Pireneje kwiecień-maj 2015 Masyw Aston cz3

Poranek był mglisty. Nadal wiało, w dolinach nie czuliśmy tego bardzo, ale chmury pędziły, co jakiś czas darowując nam skrawek błękitu. Wróciliśmy kawałek, powtórnie minęliśmy Cabane Clarans (latem chyba zajętą przez pasterzy, ale poza sezonem równie dobre miejsce na nocleg jak schron). Zeszliśmy jeszcze kawałeczek GR-em minęliśmy Etang Laparan- niewielkie zaporowe jezioro wiosną mocno zaśmiecone ściółką z lasu. Ścieżka do Refuge Quioles podobnie jak wiele innych dróg w tej okolicy nie jest oznakowana od początku. Trzeba mieć mapę. Na szczęście IGN 1:50000 Haute Ariege jest niemal idealna. Bez problemu odnaleźliśmy szlak przy ujściu potoku. Wyżej pojawiły się nawet znaki. Długo szliśmy stromym bukowym lasem przez łany hiszpańskich cebulic. Zarastały dosłownie wszystko ciągnąc się w nieskończoność jak gęsty dywan. Idealnie trafiały w czas kiedy z lasu już znika śnieg, a buki jeszcze nie mają liści. Ta dolina była pełna kwiatów. Wyżej na podmokłych, prawie bagnistych halach czekały na nas setki narcyzów, a jeszcze wyżej, tam gdzie śnieg cofnął się dosłownie przed chwilką bujnie kwitły psizęby liliowe- piękne delikatne roślinki o cętkowanych podobnych do storczyków listkach, wysokością i sposobem wyrastania przypominające krokusy. Widywałam je już w poprzednich latach, ale pojedynczo i nie w pełni rozwinięte. Teraz nie mogłam się im napatrzyć.

Zatrzymaliśmy się na chwilkę w Refuge Quioles. Tyle żeby zjeść. To dobra, latem dzielona z pasterzami cabana. Jak na ten rejon bardzo duża. Spokojnie zmieści się tam kilka osób. Pogoda psuła się, ale nie przejmowaliśmy się. Wszystko zmieniało się tak szybko, że równie dobrze za chwilkę mogło się pojawić słońce. Tradycyjnie z trudem odnaleźliśmy początek ścieżki. Chociaż widzieliśmy, że szlak musi się zaczynać za mostem, że powinien przekroczyć jedną rzekę i wspiąć się na próg doliny wzdłuż drugiej, długo kluczyliśmy w ośnieżonym, pełnym potoków i dziur lesie szukając jakiegokolwiek przejścia. Na dodatek dopadła nas gęsta mgła, która później przeszła w drobny deszcz. Znałam te trasę, szłam nią już kiedyś w czerwcu (jakieś 6, 7 lat temu), ale zimowa sceneria wszystko pozmieniała więc kilka razy mieliśmy wątpliwości. Najtrudniej było się połapać na kolejnym pięterku doliny. W końcu zdecydowaliśmy się przejść w bród rzeczkę (nie pamiętałam nic takiego z lata) i obejrzeć wijący się po stromym zboczu ślad. Stary, więc nie wiadomo zwierzęcy, czy ludzki. Były chyba oba. Chwilami znikały, ale droga stała się bardziej jednoznaczna. Po kilkudziesięciu minutach brnięcia przez zarywający się na skalnych dziurach śnieg trafiliśmy na dach Cabane Sabine- malutkiego porośniętego trawą domku, w którym zmieszczą się najwyżej 3 osoby- dobrego i ciepłego schronu. Bardzo łatwo byłoby go minąć we mgle. Widoczność była bardzo kiepska, wydawało się nam się, że jest już ciemno, ale winna była wyłącznie chmura. Do nocy zostały jeszcze ze dwie godziny, ale pogoda nie zmieniła się już. Żałowałam, że nie mogę sfotografować doliny więc kiedy obudziłam się nocą i zobaczyłam gwieździste niebo natychmiast wyciągnęłam mój składany statyw (trójnożek oparty na kijkach i czekanie). Był jednak zbyt silny wiatr i zdjęcie nie wyszło ostre. Zostawiłam je, bo oddaje atmosferę zimowej górskiej nocy na samym końcu świata.

