niebezpieczeństwa w kanioningu- woda

Chyba o tym napiszę, wczorajsza historia zmusiła mnie do przemyślenia wszystkiego, zresztą wciąż trudno mi się z tego otrząsnąć.

Kanioning nie jest bezpiecznym sportem. Jest pod tym względem znacznie mniej przewidywalny niż „zwykłe” chodzenie po górach czy wspinaczka. Przede wszystkim dlatego, że z kanionu zwykle nie da się wycofać. Czasem kaniony mają po kilka wyjść, ale często są oddalone o wiele godzin od siebie, a niektórych, chociaż opisanych w przewodniku nigdy nie udało nam się odnaleźć. W sytuacji nagłego załamania pogody poziom wody gwałtownie rośnie i nie da się nic na to poradzić. Niektóre rzeki przybierają powoli dając trochę czasu na ewentualną (jeśli w ogóle możliwą) ewakuację, w  innych woda niespodziewanie podnosi się o metr lub więcej. Na oko trudno przewidzieć jak zachowa się rzeka. To zależy od wielkości zlewiska, ukształtowania terenu, rodzaju skał, roślinności, lub jej braku. Też od samej pogody. Mały deszcz najprawdopodobniej wsiąknie albo spłynie do rzeki powoli, gwałtowna ulewa już nie. Nie bardzo widać to na mapie, nie widziałam też opisów w przewodnikach. Zdarzyło nam się kiedyś siedzieć na brzegu malutkiej rzeczki w rejonie kanionu Verdon. Kanion był krótki, nie musieliśmy się śpieszyć, wiec postanowiliśmy przed wejściem coś zjeść. Zanim ugotował się makaron woda wezbrała o  metr, a rzeka wypełniła się błotem. W wąskich miejscach woda musiała się podnieść znacznie wiecej. A wiele  miejsc w kanionach to szczeliny gdzie trzeba przeciskać się bokiem.

Jedną z podstawowych zasad w kanioningu jest dokładne śledzenie prognoz pogody. Nawet burza 30 km wyżej może nagle wypełnić rzekę wodą i nic nie będzie zwiastowało nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nad nami może być całkowicie błękitne niebo.

Nie powinno się wchodzić  do kanionu w niepewną pogodę. Tą zasadę zdarza się łamać każdemu, nawet płatnym komercyjnym grupom… bo przecież czas to pieniądz. Stąd np wielki wypadek w Szwajcarii parę lat temu ( Saxetenbach, mineło już chyba  z 12 lat ), gdzie jednocześnie w bardzo  łatwym kanionie zginęło 21 osób. Pamiętam, że my też byliśmy wtedy w kanionie. Zadzwoniło do nas radio. Bogdan przez komórkę udzielał wywiadu, a my przyglądaliśmy się niezbyt błękitnemu niebu. Nasz kanion był suchy, ale nawet i on mógł znienacka wypełnić się wodą.

Wysoka woda zdarza się też wiosna, pod dłuższych deszczach, w mokre lato.

Kaniony nadają się do przejścia tylko przy ścisłe określonym stanie wody. Nieliczne mają wodowskazy ( a podobno niektóre z tych, o których wiedzieliśmy, też już zmyła woda). My przyjmujemy, że jeśli płynie więcej niż wiadro na sekundę w  wąskim kanionie może pojawić się problem. Co  nie znaczy, że się nie da chodzić. Zwykle problemy pojawiają się jak woda jest za wysoka. Przy zbyt niskiej, miejsca gdzie dawało się np skoczyć lub zjechać do stawku po toboganie wysychają i jeśli nie ma się liny (a nie wszędzie przecież trzeba ją mieć) pojawia się problem. Z tego powodu nawet jeśli przewodnik pisze- „lina niepotrzebna” przydaje się krótki kawałek. Nam przydał się kiedyś  w rzekomo suchym ( i rzekomo niewymagającym liny) za to bardzo pięknym dopływie Verdon- Artubie. Ale to inna, bardzo zresztą zabawna historia, może ją kiedyś opiszę.

Czasem wysoki stan wody wręcz pomaga, tak było w Safosca na Majorce. Przy wysokiej wodzie liczne w tej rzece syfony zniknęły pod wodą i przeszliśmy je nie zauważając. Safosca to podziemny kanion. Zalana większą niż normalna wodą w niczym nie przypominało opisu. Wyjścia przed jaskiniowym odcinkiem nie było. Tą historię opisałam już kiedyś w npm. Ale to rzadkość, najczęściej, prawie w 100% przypadków wysoka woda jest bardzo niebezpieczna i kanion o  stanie wody przekraczającym maksymalny opisany w przewodniku, nie nadaje się do przejścia. Tobogany rozpędzają się do niebezpiecznych prędkości, w zajazdach na linie woda urywa głowę, a na dole trudno się wypiąć pod przygniatającym do skały wodospadem (trzeba pilnować żeby przy dużej wodzie lina sięgała dokładnie do lustra wody lub dna kanionu ). Zdarzyło mi się kiedyś miejsce, gdzie taki wodospad niemal mnie nie udusił. (Jacuzi koło Riva del Garda). Nie mogłam się oderwać od skały i wyjść, a oddychać nie miałam już czym. Przy dużej wodzie nie powinno się  zjeżdżać w nurcie, lepiej spróbować zawiesić linę gdzieś z boku.

Niebezpieczeństwem związanym z wodą są też syfony. Najczęściej syfon to miejsce gdzie woda wpływa pod skały i ucieka przez jakieś małe otwory. Trochę jak ukryte pod skałą sitko na które woda napiera z ogromną siłą. Nie da się z takiego miejsca wydostać, a osobie która w nie wpadnie najprawdopodobniej nie da się pomóc. Oczywiście są też miejsca gdzie otwór pod skałami jest duży i daje się nim wypłynąć. Zwłaszcza jeśli rzeka nie ma w tym miejscu dużego spadku i woda płynie powoli. Takie miejsca są np w Sierra de Guara.  Przepływaliśmy je, są zabawne, zwłaszcza, że wyjście dość dobrze widać.

Większość syfonów trzeba ominąć. Przechodzi się je górą, albo trawersuje bokiem trzymając się jak najdalej od wody (tak jest np w Lescun w Pirenejach) . Niebezpieczne są też zakola gdzie woda wpływa głęboko pod skały i nie wiadomo co się tam dzieje.

Niebezpieczne i powodujące wypadki są też skoki do nieznanej (niewystarczająco głębokiej) wody i wyrzucające człowieka z dużą prędkością, szybkie tobogany.  Jeśli wpadnie się do wody nie zdążywszy w locie ustawić prawidłowo kręgosłupa ( musi być prosty jak struna i pionowy) albo nie schowa wszystkich wystających części ciała (dłoni, rąk) lecąc z dużej wysokości oberwie się i to mocno. Mi w dwudziestometrowym toboganie w La Bolene we Francji po uderzeniu wodą w pośladki wyskoczył dysk w szyjnym odcinku kręgosłupa. Jakiś czas nosiłam ortopedyczny kołnierzyk, miejsce urazu widać do dziś. Uderzenie w dłonie przy skoku z kilkunastu metrów będzie bardzo bolesne a dłonie najprawdopodobniej mocno spuchną. Wystające części ciała mogę też zahaczyć np o kamień, najlepiej  zjeżdżać na toboganach w pozycji Tutenthamona.

W związku z tym, że tak wiele niebezpieczeństw w kanioningu jest związanych z wodą, ostatnio wprowadzono dwustopniową skalę oceny trudności kanionów. Trzeci stopień skali to problemy związane z awaryjnym wyjściem (warto poszukać nowych przewodników). Pierwsza skala opisuje trudności alpinistyczne (v), a druga (a) te związane z wodą. Z doświadczenia wiem, że woda wydaje się bardzo trudna wspinaczom, a dość dobrze radzą sobie z nią górscy kajakarze, z kolei w przewodnikach pisanych przez kajakarzy trudne wydają się odcinki wspinaczkowe. Dwie oddzielne skale to bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza, że trudności związane z woda są zmienne.

… a teraz nie mam siły dłużej już o tym myśleć, jeśli coś mi jeszcze przyjdzie do głowy- dopiszę.

Acha… woda jest zimna. Po kilku godzinach nawet w grubej piance jest się mocno wychłodzonym. Po kilkunastu można naprawdę zmarznąć. Ciało broni się, mięśnie drżą co z kolei zużywa dużo energii. Ja muszę co jakiś czas coś zjeść.

Share

kanioning- wypadek w Słowenii

O mało nie umarłam ze strachu kiedy dzisiaj przed południem babka z telewizji  powiedziała, że dzwoni w sprawie wypadku gdzie w kanionie zginęły trzy osoby.

-Telewizja Polska Panorama. Słyszała Pani o wypadku w kanionie- zaczęła- zginęły trzy osoby… Mój mąż i dwoje dzieci są teraz na kanionach, zanim wyjaśniłam kto i gdzie niemalże osiwiałam.

Wczoraj w Słowenii zdarzył się wypadek. Zginęli Polacy a ponieważ wszyscy uprawiający kanioning są teraz we Włoszech- w tym tygodniu jest doroczne spotkanie Włoskiej Federacji Kanioningowej,  telewizja poprosiła o komentarz mnie.  Nie wiem co z tego zostanie wyemitowane i nawet w pośpiechu zapomniałam spytać kiedy.  Przed chwilą wyszła stąd ekipa z kamerą, a ja… piszę to trochę po to, żeby odreagować. Myślenie o wszystkich możliwych rodzajach śmierci w kanionach, kiedy prawie cała rodzina i wielu przyjaciół siedzi akurat w górskiej rzece jest dołujące. Wiem tylko to, co mi powiedziano i co już wyczytałam w necie. Uczję pamiętam. To prosty kanion, ale dość duża rzeka. Nie szliśmy jej jako kanionu (nie wydawał nam się interesujący), ale przeszliśmy ostatni kawałek wychodząc z Globovskiego Potoku. Piękne, szerokie koryto z niemal pionowymi (miejscami) skałami, błękitna, jak to w Słowenii woda. Dość szeroka rzeka. Raczej spokojna. W czasie kiedy tam byliśmy mniej więcej po kolana. Chociaż miejscami głębsza, chyba nawet kawałek trzeba było przepłynąć. Słabo to już pamiętam, minęło kilka lat.

Takie rzeki wyglądają niewinnie, ludzie siedzą na brzegach, czasem się nawet gdzieś kąpią, skaczą z kamienia na kamień. Woda wydaje się niegroźna. Zwłaszcza latem. Tymczasem górska rzeka o głębokości mniej więcej do kolan bez problemu przewraca dorosłego człowieka. Jeśli już się upadnie, bardzo trudno się samemu zatrzymać. Szczególnie z plecakiem. Pływanie w pianie nie daje niemal żadnych rezultatów, to prawie samo powietrze, a oddychać nie ma czym. Woda ciągnie i niesie gdzie chce i naprawdę trudno wykazać się rozsądkiem i z głową w wodzie wypatrzyć gdzieś płyciznę czy cofkę (miejsce gdzie woda zawija się i zawraca, przy brzegu zwykle za jakąś przeszkodą),  a jeszcze trudniej pokonać nurt i trafić gdzie się chce.

Bogdan od lat pływa na kajakach i chcąc nie chcąc dużo o takich miejscach wiem. Widziałam też (niestety) wypadek gdzie  w rzece zginęła dziewczyna. Chciała zrobić zdjęcie. Takie wypadki nie dotyczą wyłącznie kanionów, zdarzają się np turystom. W tym wczorajszym niestety zginęli też ludzie którzy wskoczyli, żeby pomóc.  Nie wiem jak to się stało, że nie byli asekurowani. Sama nie wiem co bym, w takiej sytuacji zrobiła, nie da się tego przewidzieć teoretycznie. Grają emocje. Być może nawet nie pomyśleli o tym, żeby najpierw spróbować rzucić tonącej kobiecie rzutkę. Skacząc na pomoc, nie przywiązali się do liny, chociaż tak duża grupa (było ich siedmioro) miała duże szanse żeby wyciągnąć z wody dwie związane liną osoby.

Nie wiem co było przyczyną wypadku, wezbrana woda, czy może jakaś sztuczna przeszkoda np. sztuczny próg (za nimi tworzą się najbardziej niebezpieczne – bo regularne odwoje) taki walec wciąga i trzyma. Trudno się połapać się gdzie góra, a gdzie dół, niemal nie sposób się wydostać. Pewnie nigdy nie zapomnę wypadku w Japonii, kiedy wywrócił  się ponton i wciągnął mnie nieduży odwój. Widziałam dna kajaków jakiś metr- półtora nade mną. Bąbelki w czystej wodzie, pianę. Tylko… nie potrafiłam się wydobyć. Zamiast w dół gdzie byłoby mi łatwiej, próbowałam się dostać do góry na powierzchnię. W pewnej chwili odwój sam wciągnął mnie głębiej i  wypuścił dołem, a potem rzeka wypluła mnie na jakiejś bardziej spokojnej wodzie, kilkaset metrów dalej.  Ktoś dogonił mnie i podał mi dziób kajaka. Byłam w kamizelce i w kasku, a i tak bardzo się poobijałam. To był spływ, trochę inne warunki i dość duża, wartko płynąca rzeka.

Kaniony kojarzą się zwykle z odrobiną wspinaczki, spektakularnym zjazdem na linie, skokami czy toboganami.  Rzadko chodzi się na rzeki, które niosą dużo wody. Woda, nawet ta pozornie płytka jest bardzo niebezpieczna. Nie chcę się wymądrzać, napisałam to tylko dlatego, że ta wiedza może się  komuś przydać.

 

Share
Translate »