Wypadki w górach- pomoc lekarska

No tak…  trochę mam z tym doświadczeń niestety :) Większość to kanioning, ten sport jest dość urazowy, trochę górskie kajaki, reszta, to niestety zwykły śnieg.

Zaczynając od końca. Wczoraj poszłam na kontrolę, zgodnie z nabazgranym po hiszpańsku zaleceniem lekarza ze szpitala w Jaca. Po 10 dniach. Polskiemu ortopedzie wystarczył jeden rzut oka na hiszpańskie zdjęcia, żeby rozpoznać złamanie. Mam nogę w gipsie. 5 tygodni, czyli zdejmą dopiero po Wielkanocy. Super, prawda?

Hiszpanie złamania nie zauważyli, stwierdzili tylko niewielkie skręcenie. Powtórne zdjęcia pokazały malutkie przemieszczenie, ale podobno to jest jeszcze ok. 10 dni umiarkowanego chodzenia na złamanej nodze bardzo mi chyba nie zaszkodziło. Nie polecam szpitala w Jaca.

Zupełnie inne doświadczenia mam z Barbastro, gdzie latem dowiózł mnie helikopter. Nic mi się nie stało, byłam potłuczona, ale szpital przeprowadził rzetelne badania. Być może dlatego, że lekarz, który badał mnie już w górach podszedł do sprawy bardzo poważnie. Poważny był też sam wypadek.

Teraz przyszłam sama… czyli można olać.

Niestety ta historia wydaje się powtarzać. Osoby przywiezione przez górskie służby ratunkowe są traktowane poważnie, te które przyszły same, już niekoniecznie. Kiedyś we Francji, moja córka złamała nogę w kanionie. Nie wezwali helikoptera, koledzy wyciągnęli ją sami, a do szpitala w Gras pojechali samochodem. Ponieważ nie byli uprzywilejowani zaczekali w poczekalni aż 5 godzin.  W międzyczasie noga spuchła i operację poskładania jej do kupy trzeba było aż na dwa tygodnie odłożyć. Być może na szczęście. Zoperował ją bardzo dobry, polski ortopeda. Ale trochę się przez to nacierpiała.

Kiedy kilka lat później nogę (jak się okazało dwie za jednym zamachem) złamała druga córka, mąż natychmiast wezwał helikopter. Lekarz w piance, kasku i uprzęży zjechał do kanionu na linie, zbadał, przypiął i wyciągnął. Helikopter podrzucił ją do parkingu gdzie już czekała karetka, po godzinie nogi były opatrzone i zagipsowane. Jedna okazała się złamana druga skręcona.

Wniosek- zawsze wzywajcie helikopter. Głupie, ale się sprawdza.

Jak to wygląda z opłatami? Zawsze lepiej mieć ubezpieczenie, jednak nawet bez niego służby ratunkowe są bezpłatne w wielu krajach.

Nie płaci się za ratowanie życia we Francji, Włoszech ( nie jestem pewna czy w każdym przypadku, przed wyjazdem sprawdźcie) i w Hiszpanii, chociaż tu można narazić się na przesłuchanie na temat właściwego przygotowania, znajomości trasy, warunków i posiadanie właściwego sprzętu. Osoba, które pójdzie zimą czy wiosną, kiedy jest śnieg, bez raków czy czekana pewnie zostanie uznana za samą sobie winną i być może za coś zapłaci. Nie wiem jak to wygląda w praktyce,  przesłuchują bardzo.  Przy okazji każdego mojego kontaku z Guardia Civil musiałam opowiadać jak byłam wyposażona, gdzie szłam i po co itp. Problem za każdym razem rozwiązywało pokazanie legitymacji klubowej OEAV. Zaakceptowano ją w Guardia Civil.  Ze szpitalami bywało już  różnie. Legitymację przyjął np. szpital w Barbastro, ale po kilku miesiącach przysłano mi rachunek: 100 Euro za coś tam niedopłaconego przez klub. Jak wykazało nasze przywatne śłedztwo, OEAV ( nie wiem jak inne kluby sprawdźcie) nie pokrywa kosztów, które wchodzą w zakres zwykłego ubezpieczenia. 100 Euro zapłacił (bez problemu) nasz Fundusz Zdrowia po przedstawieniu im rachunku.

