Jesienna Korsyka, Orto, Guagno i las kasztanów

AA003Zejście z przełączy pod Monte Sant Eliseo to stroma, ale wygodna ścieżka. Początkowo biegnie przez kolczaste krzaki,  niżej wchodzi w kasztanowy las. Widziałam już wcześniej korsykańskie kasztany. Wiedziałam, że kiedyś ich owoce były podstawą wyżywienia ludzi i zwierząt. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że może ich gdzieś rosnąć takie mnóstwo. Cały stok, z góry wyglądający jak las w rzeczywistości zajmowały ogromne, kilkusetletnie drzewa. Wiele pni miało średnicę przekraczającą 3 metry. Korę porastały paprocie, połamane i suche gałęzie otulały drobne roślinki i mech, a wszystko to rodziło tony owoców.

AA029

Dosłownie brodziliśmy w jedzeniu! Kasztany ciągnęły się aż do miasteczka. Nie wiemy czy były uprawiane czy dzikie. Drzewa wyraźnie w różnym wieku zajmowały niemal całą przestrzeń, pozwalając się rozrastać tylko niskim krzakom. Liście żółkły i opadały, a wszystko to przypominało ogromny jesienny park na bardzo stromym zboczu. Kilkanaście minut powyżej miasteczka spotkaliśmy w lesie trójkę młodych ludzi zbierających kasztany. Mieli już odłożone z pół tony -w workach jak na ziemniaki- poukładane rządkiem wzdłuż drogi.

AA002Wyszliśmy na ubitą gruntówkę i już za chwilkę byliśmy w Orto. Znałam tą nazwę. Schronisko Manganu jest własnością tej właśnie gminy, wyjaśniała to tabliczka na drzwiach. Miejscowość (naprawdę malutka) jest mocno związana z górami. Na Monte Sant Eliseo poprowadzono mnóstwo wspinaczkowych dróg. Była tablica z rozrysowanymi trasami i mapa. Poza tym w zasadzie nie było nic. Bar (w ogródku prywatnego domu) już nie działał. Kościół zamknięto. Rozłożyliśmy mokre śpiwory na murku w centrum wsi. Był upał. Koło nas co jakiś czas przechodził ktoś z miejscowych uprzejmie nas pozdrawiając. Zagadnęliśmy jakiegoś pana z niemowlakiem w wózku. Powiedział nam jak dojść do Petra Piana (schroniska na GR20, gdzie mieliśmy zamiar przenocować). Okazało się, że nie da się iść na skróty i trzeba będzie jeszcze sporo zejść. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że wieczorem jest w Orto lokalna fiesta. Święto dojrzewania kasztanów. To na tą okoliczność nazbierano aż tyle worków. Zostaliśmy zaproszeni, ale nie zaczekaliśmy. Nasze rzeczy szybciutko wyschły. Zjedliśmy, spakowaliśmy się i zaczęliśmy schodzić starą drogą dla mułów do kolejnego miasteczka- Guagno.

AA036(1)

Oznakowana ścieżka odchodzi od szosy na wysokości tablicy z drogami wspinaczkowymi. Nie bardzo to na początku widać, ale potem jest trochę lepiej. Szlak wije się w gęstym jak dżungla lesie. Pojawiają się drzewa truskawkowe i dęby ostrolistne (Quercus Ilex)- typowy śródziemnomorski las. Trochę trudno się połapać nad rzeką. Jest stary most- jeszcze bardziej zniszczony niż ten z poprzedniego dnia. Naprawdę ryzykowny. Ścieżka za nim była pozarastana. Niemal niewidoczna. Początkowo poszłam źle i dopiero z góry wypatrzyłam dalszy kawałek drogi. Dalej nie ma już większych problemów. Stary leśny szlak. Zacieniony, obudowany kamieniami, pewnie kilkusetletni.

AA035-001

Ścieżka schodzi do troszkę większej miejscowości Guagno. Znaki się tam niestety gubią. Poszliśmy za strzałką „gite” i na którymś zakolu asfaltu znaleźliśmy otwarty bar- czyli taras przy prywatnym domu. Jose zamówił duże ciasto, a starsza i ledwo drepcąca pani przyniosła mu całą blachę. Posiedzieliśmy tam chwilkę, bo udało nam się podłączyć do sieci telefony. Gite pewnie nieźle prosperowała latem. Szlak z Ortu to wariant Mare a Mare Nord- jednego z długodystansowych korsykańskich szlaków. Teraz byliśmy na nim oczywiście jedyni.

AA030

Z Guagno dobrze widać góry. Na całej grani siedział dramatyczny wał chmur. Tylko tu, na dole panowało lato, być może ostatni ciepły dzień.

AA032

Udało nam się odszukać ścieżkę biegnącą do Refuge Petra Piana. Nie ma jej na mapie, ale są znaki, strzałki, a kilka osób chętnie nam pokazało gdzie iść. W lewo od asfaltowej drogi na wschodnim krańcu wsi.  Chwilkę dalej jest mały cmentarzyk. Żółte znaki prowadzą w kasztanowy las.

AA034Przez kilka godzin szliśmy wzdłuż doliny. Gdzieś nad nami musiała być (zaznaczona na mapie) droga, ale z lasu nie widzieliśmy jej. Po lewej, chmury darły się na skalistej grani, a poniżej nas szumiała stłoczona w kanionie rzeka. To przyjemna, relaksujące ścieżka. Pomiędzy kasztanami włóczyły się stada świń, ale zwierzaki schodziły nam z drogi. Były bardzo zajęte wyjadaniem kasztanów i wyjątkowo zadowolone. Pewnie czekają na jesień przez cały rok.

AA026Ścieżka dwukrotnie wychodzi na gruntową drogę, ale zaraz daje się z niej zejść. Droga ostatecznie kończy się przy ruinie domu. Trudno nam było zlokalizować to miejsce na mapie. Poszliśmy dalej szlakiem, już znacznie rzadziej oznakowanym.

AA025

Długo szliśmy wysoką skalną półką nad kanionem, mając nadzieję na odnalezienie jednej z licznie tu zaznaczonych na mapie bergerie.  Ścieżka powinna się była rozwidlić, a jedna z odnóg przejść przez most. Nie znaleźliśmy nic takiego. Już prawie po ciemku wyszliśmy na szersze łączki, a o zmierzchu wbiliśmy się w przykre kamienne pola. Jesienny wieczór ciągnie się z pół godziny. Szłam szybko, tak długo jak coś widziałam bez latarki. Potem w ciemności musiałam zaczekać na Jose. Nie bardzo było gdzie rozbić namiot i dzisiaj mojego kumpla opanowała chęć nocowania w nieznanym nam i nie wiadomo czy istniejącym szałasie. Nie protestowałam bardzo, bo nie mieliśmy pitnej wody. Szlak wprawdzie przecina kilka strumieni, ale nie ma na nim ani jednego źródła. Ostatni nocny kawałek był ciężki. Gubiliśmy niemal niewidoczny szlak. Wracaliśmy, krążyliśmy, Jose omiatał latarką czarne i niezachęcające zbocza. Cudem nie minęliśmy grupy szałasów. Znalazła się też i woda.

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »