczotka… Zima ma jednak sporo pulsów, hmm…

Share

6 komentarzy do “Fiskebackstugan Szwecja (10)”

    1. Żołądkowe sensacje to na wyjazdach potrafi być niezła makabra… Jeszcze latem to jakoś łatwiej ogarnąć, choć jak widać zimą mniej sprzątania potem.
      Dziwna sprawa z tym piecem, faktycznym sprawcą zamieszania (rybka na zimno…). Nic nie piszesz nt. komina, może był w 1/2 zatkany? Przypuszczam, że jakiś (choćby szczątkowy) ciąg był, skoro nie wskazujesz tej przyczyny jako oczywistej. Próg to tu chyba nie powinien mieć nic do rzeczy… Obstawiałbym jeszcze np. dobrze zamarznięty, niezbyt suchy opał + niska temperatura, ale jak użyliście benzyny na rozpałkę, to chyba mało prawdopodobne.
      Niezła jazda, ale widoki i klimaty jak zwykle piękne.
      Pozdrawiam

      1. zdecydowanie przyjemniej zimą:) Z piecem- dziwna, zwykle wychodziliśmy zobaczyć czy widać dym, ale było tak późno, że nie pamiętam czy to sprawdziliśmy. Wentylacja była otwarta, ale też była wysoko, ponad piecem. Myślałam, że ciąg od dołu przez nieszczelny próg czy uchylone drzwi pomaga rozpalić. Pamiętam takie piece, że bez otwierania drzwi wcale nie ruszały (kamienne paleniska np), ale to była zwykła koza, stara, mała, zardzewiała.
        Opał był suchy zaczęłam od tego co leżał wewnątrz, był wstępnie okopcony i pewnie dalej tam leży:) To jest fajne miejsce więc może ktoś pójdzie i sprawdzi piec? Może Leśna?, albo Ty wyskoczysz na kilka dni :) Można by zrobić śliczną pętelkę z Grovelsjon.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »