Ze względu na łatwy dojazd zdecydowaliśmy się zacząć wędrówkę po Francji w Andorze. To nie najgorszy pomysł. Granicę można przekroczyć pieszo w wielu miejscach, a przejście drogowe jest tylko jedno. Już w ciemności podjechaliśmy na bardzo wysoko położony parking przy wyciągach Ordino-Arcalis. W świetle księżyca wyglądały całkiem nieźle. Rano okazało się, że w dzień też nie najgorzej. Kiedy byłam tu ostatnim razem, już prawie 10 lat temu nartostrady były rozryte przez koparki, a cały teren mocno zdewastowany. Teraz przypomina to schludny park przecięty zygzakiem asfaltowej szosy (jeszcze pod śniegiem). Na przekopany piarg wróciła roślinność. Na poboczach drogi jakby nigdy nic kwitły łany narcyzów, restauracja była jeszcze nieczynna, a oprócz nas tylko jeden kempingowiec. Całkiem niezłe miejsce na nocleg.
Szlak na Port de Caraussans jest prawie nieznakowany i szukając go wśród płatów śniegu bardzo błądziliśmy. Najprościej byłoby podejść nartostradą aż do jeziorka, tam muszą się pojawić znaki. Widzieliśmy je pod przełęczą. Innym ( najmniej ciekawym sposobem przekroczenia granicy w tym miejscu, jest przejście przez Port de Rat- łatwe i dobrze oznakowane). My przedarliśmy się przez zaśnieżone i strome zbocze, dzikie tak, jakby wyciągi nigdy nie istniały. Port de Caraussans jest łatwym szerokim siodłem, zejście też nie jest skomplikowane. Na piętrze doliny wśród częściowo zamarzniętych jeziorek odkryliśmy ładną cabanę. Była otwarta, a na drzwiach wisiała ręcznie pisana kartka. Sfotografowałam. Pasterz pisał tam, że udostępnia swój domek wędrowcom (zgodnie z odwiecznym zwyczajem) i prosi o zamknięcie drzwi, ostrożne obchodzenie się z ogniem i zabranie na dół swoich śmieci. To trwanie w wierności tradycji zawsze mnie wzrusza. Francuzi nie poddają się i nawet tu dwie godziny drogi od andorskiego parkingu uchowała się enklawa dawnego, lepszego świata. Zatrzymaliśmy się tam na chwilkę żeby zjeść.
Zejście z pięterka do Doliny Soulcem jest bardzo strome. Przez cały czas gdzieś nieopodal kręciła się burza i w końcu przeczekaliśmy ją pod wiatą z toaletą obok parkingu z widokiem na jezioro. Obok nas zaparkował jeden kempingowiec i kręciło się sporo wędkarzy, ale po deszczu znaleźliśmy spokojne miejsce na biwak po drugiej stronie potoku. Chętnie podeszlibyśmy kawałek, ale zbocza doliny Soulcem są strome i myśleliśmy, że przez kilka godzin nie znajdziemy tam żadnego płaskiego miejsca na namiot. Okazało się później, że są dwa, ale nie wiem czy za każdym razem uda się na nie trafić. Nie są na szlaku.
Mając czas sfotografowałam kilka bardzo starych pasterskich ziemianek- Orris de Soulcem, których w tej dolinie sporo. W jednej można by nawet przenocować. Są drzwi i dwa metalowe łóżka, ale strop jest tak nisko, że nie można się wyprostować. Życie ze zwierzętami na halach nie było kiedyś bardzo komfortowe.