a w górach nie ma (już) nikogo…

Na moich zdjęciach niemal nie ma ludzi. Częściowo wynika to stąd, że chodzę po górach sama, częściowo, że bywam w miejscach gdzie nikogo nie ma. Tym razem przez wszystkie dni spotkałam jednego myśliwego z psem (Luciano) i dwóch bezimiennych narciarzy z czekanami…

Wyludnione były nie tylko odcięte od świata hale, ale też i wysoko położone domki i małe miasteczka. W Caronie nie było żywej duszy, w dolinie Belvisio  przy jakiejś dalekiej chałupie kręcił się samotny facet. Na szosie schodzącej z Carony do San Giacomo obszczekał mnie bardzo zdziwiony pies i na moment zza wrót obory wychylił się przerzucający gnój człowiek.

Przed tamtym domem stał samochód, do innych nie prowadziły nawet wyjeżdżone ślady.

Brak ludzi w miejscach gdzie można by się ich było spodziewać rodzi bardzo zastanawiające uczucia. Świat odrealnia się i wygląda niemal zupełnie jak bajka. Nie wiem czy udało mi się to pokazać… być może do wywołania tego szczególnego wrażenia potrzebne jest jeszcze szczypiące w policzki zimno, podstępny lód pod nogami i szumiący w bezlistnych gałęziach wiatr…

 

Share

z autostrady…

co jakiś czas dociera do mnie, że fotografuję (i pokazuję Wam) ciągle to samo… czyli tylko i wyłącznie góry :) Dociera na różne sposoby i  rzeczywiście nie sposób nie przyznać rozmówcom racji… Tak już jest. W górach każda nawet najmniej istotna chwila wydaje mi się podarowanym przez los cudem. W codziennym życiu ta nienormalna wrażliwość na cudy jakoś mi po cichutku ucieka… i znika. Postanowiłam to zwalczyć, a przynajmniej popracować nad sposobem oglądania zwykłego świata z nieco większym zainteresowaniem:)

…najprościej mi chyba przez obiektyw, wiec proszę bardzo oto Śląsk:

Zupełnie nie znam Śląska, a wszystko co o nim wiem to to, co widać z autostrady… śliczny prawda? Jechaliśmy oczywiście z gór … fajnie było :)

Share
Translate »