domek w górach

Czasem łapię się na tym, że chciałabym taki mieć. Pewnie zamknąć, zabezpieczyć, może ogrodzić. To marzenie na szczęście szybko przechodzi. Tak naprawdę nie potrzebuję domu. Tak właściwie to chyba go mam. Nie jeden, ale wszystkie te, które przez lata zastałam otwarte, te w których schroniłam się przed deszczem, w których spałam.

Zdaję sobie sprawę, że ktoś, kto bywał w nich częściej, do kogo może należały, też czasem miał ochotę je pozamykać. Zachować dla siebie. Może ochronić. Świat robi się coraz ciaśniejszy. Samotność coraz bardziej zagrożona. Puste niezdefiniowane przestrzenie (i materialne i niematerialne) coraz bardziej się formalizują. Bezinteresowne dzielenie się czymkolwiek stało się synonimem głupoty, a wszystko wydaje się wystawione na sprzedaż.

Tym większe wrażenie robią na mnie otwarte i darmowe górskie domki. Niektóre zanikają. Ktoś nie wyremontował dachu, ktoś inny wszystko naprawił, ale potem zamknął drzwi na klucz. Ale co dziwne i niczym nieuzasadnione idea darmowych schronów nie ginie. W miejsce zamkniętych powstają nowe.

Widuję je i w Alpach i w Pirenejach. Nie zawsze są zaznaczone na mapach. Czasem na jakimś skrzyżowaniu szlaków wisi karteczka: „Postawiliśmy nowy biwak, jest 20 minut stąd. Posprzątajcie i uszanujcie. Gmina X „. Czasem ktoś spotkany przypadkiem mówi: „wiecie że tam i tam otwarto schron?” Taka historia zdarzyła nam się i teraz. W jednym ze starych, pochodzących z lat 70-tych biwaków spotkaliśmy parę starszych od nas ludzi. Biwak imienia włoskiego alpinisty, nieżyjącego już od kilkudziesięciu lat. Na ścianie wisiało zdjęcie.

– to był znajomy mojego ojca- powiedział nam znienacka Włoch-Zginął w Himalajach przy przekraczaniu rzeki. Dawno temu. Widzieliście, że dzień drogi stąd otwarto nowy biwak? Byliśmy tam kilka dni temu. W środku siedział starszy pan. Na ścianie wisiało zdjęcie prawie jak to, tylko nowe, z zeszłego roku. Powiedział, że to był jego syn. Że wybudował biwak jego imienia. Właśnie go teraz otworzył.

-to częste we Włoszech- przerwała mu żona. Ludzie biorą pieniądze z ubezpieczenia i stawiają schron. Dla wszystkich. W każdym wiszą zdjęcia umarłych.

Wiele z tych schronów sfotografowałam. Przez lata uzbierałam sobie cały albumik zdjęć. Każde  z nich to jakaś historia. Lubię je.

Żałuję tylko że „moje” schrony są tak daleko. Jedynym takim miejscem w Polsce, które znałam (ale być może nie o wszystkim wiem) był szałas na Rusinowej Polanie. To inne czasy. Niewiarygodna dzisiaj legenda. Na pocieszenie w lasach całej Polski powstało ostatnio sporo drewnianych altanek. Piknikowych nie biwakowych, ale to też jest coś. Kilka stoi nad „moją rzeczką”. Lubię sobie na nie popatrzeć przechodząc z psem. Ktoś tam sprząta i ktoś dostarcza drewno na ogniska. Też fajnie prawda?

Share

żaglowce w Szczecinie- fotorelacja

Nie mogłam się opanować i zamieszczam trochę szczecińskich zdjęć ( inaczej nie miałabym co z nimi zrobić, a trochę mi szkoda :))

-Ma Pan piękną aureolę- powiedziałam żołnierzowi pilnującemu tymczasowego pontonowego mostu

-To korona- obejrzał się- Będę królem facebooka.  Siedzę tu od 24 godzin i wszyscy się ze mna fotografują.

Rozumiałam go. Ja też siedziałam tam już od 24 godzin. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu fotografów. Przez Szczecin przewinęły się 3 miliony ludzi, a każdy z nich zapewne cyknął po kilkaset okolicznościowych zdjęć.

Żaglowce odpłynęły ww wtorek rano. Po południu dotarły do Świnoujścia i całe rzesze wielbicieli pożegnały je z morskiego brzegu.

PS: Opis wpisałm w tytuły zdjęć. Tekst jak zwykle pojawia się po najechaniu myszką.

 

Share
Translate »