Do Saragossy dotarłam w nocy i w góry wyjechaliśmy dopiero rano. W Panticosa było ciepło jak latem.
Udało nam się spakować dopiero koło południa, więc bojąc się, że mamy mało czasu wjechaliśmy na górę wyciągiem i podeszliśmy nad Ibon de Sabocos.
Zamarznięte jeziorko wydawało dziwne dźwięki, tak jakby spod lodu próbował wydostać się potwór! Trawy wokół już rozmarzały i w mokrych miejscach pojawiło się kilka podbiałów.
Wyszliśmy bez rakiet z jedzeniem tylko na kilka dni, bo mój kolega- Jose Antonio, w przeddzień kupił nowe buty i baliśmy się, że może nie dać rady w nich chodzić. Koło 4 minęliśmy Rincon dera Berde i doszliśmy do GR11.
Przenocowaliśmy w niezaznaczonej na mapie, ale bardzo wygodnej cabanie w połowie drogi na Colado Tendenera.
Nocą bardzo wiało i spadło trochę śniegu.
Dopiero wychodząc na Colado Tendenera odczuliśmy jak bardzo silny był wiatr. Wichura zwiewała z gór cały świeży śnieg. Śniegowe tumany wyglądały z daleka jak niewinne obłoczki,
ale z bliska siekły lodem po twarzy, zrywały kaptury… Wyżej gwałtowne porywy wiatru nie pozwalały utrzymać się na nogach i wróciliśmy spod samej grani Sierra de Tendenraz powrotem na przełęcz. Szlak był zasypany, nie byliśmy pewni gdzie iść, a przy takiej wichurze szanse na utrzymanie się na oblodzonej skale wydawały nam się bardzo mizerne.
Nie chcąc iść dalej GR11, który schodzi na drogę w dolinie Otal, przeszliśmy przez niską trawiastą grań i zeszliśmy nieznakowanym szlakiem (był jeden kopczyk) do doliny Ordiso. Zejście z końca grani bezpośrednio do Val di Ara, chociaż widoczne na mapie i być może nawet oznakowane (kopczykami) nie udało się. W wąskiej przełączce tak wiało, że nie udało mi się nawet wychylić na tyle, żeby zrobić zdjęcie. Spróbowałam, ale wiatr szarpnął mnie i rzucił kawałek dalej na śnieg. Na szczęście nie wytrącił mi aparatu.
Dolina Ordiso jest bardzo ładna, samo zejście chociaż nieoznakowane prowadzi dość logicznie prosto w dół. Być może jest też inna okrężna droga. Wydawało nam się, że widać kawałek ścieżki spod śniegu, ale śpieszyliśmy się więc nie sprawdzałam. Zaznaczona na mapie cabana była w ruinie. Wyglądała tak, jakby zburzyła ją lawina lub woda.
Robiło się ciemno i nadal okropnie wiało, zeszliśmy więc do Refugio Ordiso w dolinie Ara. Dość zaniedbana cabana, latem wydawała mi się nieciekawa i brudna… teraz okazała się przytulnym domem. W bukszpanowych zaroślach uzbieraliśmy sporo drewna i ta noc była niespodziewanie ciepła.