Laponia droga do Kautokeino

Z godziny na godzinę wiało coraz mniej. Droga do miasta okazała się jednak bardzo długa i poprzedniego dnia na pewno byśmy nie zdążyli. Idąc przez wywiany lód myśleliśmy, że mamy szczęście. Gdyby nie schron utknęlibyśmy w środku pustkowia najprawdopodobniej nie mogąc rozstawić namiotu. Nasz awaryjny plan na takie okazje zakładał kopanie dziury, z tym że śnieg zlodowaciał i wcale nie był bardzo gruby, a na płaskowyżu nie widzieliśmy nawet zasp. Niczego za czym można by się schronić. To chyba najtrudniejsze na Finnmarkvidda- ekspozycja na wszystkie siły natury- rażące słońce, silny wiatr, śnieżyce przelatujące i odlatujące kilkukrotnie w ciągu każdego dnia.

Szlak kluczył, przeciął dolinę, potem łagodny grzbiet. Wieża została daleko z tyłu, ale telefoniczny sygnał nie słabł. Wątpiłam już czy kiedykolwiek dojdziemy. Znikły tyczki, ślady porozjeżdżały się, a drogi, którą szliśmy nie było na naszych mapkach. Konsekwentnie trzymaliśmy się najmocniej odciśniętego śladu. Czasem był słabo widoczny, pozawiewany. Przecinał wielkie śnieżne pola, pewnie jeziora, przeciskał się przez brzozowy lasek, biegł korytem nie całkiem zamarzniętej rzeki. Daleko na horyzoncie widzieliśmy jakieś białe góry. Tylko po nich orientowałam się, że chyba jednak idziemy w dobrą stronę, że nie minęliśmy miasta, a wielka zalesiona dolina przed nami to ta, która prowadzi do Karasjok. To był trudny dzień. Katar, który troszeczkę osłabł w schronie zaatakował mnie znów. Skóra pod nosem popękała. Było mi zimno, trzęsły mną dreszcze, a Jose jak na złość znów się wlókł. Jego narty w takim terenie stawały się niewygodne i chyba nawet wolniejsze od rakiet. Posuwisty narciarski ruch maltretował mu stopy, plastry przesuwały się i musiał je poprawiać. Obojgu z nas zależało na odpoczynku.

Kautokeino pojawiło się przed nami niespodziewanie. Najpierw wyrosła linia energetyczna (niestety niezaznaczona na mapkach), dalej kilka kolorowych domków na górce. Jose przyspieszył, a potem zezłościł na mnie – bo zmieniłam obiektyw. Miasto obudziło w nas nadzieje na wszystko czego nam ostatnio brakowało. Ciepły prysznic, chustki do nosa, jedzenie, które nie byłoby suche… Łóżka bez śniegu. Mogliśmy bez tego żyć, żyliśmy przecież. Bliskość ludzi natychmiast odwróciła wszystkie proporcje, a nasze myśli zdominowały błahe, pospolite rzeczy. Cywilizacja.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »