Pireneje marzec 2012- Col de Mulets

Wichura osłabła  na chwilę przed świtem.

Vall del Ara niemal natychmiast wypełniła się słońcem, ale nie było ciepło. Nocą musiał być spory mróz.

Dość szybko podeszliśmy do końca doliny i dopiero tam przypomnieliśmy sobie, że zapomnieliśmy nabrać wody. Jose wrócił kawałek do zakopanego  pod śniegiem strumienia. Wszystko wokół nas pozamarzało.

Col de Mulets wydawała się bardzo stroma, ale po  zasypanym głębokim śniegiem zboczu wspinał się zygzakiem ślad nart. Ktoś poszedł też na sąsiednią przełęcz. W weekend w górach musiało być sporo ludzi.

Podeszliśmy bez problemu, nie włożyliśmy ani raków ani rakiet. Dobry stabilny śnieg  solidnie trzymał. Troszkę gorszy był tylko sam wierzchołek, gdzie ślad naszych poprzedników zbliżył się do uskoku, a zrobiło się  stromo. Zejście też wydawało nam się strome i bojąc się lodu w zacienionym żlebie założyliśmy raki, po to, żeby w pierwszym dogodnym miejscu je zdjąć. Zbliżało się południe i mokry śnieg upiornie kleił  się do nóg, uniemożliwiając bezpieczne schodzenie. W rakietach szło się dużo lepiej.

W żlebie minęła nas grupka narciarzy. Byli znacznie szybsi od nas.

W schronisku było kilkanaście osób. Właśnie je otwierano. Nie działały toalety, nie było nic do jedzenia, a z dachu zsunął się cały zmrożony śnieg tworząc wzdłuż ściany zabawny tunel. Ociepliło się i z lodowych sopli mocno kapało. Narciarze zrobili nam miejsce przy zakopanym w zaspie  zewnętrznym stole. Ugotowaliśmy herbatę, bo wody, poza tą  z rzeki nigdzie nie było. Zanim skończyliśmy jeść prawie wszyscy zjechali na dół i w Oulettes de Gaube poza kilkoma osobami z obsługi, na noc została już tylko jedna osoba.

My zeszliśmy do cabany Pinet, jakieś półtorej godziny dalej. Baliśmy się, że następnego dnia zabraknie nam czasu. Chłopak ze schroniska stanowczo odradził nam przechodzenie w rakietach (ale powiedział, że na nartach być może by się dało) przez  Col d’Arraille. Po drugiej stronie grani na mapie był zaznaczony wysoki trawers, nie wiem czy to właśnie byłaby główna trudność, sprawdzę to kiedyś latem. Na trawersach narty są znacznie lepsze od rakiet. Krawędzie trzymają. Tak czy siak pomysł zejścia doliną Gaube nie był bez sensu. Z zabranych, jak nam się wydawało na 6 dni zapasów, niewiele zostało.  Zimą potrzeba bardzo dużo jedzenia.  Po drodze spotkaliśmy dwóch Hiszpanów podchodzących na nartach ze sprzętem do biwakowania w ścianie. Szli na Vignemale.

Cabane de Pinet była czysta, sucha i zaopatrzona w wielki zapas drewna. Od chłopaka ze schroniska wiedzieliśmy, że da się tam spać, ale i tak byliśmy przyjemnie zdziwieni.

I wieczorem i rano mieliśmy  piękny widok na oświetlony jaskrawo wierzchołek Vignemale. W lesie za domkiem był mały strumyk z mnóstwem czystej wody. Piękne i bardzo wygodne miejsce.

Tak na marginesie to ciekawe, że lokalna gmina i Park Narodowy Pirenejów nie tylko nie zabraniają sypiania w cabanach, ale jeszcze ponoszą wydatki na ich remonty i bieżącą konserwację.

Cabana, w której może spać z 6-7 osób, nie przeszkadza też położonej niecałą godzinę dalej Hotelerie nad Lac de Gaube, a zawieszona w niej tablica jednoznacznie wyjaśnia jak się zachować i czego nie wolno.

 To miłe, że Francuzi nie traktują ludzi jak bezmyślnych baranów i nie zabraniają na terenie Parku Narodowego każdego przejawu wolności. Ogromna różnica, jeśli porównać z Polską. Latem być może w cabanie mieszka pasterz, więc ewentualny problem dotyczy tylko zimy, tak czy siak miło nam było przeczytać tą przyjazną informację. Szkoda, że tylko po francusku… Ognia nie rozpaliliśmy bo nie do końca zrozumieliśmy o co chodziło z drewnem :)

Share

Jeden komentarz do “Pireneje marzec 2012- Col de Mulets”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »