Sentiero delle Orobie: Valcanale-Refugio Laghi Gemelli

Sentiero delle Orobie Orientali to pięciodniowa prawie pętelka. Ścieżka zaczyna się w Valcanale (małej miejscowości w bocznej dolince- odnodze Val Seriana). Nie ma tam nic poza parkingiem i rozgałęzieniem szlaków. Kolejne etapy prowadzą przez schroniska Laghi Gemelli, Fratelli Calvi, Baroni al Brunone i Rifugio Coca- do Valbondione (kolejnej wioski w górze doliny Seriana).

Odcinki są kilkugodzinne (niektóre można jeszcze bardziej podzielić), a noclegi i wyżywienie można sobie zarezerwować w schroniskach. Tak też zrobiła nasza włoska grupa. W Clusone rozdzielono nas i nasze plecaki po różnych samochodach, podjechaliśmy do Valbondione. Trasa według przewodnika powinna zająć ok. 3 godzin, ale do podejścia było ponad 1000 metrów, więc nie czekając aż Włosi się pozbierają wyszłyśmy z Lidką troszkę przed grupą. Wiedziałyśmy, że z cięższymi plecakami będziemy najprawdopodobniej szły wolniej (zresztą z natury jesteśmy powolne- nie śpieszymy się jeśli nie ma takiej potrzeby). Po drodze zatrzymałyśmy się na pół godziny i w pięknej plamie słońca wysuszyłyśmy zalany rosą namiot. W Alpe Corte udało mi się zdobyć mapę (dostałam jakąś reklamową bo na sprzedaż nie było nic), a przy okazji wyminęli nas Włosi.

Był straszny upał, a my w górach już od kilku dni. Korzystając z tego, że znów jesteśmy same wykąpałyśmy się w pięknym potoku z wodospadzikami – prawie jak jacuzzi :)

Dolina ma kilka progów, przez wszystkie prowadzi wygodna i widoczna ścieżka. Na skraju wyższego piętra są dwa pasterskie szałasy. W mniejszej chałupie siedziała samotna zamknięta owca, a wyżej pasło się wielkie stado.

Chwilkę później nadjechali konno pasterze, a my pomogłyśmy zagonić kilka owiec. Niechcący (bo na pasieniu się ani trochę nie znamy) postraszyłyśmy owcę, która właśnie urodziła jagnię. Dopiero po chwili zauważyłyśmy leżące tuż obok łożysko. Na szczęście owca potupała na nas i nafukała. Jagnię chyba nie dałoby rady dalej iść. Chwilę później odkryłyśmy, że świeżo urodzonych osesków jest w tej okolicy więcej. Odeszłyśmy nie niepokojąc już ich.

Minęłyśmy kolejny szałas, a potem podeszłyśmy na skalisty próg.

Tu z koleli zastałyśmy kozicę z dwójką młodych. Nie bały się, a kiedy posiedziałyśmy chwilę bez ruchu podeszły do nas całkiem blisko. Lizały jakiś (pewnie słony) kamień. Szkoda było stamtąd odejść. Od dawna nie widziałam młodych kozic z tak bliska. Musiałyśmy jednak w końcu zejść, bo zaczęło się ściemniać. Zejście jest krótkie i strome, potem ścieżka prowadzi trawersem nad brzegiem jeziora. Po drodze jest jeszcze jedno zamieszkałe przez pasterzy baito. Rozbiłyśmy namiot na szerokiej łączce przy schronisku. Zapytałyśmy wcześniej o zgodę, nikt nie protestował. Jezioro jest zaporowe, ale nocą wyglądało dziko i pięknie. Rano pogoda popsuła się i zaczęło wiać. Nie było rosy.

Trudność tego odcinka to T2, z plecakiem zajmuje ok 4,5 godziny.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »