no to jestem :)

… i wbrew oczekiwaniom większości znajomych nic sobie tym razem nie zrobiłam :). Trochę tylko pokiereszowałam opuszki palców. Klamerka w jednej z  rakiet działa bardzo opornie i trzeba straszliwej siły żeby ją dopiąć, a wielokrotnie w ciągu każdego dnia musieliśmy zmieniać rakiety na raki. Cóż moja wina, kupiłam rakiety dla 130 kilogramowego faceta. Taki by sobie na pewno poradził… damski model do 65 kg niestety nie udźwignąłby i mnie i wielkiego plecaka, a wersji pośrednich nie było.

Po hiszpańskiej stronie było bardzo mało śniegu, za to niemal wszędzie czaił się lód. Raki były w ciągłym użyciu, a wielu miejsc nie dałoby się przejść bez czekana.

Mieliśmy piękną słoneczną pogodę. Śnieg padał tylko przez jeden dzień, za to przez kilka pierwszych i kilka ostatnich dni bardzo wiało. We Francji aż do wysokości 1500 metrów leżał kopny śnieg. Rakiety zapadały się często bardzo głęboko, południowe stoki były lawiniaste, ścieżki trudne do odnalezienia i zasypane. Te kilka zdjęć dostałam od Jose Antonio. Moje są jeszcze nie wywołane. Mam nadzieję że wyszły i że niczego nie pogubiłam.

Jak zwykle w Pirenejach było niewiarygodnie pięknie. Opiszę wszystko jak tylko dostanę swoje zdjęcia. Już teraz żałuję, że nie zrobiłam ich więcej :)

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »