Alpy czerwiec/ lipiec 13 Dolina Stura

Patrząc przed nocą na czekającą nas rano przełęcz stwierdziliśmy, że jest nie do ruszenia. Z daleka straszył zawieszony nad urwiskiem lód. Poczucie grozy potęgował wiatr i mrok.

Rano postanowiliśmy spróbować. Lód wprawdzie nie znikł, ale udało nam się wdrapać na Paso Peroni po skałach omijając cały niebezpieczny płat. Nie jest trudno, chociaż bywa nieprzyjemnie. Wszędzie jest pełno drutów kolczastych pochodzących jeszcze z wojny. Stok za przełęczą był zaśnieżony i stromy, ale dało się bez problemów zejść.

Dalsza droga była już prosta.

Szliśmy ciągiem wysokich dolinek pełnych bardzo pięknych stawów (lacs de Ruburent, lacs de Oronaye, Lac de Montagnette). Szlak łatwy i z biegiem dnia coraz bardziej zatłoczony.

Nic dziwnego. To popularne, łatwo dostępne (z Argentera i z Col de Larcha) miejsce do tego piękna pogoda i weekend. Przechodząc do Francji pożegnaliśmy włoskie zimno. W Dolinie Stura oddzielającej Alpy Kotyjskie od Alp Nadmorskich było o wiele cieplej i o wiele mniej śniegu.

Zaplanowana na cały dzień trasa zajęła nam tylko pół dnia. Podejść niewiele, przez długi czas wygodna ścieżka. Popołudnie spędziliśmy więc włócząc się po francusko-włoskiej grani. Zdobyliśmy nawet jakiś niezbyt wybitny szczyt (M. Soubeyran) ozdobiony piękną puszką i oznaczony jako trudny (chociaż bardzo łatwy).

Był stamtąd piękny widok na całą pokonaną w ciągu ostatnich dni trasę, złapaliśmy też telefoniczny zasięg. Ludzi za to nie było wcale, trzymali się chyba okrężnej jednodniowej trasy z Argentiera na Col de Larcha.

Pod wieczór zeszliśmy do oznakowanej jako schron cabany Viraysse (nie zaznaczonej na naszej mapie, wypatrzyliśmy to w schronisku Campo Base). Niedaleko, troszkę wyżej i bliżej skał, jest jeszcze jedna chałupka, na bocznych drzwiach był nawet napis Abri Randonees.  Ucieszyliśmy się widząc go, ale niestety wnętrze nie nadawało się do spania. Szopa wysokości budy dla psa cała zawalona gratami i drewnem, z mokrą, błotnistą podłogą. Trochę to rozczarowujące, bo ten domek miał mnóstwo dobudówek i skoro już napisano, że abri, można było zostawić choćby tyle miejsca żeby wejść. Byłam już zmęczona i głodna, i z  żalu czy zniesmaczenia nie sfotografowałam całkiem ładnego stawku rozlanego szeroko przed niegościnną cabaną. Teraz oczywiście żałuję, stawek był chyba całkiem niewinny :).

Po tym doświadczeniu nasza cabana wyglądała prawie jak pensjonat. Dwa łóżka stylowa szafeczka i czysty dywanik. Jak zwykle raj :) Byliśmy bardzo wdzięczni właścicielowi za gościnnie otwarte drzwi i kontynuowanie odwiecznej górskiej tradycji. To podnosi na duchu. Na pewno pasterz mieszka tam latem, dom był wyremontowany i zadbany. Piękne, spokojne miejsce. Źródło jest w dole prawie nad rzeką.

 

Share

Alpy czerwiec-lipiec13 Bivacco Bonelli- Bivacco Due Vali

Piękny poranek po mroźnej nocy,  malownicze i przyjazne miejsce. Cisza i spokój.  Byliśmy zachwyceni i oczekując dalszego ciągu cudów wyruszyliśmy w górę, chcąc troszkę okrężną trasą zbadać południową stronę doliny Maira.

Czym wyżej tym było zimniej. Nie spodziewając się (nie wiem czemu), że pod śniegiem może kryć się lód, wleźliśmy na bardzo stromy jęzor bez raków i Jose, który mnie akurat przed chwilką wyprzedził spadł ok. 30 metrów nabierając ogromnej prędkości.  Wyhamował dopiero na dole gdzie płat się zgrabnie wypłaszczał. W zasadzie trudno to nazwać hamowaniem wyjechał na płaskie, zarył i nakrył się nogami. Przestraszyliśmy się i zawalone różnej jakości śniegiem podejście przestało nam się bardzo podobać.  Na stromiźnie pod granią grzecznie założyliśmy raki,  zeszliśmy też bardzo ostrożnie (i wolno).

Śnieg kończył się dopiero na progu. Niżej znaleźliśmy wygodną i oznakowaną ścieżkę.

Długo schodziliśmy na dno doliny. Minęliśmy kilka odchodzących w bok szlaków, a po drodze na stoku znaleźliśmy małe źródło, zgrabnie obudowane kamieniami. Przydało się, bo wyżej nie było ani odrobiny wody.

Pogoda psuła się, ale deszcz dopadł nas dopiero na kolejnym progu już poniżej 2000 m. Schowaliśmy się na chwilkę w jakimś opuszczonym domku. Na łączce obok chałupy rósł i szczypiorek i pokrzywy więc ten postój się bardzo opłacał. Wypchałam całą plastikową torbę. Poniżej zabudowań wyraźny i chyba popularny szlak zszedł aż do jezdnej drogi. Spotkaliśmy tam kilka osób.  Podeszliśmy kawałek szutrówką, a potem zboczyliśmy na szlak prowadzący do Biwaku Due Valli. Było mnóstwo drogowskazów i ogromna ilość znakowanych ścieżek. Gęstość szlaków można porównać chyba tylko z Tatrami. Padało więc zależało nam na noclegu pod dachem. W tej okolicy jest kilka biwaków, ale przy śniegu wejścia do innych niż Due Valli wydawały nam się zbyt trudne i zbyt niebezpieczne. Prawdopodobnie na skutek porannego incydentu z lodem.

Lekko mżyło. Ścieżka wiła się po płytkich dolinkach, niemal nie było dalekich widoków. Minęliśmy kilka skrzyżowań, nie zawsze klarownie opisanych, udało nam się jednak pokonać labirynt. Doszliśmy do widocznych z daleka wojskowych baraków (Ric. Escalon- nie nadają się do nocowania, to ogromny budynek z częściowo uszkodzonym dachem), a potem wdrapalismy stromym śniegiem prosto w górę. Dalej nic nie zgadzało się z mapą, ale poradziliśmy sobie.  Intuicyjna droga wspinała się na niską przełęcz- Coletta Vittorio. Wiedzieliśmy, że biwak jest gdzieś nad nami, na grani, ale nie udało nam się wypatrzeć najkrótszej drogi. Być może winny był zakrywający zbocza śnieg. Zamiast stromo do góry poszliśmy w kółko. Zeszliśmy z przełączki Vittorio do kolejnej dolinki, nie tak ciekawej jak się spodziewałam. Przecinały ją liczne wojskowe drogi, kaleczące skaliste zbocza. Naszą ścieżkę  zasłaniał śnieg przysypany dość świeżą kamienną lawiną.

Omijając niepewnie oparte na podtopionym firnie wielkie bloki wyszliśmy się na ostrą grań, a potem w górę wprost po zboczu.  Z przejęcia, że nie zdążymy przed nocą zapomnieliśmy nabrać wody.

Na szczęście było już niedaleko. Biwaczek, malutki ale przytulny i bardzo solidny stoi niemal na samej grani. Był stamtąd piękny widok, ale wichura niemal zwalała z nóg.

Nocą słyszeliśmy jak wiatr dzwoni w metalowym poszyciu dachu. Całe szczęście, że nie musieliśmy spać w namiocie. Nie utrzymałby się, chyba a było zimno.

W  Due Valli są w zasadzie tylko dwie wąskie prycze. Jest półka, która umożliwiłaby wciśnięcie tam (w poprzek) pewnie i 4-5 osób, ale niestety uchwyt się urwał i nie da się jej zamocować. Brak wody nie jest chyba wielką wadą. To duża wysokość (2620) i pewnie przez całe lato w zacienionym kotle poniżej schronu leży jeszcze jakiś śnieg. W trawach rysuje się prowadząca tam ścieżka z pięknym widokiem na Dolinę Stura. Jest kilka kopczyków. Na początku lata nie musieliśmy tak daleko schodzić. Dobry, w miarę czysty śnieg leżał tuż obok schronu.

Trudność tego odcinka sięga czasami T3, być może latem jest łatwiej, na pewno prostsza jest orientacja, a stromizny bez śniegu są bezpieczniejsze.

Share
Translate »