Gruzja, Achalciche

Wpadliśmy do Achalciche w strugach deszczu, kompletnie nieprzygotowani. Gdyby nie pogoda prawdopodobnie szlibyśmy górami, pieszo z Vardzi. Ulewa wyglądała na beznadziejną. Szosą spływały strumienie błota.  Marszrutka stanęła, kiedy machnęliśmy, chociaż wcale tam nie było przystanku. Kierowca bez emocji wepchnął nasze ociekające peleryny po tylny fotel i za chwilkę znów stanął, bo ktoś mókł.  Przez zaparowane szyby zamajaczyła średniowieczna twierdza, za nią kanion rzeki, wąski i piękny, kiedyś pewnie trudny do zdobycia. Za Aspinza dolina trochę się poszerzyła, ale aż do Achalciche jechaliśmy przez góry, bijąc się z myślami, czy jednak nie lepiej było przejść. Biłam się ja. Mąż musiał już wracać. Zostały mu w zasadzie 2 dni i wizja zwiedzenia słynnego miasta (wszyscy potwierdzali, że koniecznie musimy), zjedzenia jeszcze czegoś pysznego, pomimo deszczu wydawała mu się idealna. Marszrutka zatrzymała się na jakimś rynku, przesadzając wcześniej podróżnych jadących do Tbilisi wprost do innego pojazdu (na środku szosy). Wskoczyliśmy do spożywczego sklepu. U nas ktoś by pewnie zaprotestował że błoto, że spływa z nas prawdziwa kałuża. W Gruzji dwie panie zabrały się za załatwianie nam noclegu. Starsza, urocza, w eleganckim sweterku, w trwałych lokach, wyszukiwała kolejne znajome hoteliki na smartfonie, tłumaczyła, że tylko na jedną noc, że Polacy i niezmiennie dowiadywała się, że brak miejsc. – Idźcie główną ulicą -zdecydowała na koniec. Na górce zobaczycie Rabat, przy samej twierdzy wszystko pozajmowane, sobota, wieczorem koncert, ale po drodze też jest kilka hoteli, znajdziecie coś. Znaleźliśmy. Hotel nazywał się Newcastle, powstał w świeżo wyremontowanym mieszkaniu na piętrze zwykłej kamienicy. Znów usłyszeliśmy fragment historii gruzińskich Ormian. Dostaliśmy kawę, rano pyszne śniadanie.

Wieczór spędziliśmy w twierdzy Rabat, pięknie odremontowanej wizytówce miasta. Nazywa się ją pomnikiem tolerancji, bo wewnątrz obronnych murów znalazła się i cerkiew i meczet i synagoga. Jest tam też muzeum etnograficzne- jego zwiedzanie zostawiliśmy sobie na rano. Jest ciekawe. Powstało z eksponatów uzyskanych przy budowie ropociągu, jedyną jego słabością jest słabe oświetlenie informacyjnych tablic i brak choćby audioprzewodnika. Tego dnia byliśmy zwykłymi turystami i całkiem nam się to spodobało. Plecaki zaczekały na nas w recepcji hotelu, wygodny luzacki dzień. Dla miejscowych Rabat jest miejskim parkiem, gdzie wpada się pokazać wieczorami, robi się ślubne zdjęcia, zalega na miękkich sofach kawiarni i urządza masowe imprezy. Podobała mi się nowoczesna , ale nawiązująca do otoczenia i historii zieleń. Ciekawy pomysł na spójność tego miejsca.

Stalin wyrzucił z miasta całą społeczność Turków (pozostałą po ponad dwustuletniej okupacji), opuścili je też Żydzi i Grecy. Dzisiaj w stolicy Samcche Dżawacheti mieszka tylko 18 tys ludzi, Gruzinów i Ormian.

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »