Mam problem. Z powodu nieszczęśliwego zbieg okoliczności jadę za kilka dni w góry sama. Nie martwiłabym się bardzo, gdyby nie ogromna ilość sprzętu, który trzeba będzie ze sobą wziąć. W Pirenejach śnieg leży powyżej 1400-1500 metrów, na dużych wysokościach jest go mnóstwo- niektóre stacje podają nawet 4 metry. Widoki z kamerek internetowych pokazują środek zimy. To oznacza, że małych schronów może jeszcze nie być widać, a wysokie przełęcze być może wcale nie pozwolą (mi) się przejść. Rozsądnie byłoby chyba pójść niżej, ale i tak nie da się chyba uniknąć noszenia rakiet nie wspominając już o rakach i czekanie. Do tego dochodzi (chyba?) nieunikniony namiot, bo mogę się przecież nie dokopać do drzwi :), zresztą nie wszędzie jakiekolwiek schrony są, no i trzeba je najpierw znaleźć, a przy takim śniegu to też się niekoniecznie uda. To już dodatkowe 6 -7 kg (zależnie od namiotu), a przecież muszę mieć jeszcze kuchenkę, garnek i gaz, idąc samemu nie da się tym ciężarem z nikim podzielić.
Nie zdecydowałam się jeszcze co wziąć, wiem tylko, że wszystko musi być rekordowo lekkie. Nie dam rady brnąć w rozmiękłym (w środku dnia) śniegu z kilkunastoma kilogramami na plecach. Nie dam rady też taplać się w błocie i przeskakiwać przez rozlane rzeczki (nie uniknę takich miejsc) zwłaszcza, że wtedy plecy dociążą mi jeszcze niepotrzebne w tej sytuacji rakiety.
Wygląda groźnie, więc zastanawiam się czy nie wybrać się gdzieś niżej, może w zachodnie rejony Pirenejów do Navarry i Kraju Basków. … może we wschodnie, bo tam z kolei jakby niższy śnieg. Tak czy siak muszę się jakoś spakować zabierając jeszcze mniej rzeczy niż zwykle.
Najłatwiejsze jest gotowanie. Tego już się chyba nie da odchudzić- palnik MSR – 112 g może mógłby być lżejszy, nie jest nowy, ale nie zawiódł mnie już od kilku lat. Nie ma piezoelektryka, noszę zapalniczkę. Tak jest lżej. Poza tym plastikowa łyżeczka- nie jest wieczna ale waży tylko 10 g. Kubek metalowy za 4 zł. Waży 80 g jako przykrywki używałam kiedyś zakrętki od słoika, teraz wieczka od mojej miseczki (miseczka z wieczkiem -36 g). Zmiana diety na płatki i kaszki (bezglutenowe) wymusiła na mnie noszenie jakiegoś naczynka. Takie szczelne plastikowe o pojemności 400 ml jest w górach wręcz idealne, można zalać wrzątkiem warzywa lub kaszkę, zamknąć, włożyć do śpiwora nich zmięknie, a w wolnym kubeczku ugotować np herbatę. Jest szybciej, a na dodatek oszczędza się gaz. Naczynka są w każdym sklepie to kosztowało 2,5 zł. Butla- na zdjęciu mała, bo tylko taka była, zimą czy wiosną najchętniej noszę ze sobą większą- półlitrową, bo sklepy są pozamykane i nie bardzo jest gdzie kupić gaz ( szczególnie ten od Primusa, Colemana, MSR-a).
Z kuchennych rzeczy zabieram ze sobą już tylko nóż. Nie jakiś wypasiony scyzoryk. Zwykły nożyk kuchenny z plastikową rączką za 1,5 zł. Pochwa to kawałek tekturki oklejony srebrną taśmą (dzieło ręcznej roboty, dostałam w prezencie od syna :)) razem całe urządzenie waży tylko 20g, nie potrzebuję nic więcej.
to tyle w kwestii gotowania, o innych rzeczach nadal myślę…. myślicie, że dałoby radę coś z tego jeszcze wyrzucić?
Chyba żeby może zabrać małą butlę i mieć nadzieję, że gdziekolwiek uda się kupić gaz? wtedy zmieściłabym się poniżej 500 g… (prawie :))
PS: zdjęcie ze stycznia tego roku. Też byłam sama, ale rakiety przez cały czas były na nogach, to jednak jakby lżej :)
PS2. Alarm lawinowy wzrósł do 4, śnieg leży już od 1300 metrów i po hiszpańskiej stronie wcale nie jest go mniej niż we Francji. Nie wiem czy w ogóle da się wyjść w góry. Strasznie mamy dziwną wiosnę. Przygnębiające to…