Trollheimen czerwiec 2014, Storla, Langvatnet

Nocą padało, ale przez zielony materiał namiotu cały czas sączyło się światło. Byłam już prawie pewna, że się nie ściemnia. W każdym razie nie ściemniało się bardzo.

ślady reniferów, fot Jose Antonio de la Fuente

Rano zwinęliśmy mokry tropik i już kilkaset metrów poniżej naszej łączki wyszliśmy wprost na znajome stadko. Jednak nie krowy. Grupę tworzyły samice reniferów z młodymi. Ani jedno ze zwierząt nie miało rogów, a na szyjach niektórych z nich Jose wypatrzył pomarańczowe obroże. Nie były dzikie.

renifery fot. Jose Antonio de la FuenteWybiegły w moim kierunku i zatrzymały na moment zaskoczone. Nie zdążyłam wyciągnąć aparatu, nie chcąc ich płoszyć. Jose, który nosi kompakta w kieszeni był szybszy i udało mu się upolować kilka zdjęć. Zwierzęta uciekły i już po chwili widzieliśmy tylko szybkie plamki w podmokłym tundrowym lesie.

Mój aparat fiksował. Sygnalizował, że brak mu energii. Światełko znikało i pojawiało się w dziwnych momentach. Pomyślałam, że zmienię baterie, ale okazało się, że wzięłam nie te. Też 3 voltowe, ale za krótkie. Nie pasowały do styków. Troszkę się zdenerwowałam, czułabym się okropnie nie mogąc robić zdjęć. To chyba zdecydowało, że zamiast zawrócić i iść do Trollheimenhytte, poszliśmy w dół do malutkiej miejscowości Storla i dalej w stronę pięknych pasiastych gór, które podziwialiśmy poprzedniego dnia. Można było tam dojść na dwa sposoby, ale ten wydawał się ciekawszy i szybszy.

Schronisko na farmie było nieczynne, ale zagadnęłam panów reperujących dach. Okazało się, że to Polacy (bardzo mili)  i już po chwili miałam piękne przedłużki do moich baterii wykonane ze zwoju blachy z ołowiu. Jose zaniemówił :). Co śmieszniejsze baterie się nie rozładowały, chociaż aparat do końca sygnalizował brak zasilania. Cóż, skończył już 18 lat. Może poczuł się dojrzały i próbował jakoś się wypowiedzieć…

AA028

Poszliśmy w stronę Inerdalen – serca i chyba najbardziej znanego miejsca tego masywu. Ścieżka była tak mokra, poprzecinana rozlewiskami i szybkimi potokami, że Jose aż do wieczora został w sandałach, pokonując w nich i kamienne rumowisko i błoto, i śnieg. Na trawersie jeziora Langvatnet poodpadały mu paski i został w klapkach. Mówił, że nie zmarzł, a ja w tym samym czasie odmroziłam sobie lekko dłonie. Antybiotyk źle na mnie działał i marzłam strasznie. Potem już ciągle chodziłam w rękawiczkach.

AA020

Chciałam zobaczyć dolinę Innerdalen, podobno bardzo piękną, ale uniemożliwiła mi to mgła. W tej sytuacji wybraliśmy wyższe przejście wzdłuż jeziorek Langvatnet, mając nadzieję, że wiatr troszkę tę mgłę rozwieje. Rzeczywiście wieczorem widoczność się poprawiła. Ta trasa ma drobny feler. Zejście znad jeziora prowadzi przez cyrk. Jest skaliste i bardzo strome. Gdyby leżał tam jeszcze śnieg niezbędny byłby czekan, a zejście i tak byłoby dość trudne. Mieliśmy szczęście i trafiliśmy na śnieg tylko na dolnym odcinku- niezbyt długim. Rozbiliśmy namiot w pierwszym w miarę suchym miejscu, ugotowaliśmy obiad, a potem nie mogąc się opanować zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy na długi spacer podziwiając bardzo jasną noc. Nie ściemniło się. Pomarańczowa łuna przesunęła się leciutko, bardziej na północ, a od wpół do drugiej zaczęło świtać.

