<—Mines de Bentaillou działały od 1850 roku do połowy 20-tego wieku. Budynki umieszczono 1900 metrów nad poziomem morza, złoża rud cynku i ołowiu wydobywano nawet na 2400 metrów. W szczytowym okresie kopalnie zatrudniały ok 500 osób (według wikipedii- nieletnich). Okoliczne wsie (dzisiaj niemal wyludnione) zamieszkiwały wtedy tysiące ludzi, a cały rejon przeżywał wielki rozwój. Kopalnie powstawały po obu stronach granicy i do dzisiaj można odnaleźć ich pozostałości w wielu dzikich i mało uczęszczanych dolinkach Haute Ariege i Val d’Aran. Większość to ruiny, w Bentaillou zachowały się nie tylko budynki, ale też resztki telefericque (czyli wyciągów, którymi wiek przed helikopterami transportowano dosłownie wszystko, a w każdym razie wszystko to, czego nie udźwignęły muły), szyby, sztolnie i wykute kiedyś ręcznie skalne chodniki i drogi. Po górach walają się części górniczych urządzeń i maszyn. Te miejsca nie są całkiem zapomniane. Przecina je siatka niepopularnych, ale znakowanych szlaków. Okoliczne gminy walczą o pieniądze na odrestaurowanie ruin. W jednym z budynków Bentaillou (podobnie jak w Urets i Liat) urządzono prowizoryczny schron, teren kopalni przecina szlak GR10. Powietrznym i miejscami bardzo eksponowanym chodnikiem poprowadzono znakowany szlak do Urets.
4 lata temu w środku wyjątkowo surowej zimy nocowaliśmy już w Bentaillou. Sponad śniegu wystawały wtedy tylko szczyty budynków, a wichura i śnieżyca skutecznie zniechęciły nas od myszkowania po zakamarkach kopalni.
Teraz było zupełnie inaczej.Rozłożyliśmy znalezione w schronie polowe łóżka, ugotowaliśmy obiad. Jose położył się, a mi zachciało się jeszcze na chwilkę wyjść i spróbować sfotografować to, na co pozwalała mgła. Miałam ogromne szczęście i już w trakcie naświetlania pierwszej fotki znad gęstych i nieprzezroczystych chmur wynurzył się księżyc. Pełnia to mnóstwo światła. 30 sekund zupełnie wystarcza do fotografowania więc pomimo tego, że nawet nie zawiązałam butów (przecież wyszłam tylko na kilka minut!) spędziłam ponad półtorej godziny łażąc po coraz piękniej oświetlonych, ośnieżonych ruinach. Łaziłabym dłużej, ale na tyle wystarczyła bateria. W księżycowym świetle kopalnie wyglądały magicznie. Śnieg skrzył się, po dalekich szczytach snuły się mgły. Puste, pozamykane budynki z dziwnymi śladami dawnej i współczesnej obecności ludzi intrygowały, tym bardziej, że nie wiedziałam co czeka te ponad stuletnie, ale ruiny. Czy ktoś zagospodaruje je i urządzi muzeum? Czy może wszytko to rozpadnie się i zniknie? Wróci do natury? Osiągniecie kilku pokoleń Francuzów i Hiszpanów czy epizod zagubiony w milionach lat historii tych gór…?—>