zen- czyli wybiórcze spojrzenie na Świnoujście i Międzyzdroje

Czasem zastanawiam się dlaczego góry działają na mnie w tak szczególny, wyciszający i uspokajający sposób. Mieszkam nad morzem. Nie dokładnie, bo od wybrzeża dzieli mnie godzina drogi zatłoczoną szosą. W weekendy panuje tam straszliwy tłok. Jeszcze gorzej jest w Świnoujściu czy w Międzyzdrojach. Zajęte parkingi, w sklepach i na ulicach pełno śpieszących, się zajadłych, zdenerwowanych i wrogo nastawionych do siebie ludzi. Na drogach dezinformacja i galimatias. Trudno w tym czymś odnaleźć spokój, ale to nie tak, że się całkiem nie da. Nie da się ogarnąć tego światka jako całości. Jest zbyt nachalny, zbyt tandetny i głośny, ale wybierając jakiś mały wycinek, samodzielny w miarę niezależny fragment, nawet w tłoku można odnaleźć piękno i spokój.

Na zdjęciach nadmorskie kamienie, większość spod Kawczej Góry pod międzyzdrojskim klifem, kilka ze świnoujskiego falochronu.

Sfotografowałam je z użyciem ciemnego szarego filtra (ND 1000). Przypominały mi japońskie kamienne ogrody. Miejsce kontemplacji.

Zrobiłam oczywiście więcej zdjęć. Byłam w Świnoujściu przez cały weekend. Nie jestem wielką wielbicielką plaży, ale staram się wpaść nad morze co roku. Lubię łazić po gładkim, mokrym piachu i słuchać jednostajnego szumu fal. W Świnoujściu byłam latem chyba pierwszy raz.

Share

dlaczego fotografuję

wybaczcie, że myśląc głośno (a w zasadzie publicznie) odpowiem na to pytanie sama sobie. Przez ostatnie dwa lata postanowiłam nauczyć się podstaw fotografii. Opanowałam operowanie przysłoną i czasem, zdjęcia makro, długie naświetlania, fotografowanie nocy, malowanie światłem, zdjęcia celowo poruszone, jeszcze poćwiczę przedmioty w ruchu. Na pewno nie jest tak, że wszystko wiem, a już zupełnie nie tak, że mając do dyspozycji kilka sekund bezbłędnie ustawię wszystkie parametry i uzyskam arcydzieło. Uczę się nadal, ale czym więcej wiem, tym częściej zadaję sobie pytanie po co. Świat jest przeładowany fotografiami. Zaglądając na poświęcone im portale odnoszę wrażenie jakby wszyscy posiadający nadmiar czasu (a chyba jest ich bardzo dużo) zabrali się za produkowanie ślicznych obrazków z zapałem z jakim ich prababki (przynajmniej te z dobrych domów) dziergały wieczorami makatki, starając się prześcignąć jedna drugą.

Nie chciałabym być zrozumiana źle. W produkowaniu ładnych przedmiotów nie ma nic złego. Fajnie na nie popatrzyć, niektórzy lubią mieć. Tylko jakoś nie widzę w tym siebie. Początkowo chciałam tylko pokazać Wam lepiej świat. Bywam w miejscach na ogół niedostępnych. Celowo wybieram niepopularne. Idę tam, gdzie jeszcze nie byłam i spotykam przeróżne rzeczy. Zwykle losowe. Nie poluję na ujęcia, chociaż cieszę się jeśli natura daje mi szansę i pokazuje coś cudownego. W żaden sposób nie nazwałabym siebie fotografem (nawet fotografem amatorem), bo dla fotografów najważniejsze jest robienie zdjęć.  Kolekcjonujący ładne widoki ludzie jadą raczej tam, gdzie szansa na zdobycie „wyjątkowego” kadru jest największa.  Profesjonaliści są usprawiedliwieni- muszą, ale ja wolałabym najpierw umieć patrzyć głębiej (czy ciekawiej) na zwykłe życie. Takie jakie mam i nauczyć się pokazywać więcej niż urodę krajobrazu.  Atmosferę, rodzące się tylko w samotności uczucia, piękno zapomnianych czy z wygodnictwa nieodwiedzanych miejsc. Głos Natury, która nie jest wcale niema. Rzeczy do przemyślenia…

Jak widzicie stawiam sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Pojęcia nie mam jak się do tego zabrać i dokąd mnie to doprowadzi, ale postanowiłam się uprzeć i chociaż spróbować. Będzie po omacku, jak zwykle. Piszę to, żeby mi się nie odwidziało.

Przed chwilką wrzuciłam na swoją stronę próbę fotograficznej historii bez słów. Blaknące wspomnienia– opowieść o miejscach gdzie już mnie nie ma. Zdjęcia zrobione na przełomie lipca i sierpnia w Norwegii.

Krytykujcie :)

PS: napiszę oczywiście też normalną relację. Może się komuś kiedyś przyda…

Share
Translate »