Tego dnia przy całkowitym zachmurzeniu poważnie spaliłam sobie twarz. Lekarz mówił, żeby nie wychodzić na słońce (bo doksycyklina jest fototoksyczna), ale nie sądziłam, że muszę unikać jakiegokolwiek światła. Walczyłam z tym już do końca, z marnym skutkiem.

Share

Trollheimen czerwiec 2014- Okla

AA029Padliśmy strasznie zmęczeni i nie zauważyliśmy czy ta noc była ciemna. Podejrzewaliśmy, że być może nie, bo kiedy szliśmy spać (po północy) wciąż jeszcze wydawało się jasno. Obudziliśmy się w związku z tym bardzo późno, po ósmej w piękną słoneczną pogodę. Zaznaczony na mapie szlak był wprawdzie narciarski, ale nie przejmowaliśmy się tym. Okazało się, że pierwsze 7 km wzdłuż południowego brzegu jeziora musieliśmy przejść drogą.

AA024Już po dotarciu do rozstajów Langoddsaetra odkryliśmy, że w naturze był też inny niezaznaczony na mapie szlak, prawdopodobnie idący wyżej przez las.

Przy zabudowaniach wyszliśmy na znakowaną trasę DNT biegnącą od schroniska Gjevilyasshytta położonego po drugiej stronie jeziora. Jeśli wierzyć mapie latem da się ten dystans przepłynąć statkiem, podobnie jak kawałek, który przeszliśmy. Dalej wyraźnie znakowana ścieżka wspina się przez karłowaty las i długo wlecze spłaszczonym grzbietem. Okla-dość wysoka jak na ten masyw góra (1564 m npm) to niezgrabny skalisty wierzchołek, częściowo jeszcze pod śniegiem. Pod szczytem jest kilka stawów i jeden pięknie położony domek (zamknięty, Jose sprawdził). Przez ponad pół dnia podziwialiśmy jeden i ten sam widok- urwiste góry po drugiej stronie doliny. Można byłoby też tam pójść, ale to wymagałoby pokonania wcześniej jeszcze z 10-ciu kilometrów asfaltu, lub obejście całego jeziora. Pan w DNT opisał przejście przez Trollheimshytte jako typowy klasyk (latem pewnie popularny, stąd stateczek). Prawdopodobnie łatwiejszy niż nasza wersja. Sporo niższy. Wiało, a niewinnie wyglądające, ale w rzeczywistości wysokie (prawie 1000 metrowe) podejście z 20-to kilogramowymi plecakami mocno dało nam w kość. Teren też nie był łatwy. Pola ruchomych głazów, częściowo jeszcze pod śniegiem, poprzecinane rozmokłym gruntem i setkami strumyków.

AA013

Dość umęczeni i bardzo wysmarowani błotem dotarliśmy w końcu na zachodni skraj grzbietu. Wyszliśmy za łagodny pagórek i aż nas zatkało. Widok dosłownie oszałamiał. Dalekie, pocięte w abstrakcyjne paski, regularnie półkuliste góry. Nad tym kłębowisko ciężkich chmur. Ta panorama towarzyszyła nam do wieczora. Rozbiliśmy namiot na wzniesieniu z małym stawkiem, obok którego wcześniej przeszedł sznur reniferów. Zbyt daleko, żeby to sfotografować. Nie byliśmy pewni czy to nie krowy, żadne za zwierząt nie miało rogów, ale pozostawione przez nie ślady (odciski kopyt i kupy) zupełnie nie wyglądały nam na krowie. Mieliśmy nadzieję, że stado nie odeszło daleko, i że spotkamy je jeszcze rano.

AA036

Nasze noclegowe miejsce okazało się wręcz genialne pod względem fotograficznym. Na wprost cudnego kłębowiska chmur ponad ośnieżonym zboczem. Pod kamieniem znaleźliśmy wrośnięty w trawę pasek. Dowód, że ktoś tam już kiedyś spał…

Share
Translate »