Kolejna książka o górach, którą dostałam do przeczytania- Długi film o miłości- Powrót na Broad Peak Jacka Hugo Badera początkowo trochę mnie przeraziła. Kocham góry i lubię o nich czytać, ale niekoniecznie o kontrowersyjnych, drażliwych sprawach, zwłaszcza jeśli nie dotyczą moich zainteresowań. A nie dotyczą. Rzecz dzieje się w Himalajach wśród ludzi nastawionych na zdobywanie. Na wyczyn, wielkość i chwałę. Wśród gwiazd. W środowisku skłóconym, podzielonym, niejasnym. Pomiędzy nich wdziera się- troszkę fortelem, a troszkę na siłę, a już na pewno wraz z solidnymi (górskimi) butami żądny dobrej historii pismak- czyli sam Hugo Bader. (Drogi autorze celowo wyciągam to słowo, równie popularne i nieobraźliwe jak „amok”, który przypisał Pan himalaistom, dziwiąc się jednocześnie, że ich obraża. Nic osobistego, żadnych pejoratywnych znaczeń. Po prostu zawód. Pismak-profesjonalny chlapacz ozorem).
Od pierwszej strony Pismak mnie wkurza. Krygowaniem się, że zimno, zamarza pasta i krem, pękają palce, a te rzeczy dzieją się przecież każdemu, też mi. To zwykła zimowa codzienność. Takie są góry. Drażni mnie narzekaniem, że omijają go ciasteczka, rozmowy, że niechęć, że wyobcowanie… Razi brak jakiejkolwiek emocjonalnej relacji do gór. Do miejsc, które ja sama bardzo chciałabym zobaczyć, doświadczyć, dotknąć choć raz. A tego dotykania wcale tu nie ma. Czytając nie widzę obrazu, przed oczami nie przesuwa mi się film. Nie czuję nic. Nie dowiaduję się niczego o kształtach, zapachach. Nic o kolorach. Nic o zachwycie, o magii tych gór. Widzę bazę zasypaną tonami śmieci. Lodowe jeziorko pełne krwi, toalety wprost do lodowca, podpaski rozwiewane przez wiatr. Brzydkie krowiaste kobiety (nie wiem skąd ta niesprawiedliwość!) i pięknych (bezwarunkowo) mężczyzn, którzy mi wcale by się nie podobali.
Potem banały. Na pierwszy przymykam oko, pewnie błąd. „Ciemny jak noc listopadowa”- trudno, może z pośpiechu, „pieści wzrokiem”? brr…co za ohyda, ale „potężne kołtuny fasoli”? Co to!
Dopiero grafomański wygibas ” lodowaty wieczór oplata mnie już stalowymi rzemieniami przezroczystych swoich spojrzeń…”, do tego chwilkę potem znów powtórzony nasuwa mi myśl, że autor gra. Pismak to postać literacka? Wyreżyserowany gbur? Może wygibas to jakiś cytat, pastisz, kto wie. Ja w każdym razie już nie dociekam. Bo książka zaczyna mnie . coraz bardziej wciągać. Pomimo niedoróbek wynikających chyba z pośpiechu. Powtórzeń, drobnych stylistycznych gaf i nie najlepszej jakości zdjęć.
Hugo Bader pokazuje nam świat tak, jak najbardziej lubię. Nie omawia, nie opisuje, nie interpretuje. Nie wprost. Pokazuje żebyśmy poczuli to, co każe nam czuć. I czujemy, kupujemy to. Wciągamy się w pułapki łatwych ocen i za chwilkę robimy szybki zwrot. Jest tak czy siak? Co ja bym zrobił, co bym czuł?
W tym wszystkim mądre, głębokie słowa Krzysztofa Wielickiego o narzucanym sobie (dla szczęścia) cierpieniu i nieuniknionym twardnieniu serc i inne gorzkie, zrezygnowane : „dla nich (młodych) media to sprawa życia i śmierci. Dlatego zupełnie ich nie interesuje jakiś tam zespół, drużyna, partnerzy. Oni muszą wejść. I natychmiast zabrylować tym w internecie. Budują swoją pozycję” (bo przecież sponsorzy- dopowiada bezlitośnie narrator).
Adam Bielecki- podejrzanie naiwny, ignorujący fakt, że nie można mieć wszystkiego: „wiesz co mnie najbardziej zabolało całym tym roku od śmierci chłopaków? Kurde… płakać mi się chce. Ograbili mnie. Ograbili mnie, kurde, z żałoby. Po moich przyjaciołach. Ja nie mogłem nawet pojechać na pogrzeb Maćka! (…) I nie mogę pójść do hotelu Poco Loco, o którym Tomek opowiadał mi setki razy…”
Dziwna fryzura Adama Małka. Jego milczenie- wszystko co Pismak o nim wie. Wspomnienia. Bolesne, zbyt osobiste żeby o nich gadać, ale pokazane. Szokujące opisy wspinaczy przechodzących przez obce ciała. Efektowne, więc trzeba opisać, wyeksponować (mistrzostwo!). Zaręczynowy pierścionek- już pogrzebany. Śmierć Artura Hajzera jak refren w greckiej tragedii, a przecież niewymyślona, okrutnie prawdziwa. Raport PZA, bełkot z internetu… Przejmujący ciężkie zadanie po Hajzerze Alek Lwow. Łamigłówka, ale nie do rozwikłania. Raczej jak kubistyczny obraz pokazująca wszystko z każdej strony. I jednocześnie. A co! Czyż to nie piękna historia?
„Jak można osiągnąć cokolwiek bez egoizmu?”- podsumowuje gdzieś Krzysztof Wielicki. „Jeśli ktoś to potrafi, chylę czoła”. Tylko czy trzeba cokolwiek osiągać? I co? O to w dzisiejszych czasach nie spyta już nikt.
Długi film o miłości… Niejednoznacznej, dla każdego innej. Nie tkniętej w książce ani jednym bezpośrednim słowem. Kochaj bliźniego jak siebie samego. Nie bardziej i nie mniej. Ty też. To właśnie mówi mi ta książka. Przeczytajcie. Myślę, że warto.
Długi film o miłości- Powrót na Broad Peak. Jacek Hugo Bader. Wydawnictwo Znak. Kraków 2014.
PS: Dostaliśmy nawet kod rabatowy! :) Nie wiedziałam, że tak to zadziała. Zgodziłam się napisać recenzję, bo lubię czytać, czytam szybko i jeszcze szybciej piszę… zwykle mam swoje zdanie więc wydanie opinii nic mnie nie kosztuje. Wiem, że temat tej książki jest śliski, ale nie to w niej widzę. To książka o górach. O zjawiskach, które ich bezpośrednio dotyczą, o naszych czasach. Niesie w sobie ważne (choć być może niezamierzone) przesłanie. I tyle.