Share

Pireneje kwiecień-maj 2015, Masyw Aston cz2

Nocą padało i bardzo się cieszyliśmy, że udało się przenocować pod dachem. Prognoza pogody (według Jose, bo to on sprawdzał) przepowiadała 7 słonecznych dni. Częściowo się nawet sprawdziła, ale trafiło nam się też sporo deszczu i mgły. Wszystko zmieniało się w okamgnieniu. Wiał mocny, porywisty wiatr, chmury gnały po niebie z wielką prędkością, a wichura strącała nadwątlone słońcem nawisy, więc zbocza pokrywały ślady małych lawinek. Było bardzo ciepło. Śnieg topił się w ekspresowym tempie, rzeki szalały. Zanim wyszliśmy pogoda zmieniła się kilkukrotnie i ostatecznie zdecydowała się być piękna. Pomimo tego poszliśmy w dół. Górę tej doliny znaliśmy już z lata, a wejście do Refuge la Ruhle zmusiłoby nas do przejścia do Andory. Połączenia pomiędzy poszczególnymi dolinami Masywu Aston są wyjątkowo nieliczne i strome. Nawet latem nie jest tam łatwo, a pokonanie wysokich przełęczy zimą byłoby ryzykowne. Nie opisywałam Wam tych tras, znam je jeszcze z czasów przed blogiem, o wielu z nich napisałam w książce. To przepiękne, bardzo dzikie miejsca. Bezludne, nieznakowane, wyjątkowo niedostępne i strome- mur na straży północnej granicy Andory.

Droga w dół też bardzo nam się podobała. Szliśmy po dobrym, solidnym firnie, nie zapadając się prawie wcale (pomimo tego, że nie zabraliśmy rakiet). Rzeka początkowo schowana pod śniegiem rosła w siłę z każdym metrem, wytapiająca się woda zalewała zbocza. Wszystko robiło się coraz bardziej grząskie i mokre. Już kilkaset metrów poniżej cabany pojawiły się pierwsze kwiaty. Od jeziorka zamkniętego małą zaporą schodziliśmy drogą, wąskim starym asfaltem wśród zieleniejących, ukwieconych polanek i łąk, w pełnym słońcu. W południe usiedliśmy na chwilkę żeby zjeść (zaraz za mostem jest lekko schowana w krzakach cabana), a potem już znów w deszczu podeszliśmy leśną gruntową drogą na grzbiet opadający z Platou Beille i zeszliśmy GR10 do Cabane Clarans. Zawsze byłam ciekawa tego odcinka szlaku. Odchodzi bardzo daleko i od cywilizacji, i od najwyższych gór. Nie ma na nim typowych dla GR10 wygodnych schronisk, chociaż schodzi aż na 1000 metrów npm. Masyw Aston to głębokie prostopadłe do głównej grani doliny, przez które idzie się cały dzień. Odludne, mało odwiedzane miejsca, nieatrakcyjne dla „zdobywców szczytów”, urwiste, zalesione i piękne. GR10 na tym odcinku jest bardzo dziki. Refuge Clarans to wyjątkowo prowizoryczny schron, urządzony w betonowym domku pozostałym po budowie tamy na Etang Laparan, skutecznie ukryty w podmokłych chaszczach. Wokół piętrzyły się sterty pociętego w bale, porastającego już grzybami drewna, ale rozpalenie w kominku okazało się niemożliwe. Dym natychmiast wracał okadzając nam całe pomieszczenie. Pomimo tego, że byliśmy mokrzy poddaliśmy się już po godzinie. Rzeczy i tak wyschły, a nam i tak było ciepło. Zaraz za schronem wije się piękna kąpielowa rzeczka, wszędzie kwitły hiszpańskie cebulice, prymulki i dzikie śliwki. Latem całą okolicę zarosną bujne pokrzywy. Wiosną patrzyliśmy na nie innym okiem- popatrz ile nam tu urosło jedzenia!

Share
Translate »