Trochę się jednak zawiodłam, myślałam, że klub to wszystko załatwi. Jeszce gorzej było w szpitalu w Jaca. Tam moja legitymacja nie zainteresowała nikogo. Zażądali E111, ponieważ nie miałam (teraz już będę brała :)) poczekałam dwie godziny aż Fundusz uprzejmie prześle im faxem kopię.

Dla porównania francuski szpital w Alpach w ogóle zapomniał o dokumentach i ubezpieczeniu, córka nie miała ze sobą niczego, zabrano ją z kanionu w piance, niczego też od niej nie wymagano. Podobnie było też w Gras.

Za to za mały wypadek na kajakach we Włoszech- zastrzyk przeciwtężcowy i szycie kolana – dokumentów również nie miała spisano tylko nazwisko i adres tak jak im je podała, rachunek w wysokości jakichś 400 zł przyszedł dopiero po ponad dwóch latach. Fundusz Zdrowia zapłacił go bez szemrania.

Podobnie zwrócono mi pieniądze za badanie i kołnierz ortopedyczny na szyję po niezbyt szczęśliwym skoku (ale za to był duży- razem z początkowym dupozjazdem 23m :)) w kanionie la Bolene we Francji. Wtedy nie miałam ubezpieczenia w klubie, a tego co miałam, lekarz w prywatnym wiejskim gabinecie nawet nie miał ochoty oglądać. Zapłaciłam gotówką i już.

San Nicolas Bujaruelo, ja z grupą Hiszpanów, którzy po wypadku zabrali moje rzeczy i potem odebrali mnie ze szpitalaI jeszcze jedna mała uwaga, drobiazg, ale może się przydać :) Helikopter zabiera poszkodowanego, jego rzeczy, plecak, kijki, sprzęt zostają. W krytycznym momencie łatwo jest o tym zapomnieć. Dobrze jak w górach zostaje ktoś kto się tym zajmie, zniesie plecak na dół, zatroszczy się. Warto mieć ze sobą dokumenty (dowód , ubezpieczenie) i telefon. Trzeba potem jakoś wydostać się ze szpitala (niekoniecznie w kompletnym stroju, mi np. bez ceregieli obcięto spodnie). W czerwcu pomogli nam trzej całkiem obcy ludzie. Znieśli moje rzeczy, a po wszystkim odebrali mnie z Barbastro (zrobili co najmniej 200 km). Jestem im za to bardzo wdzięczna.

Share

Pierwszy raz w góry- cz.2 (bez przewodnika)

Jest dużo fajnych miejsc, gdzie możecie wypuścić się w góry (bez przewodnika i zorganizowanej grupy)  nawet jeśli jest to Wasz pierwszy „górski” raz. Te najbardziej popularne- polskie pominę. Poradzicie sobie z tym świetnie beze mnie. Ja jak zwykle skupię się na innych, wciąż jeszcze bezludnych i dzikich miejscach w Europie. Tańszych, pozwalających na większą swobodę i znacznie mniej zatłoczonych.

Pireneje, wrzesieńIdąc w Alpy, Pireneje czy nawet Korsykę rozsądniej jest na początek wybrać szlak, na którym jest dużo schronisk z obsługą i pójść w góry latem, kiedy będzie tam więcej ludzi (a mniej śniegu). Schroniska będą otwarte, sklepy w małych miejscowościach czynne, pogoda najbardziej stabilna..itd.

Queyras, Alpy Francuskie, lipiecCo warto zrobić przed wyjazdem?

– dobrze przygotować trasę. Kupić mapy i w miarę możliwości przewodnik, lub choćby pozbierać opisy z internetu. Wybrać rozsądny szlak. Najlepszy byłby oznakowany, chociaż w niektórych miejscach nawet one bywają czasem trudne do znalezienia. Tam, gdzie jest niewiele schronisk (Pireneje, Korsyka),  lepiej wcześniej zarezerwować noclegi.

– poczytać o zaplanowanej drodze i zastanowić się czy i jak szybko uda się ją przejść. Czasy przejść zwykle są rozsądnie podane w przewodnikach (w alpejskich i pirenejskich do podanej trasy należy doliczyć ok 30%), ale już te znalezione w internecie mogą być różne, zaniżone, zawyżone.. dobrze jest się temu dokładnie i krytycznie przyjrzeć.

Zwykle, w łatwym terenie człowiek z plecakiem przechodzi około 4 km, lub podchodzi ok 300-400 m na godzinę. Te dwie rzeczy trzeba do siebie dodać licząc kilometry i poziomice na mapie. Przy zejściu bywa różnie, ale dbając o swoje kolana schodzi się mniej więcej w tym samym tempie co wchodzi. Do tak wyliczonych czasów trzeba dodać ok 30%- 40% . To czas który zwykle gdzieś się rozchodzi, tu krótki postój, tu dwa zdjęcia, krem do opalania, rzut oka na mapę…

Korsyka , lipiecDłuższe postoje np. kąpiel w strumyku, czy gotowanie obiadu zajmują jeszcze więcej czasu. Nie warto się spieszyć, warto tylko wziąć to pod uwagę planując noclegi. Dużo wolniej, ale tego nie da się przewidzieć, porusza się większa grupa w trudnym terenie. Jeżeli z opisu wynika,  że teren jest ciężki, mylny, skomplikowany, eksponowany, kruchy… itp potrzebnego do przejścia czasu nie da się przewidzieć patrząc tylko na mapę.

Korsyka , lipiec-zgromadzić cały niezbędny sprzęt. O ubraniu napisałam już dużo w innych wpisach, nie można zapomnieć o tym,  że w górach czasem robi się bardzo zimno, lista rzeczy do zabrania jest w serii „dla początkujących”- co ze sobą zabrać. Bardzo ważne, są buty, bez dobrych górskich butów nie da się przejść większości wysokogórskich tras. Dobrze jest też wybrać (choćby pożyczyć) wygodny plecak. Mogłabym opowiedzieć dużo historii o odpadających pasach biodrowych, odrywających się kieszeniach, pękających klamrach…, teraz wydają się zabawne, wtedy wcale nie były.

spakować plecak jak na dłuższą wyprawę i wybrać się gdzieś w niskie góry, choćby na weekend. Nie znam łatwiejszego sposobu, żeby sprawdzić czy ktoś, kto nigdy nie chodził z plecakiem da sobie z nim w górach radę. Jeżeli mu się nie spodoba, w trakcie dłuższego wyjazdu zepsuje przyjemność sobie lub całej grupie… a szkoda. Jest to też moment, w którym dobrze widać czy i jak, trzeba by jeszcze przed wyjazdem poćwiczyć.

zastanowić się jak w razie czego można by wezwać pomoc, wpisać sobie w telefonach numery do służb ratunkowych, kolejnych schronisk itp. Na pierwszy raz, dobrze byłoby wybrać trasę, na której będzie czasem sygnał telefoniczny. Takich miejsc co roku przybywa, zwykle sieć jest w okolicy miejscowości i ośrodków narciarskich. Telefon powinien być zawsze naładowany, jeśli nie da się go doładować w schroniskach, trzeba to zrobić np. w sklepie na dole. Jeśli macie zarezerwowane noclegi, a nie przyjdziecie na noc, schronisko, w którym się was spodziewano najprawdopodobniej zacznie was szukać. Gdybyście po drodze zmienili plany zadzwońcie i uprzedźcie. Jeżeli w schroniskach jest książka wyjść wpiszcie się (i wypiszcie po powrocie).

-i już… zostaje tylko kupić jedzenie, dopakować 1-2l wody i w drogę … przed wami to co najlepsze. Zazdroszczę :)

Wychodźcie wcześnie, idźcie powoli, pytajcie w schroniskach o pogodę, warunki i drogę, idźcie grupą w tempie najsłabszego i nie róbcie rzeczy, których się bardzo boicie, będziecie mieli na to mnóstwo czasu następnym razem :)

Piemont,  lipiecPS: o tym jak się przyzwoicie zachować napisałam w tekście Jak to się robi w Pirenejach?

Share
Translate »